Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   srebrna pajczyna

srebrna pajczyna

Data: 2012-09-01 22:27:27
Autor: Grzegorz Z.
srebrna pajczyna
Jarosław Kaczyński stworzył pod patronatem nieżyjącego brata
polityczno-biznesowy konglomerat, dzięki któremu nadal żyje jak najwyższy
dostojnik. Jest chroniony przez komandosów, a jego willa na Żoliborzu
przypomina twierdzę.

Jest 13 grudnia 2010 r., minęło osiem miesięcy od katastrofy smoleńskiej.
Trwa posiedzenie rady Fundacji Nowe Państwo. Fundacja istnieje od
kilkunastu lat. Ma duży majątek – w połowie lat 90. przejęła dwa biurowce w
centrum Warszawy. Skład rady: przewodniczący Jarosław Kaczyński oraz dwaj
członkowie: abp Tadeusz Gocłowski i były prezes Polskiego Radia Krzysztof
Czabański. Spotkanie jest krótkie – rada zmienia nazwę i statut fundacji.
Tak powstaje Instytut Imienia Lecha Kaczyńskiego. Od teraz zadaniem
fundacji ma być „propagowanie myśli społecznej Lecha Kaczyńskiego – Męża
Stanu i patrioty, który (...) ideałom wolnej, sprawiedliwej i solidarnej
Polski poświęcił swoje życie”. Instytut dziedziczy po Nowym Państwie
majątek, czyli dwie spółki: Srebrną i Srebrną Media, a także siedzibę w
biurowcu Srebrnej. No i zarząd w składzie: Barbara Czabańska (była żona
Krzysztofa) i Adam Lipiński, wiceprezes PiS.

Powołanie Instytutu odbywa się bez rozgłosu. Trochę dziwne, bo po
katastrofie smoleńskiej powołanie think tanku pod taką nazwą zapowiadali
Marta Kaczyńska i bliski współpracownik nieżyjącego prezydenta Maciej
Łopiński. Żadne z nich nie weszło jednak do władz Instytutu. Po półtora
roku w sprawie Instytutu wciąż panuje cisza, jego istnienie odnotowują
tylko sądowe rejestry. Zarząd fundacji i brat jej patrona milczą. Żadnych
informacji o działalności, żadnych planów.

Dzwonię do wiceprzewodniczącego PiS Adama Lipińskiego. – Na razie nie ma o
czym mówić. Instytut nie prowadzi jeszcze żadnej działalności, w przyszłym
roku powinien ruszyć, jak przyjdzie dywidenda ze spółek – zbywa mnie
Lipiński.
– A wie pan, czym zajmują się te spółki?
– Prezesem Srebrnej jest Kazimierz Kujda i najlepiej dzwonić do niego. A
Srebrna Media... Oni chyba wygaszają działalność. Wie pan co? Będę kończyć,
wyszedłem od dentysty i muszę dojść do siebie.

Idę za radą Lipińskiego i kontaktuję się z Kujdą.
– Jestem na wyjeździe i wracam za dwa tygodnie. Przez telefon nie będę
rozmawiać.
– A mógłby pan wyznaczyć do rozmowy ze mną kogoś innego z władz spółki? –
proszę.
Po chwili ciszy pada krótka odpowiedź: – Niech Lipiński wyznaczy. Do
widzenia.

Nic z tego. Lipiński nie odbiera już telefonu, nie odpisze na SMS. Dzwonię
do biura Srebrnej. Relacjonuję swoją rozmowę z Kujdą i proszę o rozmowę z
kimś z władz spółki. Pani w słuchawce się dziwi: – Prezes na urlopie?
Pierwsze słyszę, przecież w Warszawie jest. Prezes może i jest, ale na
spotkanie i tak nie ma co liczyć. Dostaję tylko adres e-mailowy, na który
mam wysłać pytania. Może ktoś odpowie.

Jeszcze telefon ostatniej szansy: Barbara Czabańska. To prezes Instytutu i
zarazem szefowa Srebrnej Media.
– Czy Instytut prowadzi jakąś działalność statutową?
– Nie czuję potrzeby, by zaspokajać pana ciekawość. Jak pan chce, to proszę
sobie pójść do sądu rejestrowego i poczytać sprawozdania. Ja pana nie
pytam, co pan robi ze swoim prywatnym życiem.
– Ale działalność Instytutu chyba nie jest sprawą prywatną.
– Jak się panu nie podoba, może pan napisać list protestacyjny, ale ja
rozmawiać nie będę. Zamykam temat. Czabańska rzuca słuchawką. Zdumiewające.
Prezes PiS i jego współpracownicy, którzy chętnie powołują się na
dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego, powołali fundację jego imienia, ale nie
chcą o niej mówić. O co chodzi?

Instytut to tylko obudowa, która kryje polityczno-biznesowy mechanizm
zasilany państwowymi pieniędzmi. Mechanizm od lat jest na usługach
Jarosława Kaczyńskiego. Hol biurowca przy Al. Jerozolimskich 125/127. Na
stoliku tuż przy recepcji ktoś wyłożył najnowsze wydanie „Gazety Polskiej
Codziennie”. Właścicielem budynku jest Srebrna, najważniejszy trybik w
całym mechanizmie. Spółka oprócz Jerozolimskich ma jeszcze jedną
nieruchomość – znajdujący się 200 metrów dalej biurowiec przy ul. Srebrnej
16.

We władzach spółki zasiada plejada przybocznych Kaczyńskiego. Prezesem jest
Kazimierz Kujda, który za rządów PiS kierował Narodowym Funduszem Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej. To za jego kadencji Fundusz najpierw
przyznał wielomilionową dotację na geotermię toruńskiej fundacji o.
Tadeusza Rydzyka, a potem – na dzień przed zaprzysiężeniem rządu Donalda
Tuska – jeszcze ją podwoił.

Kujda jest lojalny, rozumie biznes i nie szasta firmowymi pieniędzmi. Dla
Kaczyńskiego to człowiek na wagę złota albo – może lepiej – srebra. – Kaziu
chciał kandydować do Senatu, ale prezes się nie zgodził. Bo kto lepiej
przypilnuje interesu niż on? – mówi polityk PiS.

Oprócz Kujdy w zarządzie Srebrnej jest jeszcze Janina Goss, dobra znajoma
mamy prezesa i była szefowa rady nadzorczej TVP. A w radzie zasiadają
Barbara Skrzypek, wieloletnia sekretarka Kaczyńskiego, i Halina Wojnarska,
żona Lipińskiego. Srebrna żyje z wynajmu lokali – interes kręci się nie
najgorzej, w 2011 r. wypracowano 1,6 mln zł zysku – i ma szczodry gest. Od
co najmniej 2009 r. wynajmuje dom sąsiadujący z żoliborską willą prezesa
Kaczyńskiego. Spółka zapewnia, że inwestycja ma sens. W domu mieści się
ponoć biuro rachunkowe Srebrnej oraz siedziby jej spółki córki Słowo
Niezależne, właściciela portalu Niezalezna.pl, oraz firmy Rejtan (tu
większościowym udziałowcem jest Tomasz Sakiewicz), która prowadzi
internetową księgarnię „Gazety Polskiej”.

Tłumaczenie Srebrnej jest jednak mało przekonujące. Spółka jest
właścicielem dwóch dużych biurowców i księgowość mogłaby spokojnie
pomieścić w jednym z nich. Trudno też uwierzyć, by 125-metrowa willa w
jednej z najdroższych dzielnic Warszawy była niezbędna wydawcy niszowego
portalu i właścicielowi małej księgarni oferującej m.in. film o katastrofie
smoleńskiej „To nie była brzoza” oraz płytę CD „Andrzej Rosiewicz. Złote
przeboje”.

– Prawda niestety jest dużo bardziej brutalna. Do nieruchomości musiała
wejść Srebrna, bo prezes nie chciał mieć nowych sąsiadów. Ten dom kilka lat
temu zmienił właściciela i była obawa, że wprowadzi się tam ktoś, kto
mógłby zakłócać mu spokój – twierdzi jeden z bliskich współpracowników
Kaczyńskiego. Wersję, według której wynajęcie willi odbyło się z aprobatą
prezesa, potwierdza historia z ostatniej kampanii wyborczej.

Czerwiec 2010 r. W podwarszawskim domu byłego spin doktora PiS Michała
Kamińskiego trwa sesja fotograficzna dla magazynu „Gala”. Prezes na chwilę
rozstał się z czarnym, żałobnym krawatem. Stoi przy ruszcie i przerzuca
karkówkę, lekko się uśmiecha. Wygląda jak prawdziwy gospodarz. W tle widać
Pawła Poncyljusza, Michała Kamińskiego z córkami i dziewczyny z biura
prasowego PiS. Wszyscy czekają na to, co zaserwuje prezes.

Zdjęcia się kończą. Kaczyński zdejmuje fartuszek i mówi: – Ładnie tu u
Michała. Może też wziąłbym mamę i wyprowadził się z nią za Warszawę. –
Panie prezesie, wynajęcie takiego domu kosztowałoby majątek. – Znam ceny.
Wynajmujemy jeden dom na Żoliborzu.

Oczywiście, że partia płaci
Żoliborz, słoneczne popołudnie. Willa prezesa wygląda jak twierdza. Od
strony ulicy osłaniają ją gęste drzewa, a wokół parkanu kręci się postawny
mężczyzna. Przegania każdego, kto się zatrzymuje i zagląda Kaczyńskim w
okna. Od tyłu zajeżdża srebrna skoda superb, z której wysiada dwóch
uzbrojonych ochroniarzy. Obaj pod czterdziestkę, wyraźnie stylizują się na
Biuro Ochrony Rządu. Czarne garnitury, krawaty, wpinki w klapach marynarek.

Na terenie sąsiedniej posesji – tej podnajmowanej przez biuro rachunkowe,
wydawnictwo i księgarnię – stoi mały kiosk, w którym kilka lat temu
działała wypożyczalnia kaset Mandaryn Video. Dziś budka ma wstawione lustra
weneckie i przypomina punkt obserwacyjny. Na tarasie, zaraz za budką,
siedzi jeszcze jeden człowiek. Nie wygląda na księgowego ani dziennikarza:
włosy na jeżyka, oliwkowa koszula i wojskowe bojówki. Ochroniarze strzegą
prezesa i jego domu. To pracownicy firmy GROM Group, zatrudniającej byłych
komandosów, oficerów służb specjalnych i funkcjonariuszy BOR.

Obstawa prezesa to w PiS temat równie drażliwy, co Instytut Imienia Lecha
Kaczyńskiego. Dzwonię do Stanisława Kostrzewskiego, skarbnika PiS. Chcę
spytać, kto opłaca ochroniarzy prezesa. – Halo? Chwilę mogę, ale krótko, bo
zaraz wyjeżdżam. Oczywiście, że partia płaci. To wszystko? Fajno, do
widzenia.

Dla ścisłości: jeśli płaci partia, to znaczy, że tak naprawdę płacą
podatnicy, bo PiS – podobnie jak reszta ugrupowań parlamentarnych – żyje z
państwowych dotacji. I to płacą słono. „Newsweek” dotarł do faktur
wystawianych przez GROM Group, za które w zeszłym roku płaciło PiS. Wynika
z nich, że za połowę sierpnia firma zgarnęła 156 tys. zł, za wrzesień – 138
tys., a za dziewięć dni października – 88 tys. Ceny zawierały m.in.
podnajem od Srebrnej budki wartowniczej po Mandaryn Video, noclegi w
hotelach, odkurzanie limuzyny, a nawet zakup zapachowych choinek do
samochodu. Według dokumentów w czasie kampanii w obstawie pracowało od 17
do 24 osób.

Dziś te koszty mogą być nieco niższe, bo prezes nie uczestniczy w wiecach
wyborczych i większość czasu spędza w Warszawie. Ale faktury i tak muszą
iść w dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych. Jak podaje „Super
Express”, czterech ochroniarzy non stop przebywa w pobliżu Kaczyńskiego, a
dwóch kolejnych pod jego nieobecność pilnuje domu na Żoliborzu.

Srebrna w przysłanym do „Newsweeka” e-mailu twierdzi, że nie współpracowała
z PiS w czasie ostatniej kampanii wyborczej. To nieprawda. Z faktur
złożonych w Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że przed ostatnimi
wyborami spółka wywiesiła na ogrodzeniu swojego budynku baner reklamowy
kandydatki PiS Małgorzaty Raczyńskiej, byłej dyrektorki telewizyjnej
Jedynki. Odpłatnie udostępniała też komitetowi wyborczemu PiS swoje linie
telefoniczne. W sprawozdaniach finansowych Srebrnej jest nawet mowa o call
centre. – Sam widziałem, jak do jednego z biurowców spółki wnoszono kiedyś
biurka typowe dla call centre. Z tego, co pamiętam, to z tych telefonów
korzystali w 2009 r. kandydaci PiS do europarlamentu – opowiada Tomasz
Pierzchalski, dyrektor biura deputowanych PiS mieszczącego się... przy
Srebrnej 16. Czynsz za ten lokal opłaca Parlament Europejski.

Pierzchalski to nie tylko dyrektor biura, ale też założyciel fundacji Nowy
Kierunek, która według statutu zajmuje się „propagowaniem myśli
konserwatywnej”. Prezesem NK jest Bartłomiej Rajchert, dyrektor
zarządzający PiS, a w jej radzie do niedawna zasiadał Kostrzewski, skarbnik
partii. Lokal fundacji mieści się oczywiście w budynku Srebrnej.
Dwadzieścia metrów od siedziby PiS przy Nowogrodzkiej.

– Dlaczego zdecydowaliście się akurat na to biuro? – pytam Rajcherta.
– Z bardzo prostego powodu, panie redaktorze. Żeby mieć blisko.
– Skąd?
– Z pracy.

Czym zajmuje się fundacja? Na swojej stronie internetowej chwali się m.in.
wsparciem budowy świetlicy w Sierra Leone oraz zorganizowaniem wystawy
„Warto być Polakiem” upamiętniającej Lecha Kaczyńskiego. Nowy Kierunek
prowadzi też serwis internetowy www.lechkaczynski.pl, którego gospodarzem
jest Ruch Społeczny im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, mieszczący się –
jakżeby inaczej – w biurowcu Srebrnej.

Pierzchalski i Rajchert to jednak nie tylko społecznicy, ale też PR-owcy.
Nowy Kierunek w czasie ostatniej kampanii wystawił komitetowi PiS faktury
za produkcję filmików do internetu, organizację wieczoru wyborczego, paru
konwencji wyborczych i jednej konferencji opiewające na ponad 800 tys. zł.
Od każdej usługi pobierał oczywiście opłatę za koordynację eventu, która
stanowiła czysty zysk fundacji.

Dla przykładu: za godzinną konwencję w Pałacu Kultury (jej koszt wyniósł
prawie 300 tys. zł) Nowy Kierunek skasował 38 tys. zł. Film z tej imprezy
można obejrzeć w internecie. Jak na kosztorys przygotowany przez fundację
(80 tys. za scenografię i 8 tys. za scenariusz oraz reżyserię) efekt był
raczej skromny: w sali 200, może 300 osób, czterech mówców na scenie,
zespół muzyczny, trochę świateł i krótki film wyświetlony na rzutniku. Nowy
Kierunek sam nie był w stanie zorganizować nawet tego – biuro
Pierzchalskiego i Rajcherta to 14-metrowy pokój, więc o żadnym własnym
sprzęcie nie ma mowy – i musiał korzystać z podwykonawców. Jednym z nich
była agencja SOS Music, którą w poprzednich latach PiS wynajmowało bez
żadnych pośredników.

– Nie zastanawia pana, że PiS w poprzednich latach korzystało z usług SOS
Music, a teraz wynajęło pana fundację, która i tak wzięła SOS na
podwykonawcę? Czy, tak na zdrowy rozum, nie wygląda to na mechanizm służący
wypłaceniu dodatkowej prowizji?
– Zlecenia otrzymaliśmy ze sztabu wyborczego PiS. SOS Music był jednym z
podwykonawców jednej z kilku konwencji zrealizowanych przez fundację.
– Co to znaczy, że otrzymywaliście zlecenia? Kto je wam przekazywał?
– Nie wiem, jak wyglądał proces decyzyjny w sztabie. Do nas informacje
trafiały najczęściej przez sekretarza sztabu Pawła Szrota.

Wyjaśnienie: Szrot to tylko asystent. Był listonoszem, najważniejszą osobą
w sztabie PiS od lat jest skarbnik Stanisław Kostrzewski. To on trzyma
kasę, akceptuje kosztorysy i podpisuje faktury. Rzecz w tym, że Kostrzewski
w czasie kampanii był członkiem rady fundacji Nowy Kierunek. Wychodzi więc
na to, że skarbnik PiS wypłacał partyjną – czyli państwową – kasę
podmiotowi, w którym sam zasiadał.

Zainteresowanie działalnością fundacji musiało zaintrygować Rajcherta,
który po zautoryzowaniu wszystkich swoich wypowiedzi przysłał mi jeszcze
podsumowujący e-mail: „Ustaliłem podstawowe źródło pana informacji na mój
temat. (...) Osoba, które je opracowała, żywi względem mnie nieprzyjazne
uczucia, wynikające z osobistego urazu i frustracji zawodowej, związanej z
brakiem awansu. Odnoszę wrażenie, że aktualny termin intensywnego
rozpowszechniana plotek na mój temat wiąże się z drobnymi, ale jednak
sukcesami kierowanej przeze mnie fundacji, która realizuje liczne pozytywne
projekty”.

Rajchert się myli, bo do faktur Nowego Kierunku znajdujących się w PKW może
zajrzeć każdy. W jednym ma jednak rację – na Nowogrodzkiej jego wrogów nie
brakuje. Starszym posłom nie podoba się, że dyrektor ich partii ledwo
skończył trzydzieści lat, a już zajeżdża pod biuro drogim autem, trzyma
nogi na biurku i jeszcze na dodatek smrodzi cygaretkami.

Quick Lopez pączkuje
W dokumentacji ostatniej kampanii PiS jest kilka innych tropów prowadzących
do biurowca Srebrnej. Jednym z nich jest faktura za sesję fotograficzną 120
kandydatów PiS do parlamentu opiewająca na 196 tys. zł brutto (z czego 78
tys. to same prawa autorskie). Jej autorem jest Maciej Nabrdalik,
przyjaciel Rajcherta i fotograf, który jako jedyny zawsze miał ekskluzywny
dostęp do prezesa. Nabrdalik cztery miesiące po kampanii wszedł do rady
fundacji, zajmując w niej miejsce Kostrzewskiego. Wycofał się niedawno.

– Nie sądzi pan, że 78 tys. zł brutto za prawa autorskie to wygórowana
stawka?
– Proszę zwrócić uwagę, że chodziło o zdjęcia z możliwością wykorzystywania
na wszystkich możliwych nośnikach, w tym billboardach, reklamach, ulotkach,
w internecie. Znajdzie pan fotografów, którzy powiedzą, że taka stawka za
prawa na wszystkie nośniki jest niska?

Postanawiam to sprawdzić. Dzwonię do renomowanego studia Cukry – zdjęcia
robi w nim znany warszawski fotograf Krzysztof Kuczyk. Przedstawiam się
jako przedstawiciel jednej z partii i mówię, że planuję sesję. Taką jak ta,
którą zrobił Nabrdalik: cztery dni z cateringiem, stylistą, fryzjerem,
makijażem. Pełen wypas. – Ile by to kosztowało?
– Na pewno poniżej 10 tys. zł za dzień.
– A prawa autorskie na wszystkie nośniki?
– 15 tysięcy.

Lista najemców Srebrnej i spis firm, które fakturowały PiS podczas
ostatnich wyborów, zazębia się w jeszcze kilku punktach. Jednym z nich jest
drukarnia Quick Lopez. To spora firma, robi zlecenia dla mazowieckiego
samorządu i kilku wydawnictw. Jej właściciel nazywa się Robert Stachowicz,
na stronie firmy przedstawiony jako „Ruchaj-bej”. Stachowicz to człowiek
dowcipny i w PiS dobrze znany – przed laty pracował jako grafik w piśmie
„Nowe Państwo” wydawanym przez Srebrną. – Skąd pomysł na biuro przy
Srebrnej? – Z wygody. Po skończonej pracy w wydawnictwie mogłem szybko
przejść do własnej firmy.

Stachowicz do dziś jest najemcą Srebrnej. W międzyczasie z jego biznesu
wypączkowała firma Goldfinger, która, podobnie jak Quick Lopez, znalazła
się w zeszłym roku na liście płac komitetu wyborczego PiS. Goldfinger
usadowił się jednak po drugiej stronie podwórka – przy Nowogrodzkiej, pod
tym samym adresem co biuro PiS.

To miała być wieś zamożnych poetów
Przy Srebrnej spółka Srebrna Media wygląda jak mniejsza siostra. To firma
niewielka i rodzinna. Prezesem jest Barbara Czabańska, która jednocześnie
szefuje Instytutowi. Razem z nią w zarządzie zasiada jej były mąż
Krzysztof, członek rady Instytutu. Na dokładkę na ostatnim walnym pojawił
się syn państwa Czabańskich – Jacek. Występował jako przedstawiciel
głównego udziałowca.

Wbrew temu, co twierdzi Adam Lipiński, Srebrna Media wcale nie zwija swojej
działalności. W zeszłym roku, co prawda, zanotowała stratę, ale szefowie
firmy mają się jak pączki w maśle – wypłacili sobie 300 tys. zł
wynagrodzenia. Srebrna Media od kilku lat jest skoncentrowana na jednym
projekcie: buduje osiedle domków rekreacyjnych w Puszczy Augustowskiej.
Kupiła 5-hektarową działkę w gminie Płaska (dziś ta ziemia jest warta ok.
miliona złotych), doprowadziła do niej prąd i właśnie przymierza się do
wbicia pierwszego szpadla. Osiedle ma już nawet nazwę: Srebrna Dolina.
Domki mają być stylizowane na leśniczówki: dwuspadowy dach, drewniana
elewacja i charakterystyczne okna nazywane kukawkami. W klimacie puszczy.

Płaska – co tu dużo mówić – to raj na ziemi. Dziewicze lasy, pięć czystych
jezior. Gmina się rozwija, ciągną tu bogacze z Warszawy i Białegostoku.
Jadę do człowieka, który sprzedał Srebrnej Media ziemię. To Arkadiusz
Pawłowski, właściciel warsztatu samochodowego.  – Pani Czabańska mówiła, co
chce zrobić z ziemią?

– Wie pan, jak to jest. Siedzi się u notariusza i rozmawia dla zabicia
czasu. Ja mówiłem pani Czabańskiej, że ta ziemia to dla mnie kawał
rodzinnej historii. Dziadka złapali w obławie augustowskiej na żołnierzy AK
w 1945 r., zaraz potem zmarła babcia i moja mama, wówczas dwunastolatka,
została z trójką młodszego rodzeństwa. Pani Czabańska zapewniła, że nie
będzie tej ziemi bezmyślnie szatkować. Chciała tam wybudować spokojną
przystań dla starszych ludzi. Mówiła, że kupców na domki chce sama
starannie dobierać. – Powie mi pan, jak trafić do pani Czabańskiej?

– Wieś nazywa się Rygol, leży 5 km od granicy białoruskiej. Jej działkę
pozna pan bez problemu. To dom na wzgórzu. Mimo nieprzyjemnej rozmowy
telefonicznej sprzed kilku dni Czabańska wpuszcza mnie do środka.
– To miała być wieś zamożnych poetów. Oczywiście poetów ducha, nie w sensie
dosłownym. Tak sobie to wymarzyłam – mówi Czabańska. Przez większość
rozmowy ma zamknięte oczy. – Mówię „zamożnych”, bo, nie oszukujmy się,
biednych by raczej nie było stać.
– Na działce na razie nic się nie dzieje.
– Moja koncepcja, choć piękna, była utopijna. Okazało się, że nasz naród
nie jest zamożny ani nie ma wyższych potrzeb. Zarząd spółki stwierdził, że
potrzebne są pieniądze i należy szukać inwestorów.
– Skąd Srebrna Media miała pieniądze na tę działkę?
– Sprzedaliśmy naszą część budynku przy Srebrnej 16.
– Ten budynek należy dziś do Srebrnej.
– Tak, bo to była taka wewnętrzna sprzedaż.
– A powie mi pani coś o Instytucie?
– Działalność prowadzimy skromną. Na razie sfinansowaliśmy tylko pracę
dwóch profesorów z USA, którzy zajmowali się Smoleńskiem. Nie pamiętam ich
nazwisk... W każdym razie jeden jest od sekcji samolotów, a drugi od sekcji
zwłok.

Premier na wieki
Relacjonuję swoje ustalenia jednemu z byłych współpracowników prezesa PiS:
Kaczyński stworzył biznesowo-polityczny konglomerat, w skład którego
wchodzi partia oraz zaprzyjaźnione fundacje i firmy. On sam znajduje się w
jego sercu – korzysta z ochrony opłacanej przez partię oraz z przysług
wyświadczanych przez Srebrną. Mechanizm jest podłączony do publicznych
pieniędzy w postaci dotacji dla PiS. Na dodatek czapą dla całej maszynerii
jest fundacja, której patronuje nieżyjący brat prezesa. Po co to wszystko?

Mój rozmówca: – Proszę zwrócić uwagę, że Kaczyński od pięciu lat jest
zwykłym posłem, ale nadal żyje jak premier. Ma swoje media, komandosi
strzegą jego domu, partia wozi go limuzyną, a ludzie na spotkaniach
adorują. To wszystko zapewnia mu opisywany przez pana mechanizm. Musi pan
jednak wiedzieć, że prezes ma obsesję na punkcie swojej pozycji w PiS. Boi
się, że ktoś kiedyś przyjdzie i odbierze mu partię. Mechanizm zbudowany
wokół partii go uspokaja. Daje poczucie, że nawet bez partii nadal będzie
mógł być premierem.

http://polska.newsweek.pl/prawo-i-sprawiedliwosc-- srebrny-uklad,95151,7,1.html

--
"Ciężko wierzyć w coś,co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła."

Data: 2012-09-01 23:27:48
Autor: leszek niewiadomski
srebrna pajęczyna
Am 01.09.2012 22:27, schrieb Grzegorz Z.:
Jarosław Kaczyński stworzył pod patronatem nieżyjącego brata
polityczno-biznesowy konglomerat, dzięki któremu nadal żyje jak najwyższy
dostojnik. Jest chroniony przez komandosów, a jego willa na Żoliborzu
przypomina twierdzę.

Jest 13 grudnia 2010 r., minęło osiem miesięcy od katastrofy smoleńskiej.
Trwa posiedzenie rady Fundacji Nowe Państwo. Fundacja istnieje od
kilkunastu lat. Ma duży majątek – w połowie lat 90. przejęła dwa biurowce w
centrum Warszawy. Skład rady: przewodniczący Jarosław Kaczyński oraz dwaj
członkowie: abp Tadeusz Gocłowski i były prezes Polskiego Radia Krzysztof
Czabański. Spotkanie jest krótkie – rada zmienia nazwę i statut fundacji.
Tak powstaje Instytut Imienia Lecha Kaczyńskiego. Od teraz zadaniem
fundacji ma być „propagowanie myśli społecznej Lecha Kaczyńskiego – Męża
Stanu i patrioty, który (...) ideałom wolnej, sprawiedliwej i solidarnej
Polski poświęcił swoje życie”. Instytut dziedziczy po Nowym Państwie
majątek, czyli dwie spółki: Srebrną i Srebrną Media, a także siedzibę w
biurowcu Srebrnej. No i zarząd w składzie: Barbara Czabańska (była żona
Krzysztofa) i Adam Lipiński, wiceprezes PiS.

Powołanie Instytutu odbywa się bez rozgłosu. Trochę dziwne, bo po
katastrofie smoleńskiej powołanie think tanku pod taką nazwą zapowiadali
Marta Kaczyńska i bliski współpracownik nieżyjącego prezydenta Maciej
Łopiński. Żadne z nich nie weszło jednak do władz Instytutu. Po półtora
roku w sprawie Instytutu wciąż panuje cisza, jego istnienie odnotowują
tylko sądowe rejestry. Zarząd fundacji i brat jej patrona milczą. Żadnych
informacji o działalności, żadnych planów.

Dzwonię do wiceprzewodniczącego PiS Adama Lipińskiego. – Na razie nie ma o
czym mówić. Instytut nie prowadzi jeszcze żadnej działalności, w przyszłym
roku powinien ruszyć, jak przyjdzie dywidenda ze spółek – zbywa mnie
Lipiński.
– A wie pan, czym zajmują się te spółki?
– Prezesem Srebrnej jest Kazimierz Kujda i najlepiej dzwonić do niego. A
Srebrna Media... Oni chyba wygaszają działalność. Wie pan co? Będę kończyć,
wyszedłem od dentysty i muszę dojść do siebie.

Idę za radą Lipińskiego i kontaktuję się z Kujdą.
– Jestem na wyjeździe i wracam za dwa tygodnie. Przez telefon nie będę
rozmawiać.
– A mógłby pan wyznaczyć do rozmowy ze mną kogoś innego z władz spółki? –
proszę.
Po chwili ciszy pada krótka odpowiedź: – Niech Lipiński wyznaczy. Do
widzenia.

Nic z tego. Lipiński nie odbiera już telefonu, nie odpisze na SMS. Dzwonię
do biura Srebrnej. Relacjonuję swoją rozmowę z Kujdą i proszę o rozmowę z
kimś z władz spółki. Pani w słuchawce się dziwi: – Prezes na urlopie?
Pierwsze słyszę, przecież w Warszawie jest. Prezes może i jest, ale na
spotkanie i tak nie ma co liczyć. Dostaję tylko adres e-mailowy, na który
mam wysłać pytania. Może ktoś odpowie.

Jeszcze telefon ostatniej szansy: Barbara Czabańska. To prezes Instytutu i
zarazem szefowa Srebrnej Media.
– Czy Instytut prowadzi jakąś działalność statutową?
– Nie czuję potrzeby, by zaspokajać pana ciekawość. Jak pan chce, to proszę
sobie pójść do sądu rejestrowego i poczytać sprawozdania. Ja pana nie
pytam, co pan robi ze swoim prywatnym życiem.
– Ale działalność Instytutu chyba nie jest sprawą prywatną.
– Jak się panu nie podoba, może pan napisać list protestacyjny, ale ja
rozmawiać nie będę. Zamykam temat. Czabańska rzuca słuchawką. Zdumiewające.
Prezes PiS i jego współpracownicy, którzy chętnie powołują się na
dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego, powołali fundację jego imienia, ale nie
chcą o niej mówić. O co chodzi?

Instytut to tylko obudowa, która kryje polityczno-biznesowy mechanizm
zasilany państwowymi pieniędzmi. Mechanizm od lat jest na usługach
Jarosława Kaczyńskiego. Hol biurowca przy Al. Jerozolimskich 125/127. Na
stoliku tuż przy recepcji ktoś wyłożył najnowsze wydanie „Gazety Polskiej
Codziennie”. Właścicielem budynku jest Srebrna, najważniejszy trybik w
całym mechanizmie. Spółka oprócz Jerozolimskich ma jeszcze jedną
nieruchomość – znajdujący się 200 metrów dalej biurowiec przy ul. Srebrnej
16.

We władzach spółki zasiada plejada przybocznych Kaczyńskiego. Prezesem jest
Kazimierz Kujda, który za rządów PiS kierował Narodowym Funduszem Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej. To za jego kadencji Fundusz najpierw
przyznał wielomilionową dotację na geotermię toruńskiej fundacji o.
Tadeusza Rydzyka, a potem – na dzień przed zaprzysiężeniem rządu Donalda
Tuska – jeszcze ją podwoił.

Kujda jest lojalny, rozumie biznes i nie szasta firmowymi pieniędzmi. Dla
Kaczyńskiego to człowiek na wagę złota albo – może lepiej – srebra. – Kaziu
chciał kandydować do Senatu, ale prezes się nie zgodził. Bo kto lepiej
przypilnuje interesu niż on? – mówi polityk PiS.

Oprócz Kujdy w zarządzie Srebrnej jest jeszcze Janina Goss, dobra znajoma
mamy prezesa i była szefowa rady nadzorczej TVP. A w radzie zasiadają
Barbara Skrzypek, wieloletnia sekretarka Kaczyńskiego, i Halina Wojnarska,
żona Lipińskiego. Srebrna żyje z wynajmu lokali – interes kręci się nie
najgorzej, w 2011 r. wypracowano 1,6 mln zł zysku – i ma szczodry gest. Od
co najmniej 2009 r. wynajmuje dom sąsiadujący z żoliborską willą prezesa
Kaczyńskiego. Spółka zapewnia, że inwestycja ma sens. W domu mieści się
ponoć biuro rachunkowe Srebrnej oraz siedziby jej spółki córki Słowo
Niezależne, właściciela portalu Niezalezna.pl, oraz firmy Rejtan (tu
większościowym udziałowcem jest Tomasz Sakiewicz), która prowadzi
internetową księgarnię „Gazety Polskiej”.

Tłumaczenie Srebrnej jest jednak mało przekonujące. Spółka jest
właścicielem dwóch dużych biurowców i księgowość mogłaby spokojnie
pomieścić w jednym z nich. Trudno też uwierzyć, by 125-metrowa willa w
jednej z najdroższych dzielnic Warszawy była niezbędna wydawcy niszowego
portalu i właścicielowi małej księgarni oferującej m.in. film o katastrofie
smoleńskiej „To nie była brzoza” oraz płytę CD „Andrzej Rosiewicz. Złote
przeboje”.

– Prawda niestety jest dużo bardziej brutalna. Do nieruchomości musiała
wejść Srebrna, bo prezes nie chciał mieć nowych sąsiadów. Ten dom kilka lat
temu zmienił właściciela i była obawa, że wprowadzi się tam ktoś, kto
mógłby zakłócać mu spokój – twierdzi jeden z bliskich współpracowników
Kaczyńskiego. Wersję, według której wynajęcie willi odbyło się z aprobatą
prezesa, potwierdza historia z ostatniej kampanii wyborczej.

Czerwiec 2010 r. W podwarszawskim domu byłego spin doktora PiS Michała
Kamińskiego trwa sesja fotograficzna dla magazynu „Gala”. Prezes na chwilę
rozstał się z czarnym, żałobnym krawatem. Stoi przy ruszcie i przerzuca
karkówkę, lekko się uśmiecha. Wygląda jak prawdziwy gospodarz. W tle widać
Pawła Poncyljusza, Michała Kamińskiego z córkami i dziewczyny z biura
prasowego PiS. Wszyscy czekają na to, co zaserwuje prezes.

Zdjęcia się kończą. Kaczyński zdejmuje fartuszek i mówi: – Ładnie tu u
Michała. Może też wziąłbym mamę i wyprowadził się z nią za Warszawę. –
Panie prezesie, wynajęcie takiego domu kosztowałoby majątek. – Znam ceny.
Wynajmujemy jeden dom na Żoliborzu.

Oczywiście, że partia płaci
Żoliborz, słoneczne popołudnie. Willa prezesa wygląda jak twierdza. Od
strony ulicy osłaniają ją gęste drzewa, a wokół parkanu kręci się postawny
mężczyzna. Przegania każdego, kto się zatrzymuje i zagląda Kaczyńskim w
okna. Od tyłu zajeżdża srebrna skoda superb, z której wysiada dwóch
uzbrojonych ochroniarzy. Obaj pod czterdziestkę, wyraźnie stylizują się na
Biuro Ochrony Rządu. Czarne garnitury, krawaty, wpinki w klapach marynarek.

Na terenie sąsiedniej posesji – tej podnajmowanej przez biuro rachunkowe,
wydawnictwo i księgarnię – stoi mały kiosk, w którym kilka lat temu
działała wypożyczalnia kaset Mandaryn Video. Dziś budka ma wstawione lustra
weneckie i przypomina punkt obserwacyjny. Na tarasie, zaraz za budką,
siedzi jeszcze jeden człowiek. Nie wygląda na księgowego ani dziennikarza:
włosy na jeżyka, oliwkowa koszula i wojskowe bojówki. Ochroniarze strzegą
prezesa i jego domu. To pracownicy firmy GROM Group, zatrudniającej byłych
komandosów, oficerów służb specjalnych i funkcjonariuszy BOR.

Obstawa prezesa to w PiS temat równie drażliwy, co Instytut Imienia Lecha
Kaczyńskiego. Dzwonię do Stanisława Kostrzewskiego, skarbnika PiS. Chcę
spytać, kto opłaca ochroniarzy prezesa. – Halo? Chwilę mogę, ale krótko, bo
zaraz wyjeżdżam. Oczywiście, że partia płaci. To wszystko? Fajno, do
widzenia.

Dla ścisłości: jeśli płaci partia, to znaczy, że tak naprawdę płacą
podatnicy, bo PiS – podobnie jak reszta ugrupowań parlamentarnych – żyje z
państwowych dotacji. I to płacą słono. „Newsweek” dotarł do faktur
wystawianych przez GROM Group, za które w zeszłym roku płaciło PiS. Wynika
z nich, że za połowę sierpnia firma zgarnęła 156 tys. zł, za wrzesień – 138
tys., a za dziewięć dni października – 88 tys. Ceny zawierały m.in.
podnajem od Srebrnej budki wartowniczej po Mandaryn Video, noclegi w
hotelach, odkurzanie limuzyny, a nawet zakup zapachowych choinek do
samochodu. Według dokumentów w czasie kampanii w obstawie pracowało od 17
do 24 osób.

Dziś te koszty mogą być nieco niższe, bo prezes nie uczestniczy w wiecach
wyborczych i większość czasu spędza w Warszawie. Ale faktury i tak muszą
iść w dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych. Jak podaje „Super
Express”, czterech ochroniarzy non stop przebywa w pobliżu Kaczyńskiego, a
dwóch kolejnych pod jego nieobecność pilnuje domu na Żoliborzu.

Srebrna w przysłanym do „Newsweeka” e-mailu twierdzi, że nie współpracowała
z PiS w czasie ostatniej kampanii wyborczej. To nieprawda. Z faktur
złożonych w Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że przed ostatnimi
wyborami spółka wywiesiła na ogrodzeniu swojego budynku baner reklamowy
kandydatki PiS Małgorzaty Raczyńskiej, byłej dyrektorki telewizyjnej
Jedynki. Odpłatnie udostępniała też komitetowi wyborczemu PiS swoje linie
telefoniczne. W sprawozdaniach finansowych Srebrnej jest nawet mowa o call
centre. – Sam widziałem, jak do jednego z biurowców spółki wnoszono kiedyś
biurka typowe dla call centre. Z tego, co pamiętam, to z tych telefonów
korzystali w 2009 r. kandydaci PiS do europarlamentu – opowiada Tomasz
Pierzchalski, dyrektor biura deputowanych PiS mieszczącego się... przy
Srebrnej 16. Czynsz za ten lokal opłaca Parlament Europejski.

Pierzchalski to nie tylko dyrektor biura, ale też założyciel fundacji Nowy
Kierunek, która według statutu zajmuje się „propagowaniem myśli
konserwatywnej”. Prezesem NK jest Bartłomiej Rajchert, dyrektor
zarządzający PiS, a w jej radzie do niedawna zasiadał Kostrzewski, skarbnik
partii. Lokal fundacji mieści się oczywiście w budynku Srebrnej.
Dwadzieścia metrów od siedziby PiS przy Nowogrodzkiej.

– Dlaczego zdecydowaliście się akurat na to biuro? – pytam Rajcherta.
– Z bardzo prostego powodu, panie redaktorze. Żeby mieć blisko.
– Skąd?
– Z pracy.

Czym zajmuje się fundacja? Na swojej stronie internetowej chwali się m.in.
wsparciem budowy świetlicy w Sierra Leone oraz zorganizowaniem wystawy
„Warto być Polakiem” upamiętniającej Lecha Kaczyńskiego. Nowy Kierunek
prowadzi też serwis internetowy www.lechkaczynski.pl, którego gospodarzem
jest Ruch Społeczny im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, mieszczący się –
jakżeby inaczej – w biurowcu Srebrnej.

Pierzchalski i Rajchert to jednak nie tylko społecznicy, ale też PR-owcy.
Nowy Kierunek w czasie ostatniej kampanii wystawił komitetowi PiS faktury
za produkcję filmików do internetu, organizację wieczoru wyborczego, paru
konwencji wyborczych i jednej konferencji opiewające na ponad 800 tys. zł.
Od każdej usługi pobierał oczywiście opłatę za koordynację eventu, która
stanowiła czysty zysk fundacji.

Dla przykładu: za godzinną konwencję w Pałacu Kultury (jej koszt wyniósł
prawie 300 tys. zł) Nowy Kierunek skasował 38 tys. zł. Film z tej imprezy
można obejrzeć w internecie. Jak na kosztorys przygotowany przez fundację
(80 tys. za scenografię i 8 tys. za scenariusz oraz reżyserię) efekt był
raczej skromny: w sali 200, może 300 osób, czterech mówców na scenie,
zespół muzyczny, trochę świateł i krótki film wyświetlony na rzutniku. Nowy
Kierunek sam nie był w stanie zorganizować nawet tego – biuro
Pierzchalskiego i Rajcherta to 14-metrowy pokój, więc o żadnym własnym
sprzęcie nie ma mowy – i musiał korzystać z podwykonawców. Jednym z nich
była agencja SOS Music, którą w poprzednich latach PiS wynajmowało bez
żadnych pośredników.

– Nie zastanawia pana, że PiS w poprzednich latach korzystało z usług SOS
Music, a teraz wynajęło pana fundację, która i tak wzięła SOS na
podwykonawcę? Czy, tak na zdrowy rozum, nie wygląda to na mechanizm służący
wypłaceniu dodatkowej prowizji?
– Zlecenia otrzymaliśmy ze sztabu wyborczego PiS. SOS Music był jednym z
podwykonawców jednej z kilku konwencji zrealizowanych przez fundację.
– Co to znaczy, że otrzymywaliście zlecenia? Kto je wam przekazywał?
– Nie wiem, jak wyglądał proces decyzyjny w sztabie. Do nas informacje
trafiały najczęściej przez sekretarza sztabu Pawła Szrota.

Wyjaśnienie: Szrot to tylko asystent. Był listonoszem, najważniejszą osobą
w sztabie PiS od lat jest skarbnik Stanisław Kostrzewski. To on trzyma
kasę, akceptuje kosztorysy i podpisuje faktury. Rzecz w tym, że Kostrzewski
w czasie kampanii był członkiem rady fundacji Nowy Kierunek. Wychodzi więc
na to, że skarbnik PiS wypłacał partyjną – czyli państwową – kasę
podmiotowi, w którym sam zasiadał.

Zainteresowanie działalnością fundacji musiało zaintrygować Rajcherta,
który po zautoryzowaniu wszystkich swoich wypowiedzi przysłał mi jeszcze
podsumowujący e-mail: „Ustaliłem podstawowe źródło pana informacji na mój
temat. (...) Osoba, które je opracowała, żywi względem mnie nieprzyjazne
uczucia, wynikające z osobistego urazu i frustracji zawodowej, związanej z
brakiem awansu. Odnoszę wrażenie, że aktualny termin intensywnego
rozpowszechniana plotek na mój temat wiąże się z drobnymi, ale jednak
sukcesami kierowanej przeze mnie fundacji, która realizuje liczne pozytywne
projekty”.

Rajchert się myli, bo do faktur Nowego Kierunku znajdujących się w PKW może
zajrzeć każdy. W jednym ma jednak rację – na Nowogrodzkiej jego wrogów nie
brakuje. Starszym posłom nie podoba się, że dyrektor ich partii ledwo
skończył trzydzieści lat, a już zajeżdża pod biuro drogim autem, trzyma
nogi na biurku i jeszcze na dodatek smrodzi cygaretkami.

Quick Lopez pączkuje
W dokumentacji ostatniej kampanii PiS jest kilka innych tropów prowadzących
do biurowca Srebrnej. Jednym z nich jest faktura za sesję fotograficzną 120
kandydatów PiS do parlamentu opiewająca na 196 tys. zł brutto (z czego 78
tys. to same prawa autorskie). Jej autorem jest Maciej Nabrdalik,
przyjaciel Rajcherta i fotograf, który jako jedyny zawsze miał ekskluzywny
dostęp do prezesa. Nabrdalik cztery miesiące po kampanii wszedł do rady
fundacji, zajmując w niej miejsce Kostrzewskiego. Wycofał się niedawno.

– Nie sądzi pan, że 78 tys. zł brutto za prawa autorskie to wygórowana
stawka?
– Proszę zwrócić uwagę, że chodziło o zdjęcia z możliwością wykorzystywania
na wszystkich możliwych nośnikach, w tym billboardach, reklamach, ulotkach,
w internecie. Znajdzie pan fotografów, którzy powiedzą, że taka stawka za
prawa na wszystkie nośniki jest niska?

Postanawiam to sprawdzić. Dzwonię do renomowanego studia Cukry – zdjęcia
robi w nim znany warszawski fotograf Krzysztof Kuczyk. Przedstawiam się
jako przedstawiciel jednej z partii i mówię, że planuję sesję. Taką jak ta,
którą zrobił Nabrdalik: cztery dni z cateringiem, stylistą, fryzjerem,
makijażem. Pełen wypas. – Ile by to kosztowało?
– Na pewno poniżej 10 tys. zł za dzień.
– A prawa autorskie na wszystkie nośniki?
– 15 tysięcy.

Lista najemców Srebrnej i spis firm, które fakturowały PiS podczas
ostatnich wyborów, zazębia się w jeszcze kilku punktach. Jednym z nich jest
drukarnia Quick Lopez. To spora firma, robi zlecenia dla mazowieckiego
samorządu i kilku wydawnictw. Jej właściciel nazywa się Robert Stachowicz,
na stronie firmy przedstawiony jako „Ruchaj-bej”. Stachowicz to człowiek
dowcipny i w PiS dobrze znany – przed laty pracował jako grafik w piśmie
„Nowe Państwo” wydawanym przez Srebrną. – Skąd pomysł na biuro przy
Srebrnej? – Z wygody. Po skończonej pracy w wydawnictwie mogłem szybko
przejść do własnej firmy.

Stachowicz do dziś jest najemcą Srebrnej. W międzyczasie z jego biznesu
wypączkowała firma Goldfinger, która, podobnie jak Quick Lopez, znalazła
się w zeszłym roku na liście płac komitetu wyborczego PiS. Goldfinger
usadowił się jednak po drugiej stronie podwórka – przy Nowogrodzkiej, pod
tym samym adresem co biuro PiS.

To miała być wieś zamożnych poetów
Przy Srebrnej spółka Srebrna Media wygląda jak mniejsza siostra. To firma
niewielka i rodzinna. Prezesem jest Barbara Czabańska, która jednocześnie
szefuje Instytutowi. Razem z nią w zarządzie zasiada jej były mąż
Krzysztof, członek rady Instytutu. Na dokładkę na ostatnim walnym pojawił
się syn państwa Czabańskich – Jacek. Występował jako przedstawiciel
głównego udziałowca.

Wbrew temu, co twierdzi Adam Lipiński, Srebrna Media wcale nie zwija swojej
działalności. W zeszłym roku, co prawda, zanotowała stratę, ale szefowie
firmy mają się jak pączki w maśle – wypłacili sobie 300 tys. zł
wynagrodzenia. Srebrna Media od kilku lat jest skoncentrowana na jednym
projekcie: buduje osiedle domków rekreacyjnych w Puszczy Augustowskiej.
Kupiła 5-hektarową działkę w gminie Płaska (dziś ta ziemia jest warta ok.
miliona złotych), doprowadziła do niej prąd i właśnie przymierza się do
wbicia pierwszego szpadla. Osiedle ma już nawet nazwę: Srebrna Dolina.
Domki mają być stylizowane na leśniczówki: dwuspadowy dach, drewniana
elewacja i charakterystyczne okna nazywane kukawkami. W klimacie puszczy.

Płaska – co tu dużo mówić – to raj na ziemi. Dziewicze lasy, pięć czystych
jezior. Gmina się rozwija, ciągną tu bogacze z Warszawy i Białegostoku.
Jadę do człowieka, który sprzedał Srebrnej Media ziemię. To Arkadiusz
Pawłowski, właściciel warsztatu samochodowego.  – Pani Czabańska mówiła, co
chce zrobić z ziemią?

– Wie pan, jak to jest. Siedzi się u notariusza i rozmawia dla zabicia
czasu. Ja mówiłem pani Czabańskiej, że ta ziemia to dla mnie kawał
rodzinnej historii. Dziadka złapali w obławie augustowskiej na żołnierzy AK
w 1945 r., zaraz potem zmarła babcia i moja mama, wówczas dwunastolatka,
została z trójką młodszego rodzeństwa. Pani Czabańska zapewniła, że nie
będzie tej ziemi bezmyślnie szatkować. Chciała tam wybudować spokojną
przystań dla starszych ludzi. Mówiła, że kupców na domki chce sama
starannie dobierać. – Powie mi pan, jak trafić do pani Czabańskiej?

– Wieś nazywa się Rygol, leży 5 km od granicy białoruskiej. Jej działkę
pozna pan bez problemu. To dom na wzgórzu. Mimo nieprzyjemnej rozmowy
telefonicznej sprzed kilku dni Czabańska wpuszcza mnie do środka.
– To miała być wieś zamożnych poetów. Oczywiście poetów ducha, nie w sensie
dosłownym. Tak sobie to wymarzyłam – mówi Czabańska. Przez większość
rozmowy ma zamknięte oczy. – Mówię „zamożnych”, bo, nie oszukujmy się,
biednych by raczej nie było stać.
– Na działce na razie nic się nie dzieje.
– Moja koncepcja, choć piękna, była utopijna. Okazało się, że nasz naród
nie jest zamożny ani nie ma wyższych potrzeb. Zarząd spółki stwierdził, że
potrzebne są pieniądze i należy szukać inwestorów.
– Skąd Srebrna Media miała pieniądze na tę działkę?
– Sprzedaliśmy naszą część budynku przy Srebrnej 16.
– Ten budynek należy dziś do Srebrnej.
– Tak, bo to była taka wewnętrzna sprzedaż.
– A powie mi pani coś o Instytucie?
– Działalność prowadzimy skromną. Na razie sfinansowaliśmy tylko pracę
dwóch profesorów z USA, którzy zajmowali się Smoleńskiem. Nie pamiętam ich
nazwisk... W każdym razie jeden jest od sekcji samolotów, a drugi od sekcji
zwłok.

Premier na wieki
Relacjonuję swoje ustalenia jednemu z byłych współpracowników prezesa PiS:
Kaczyński stworzył biznesowo-polityczny konglomerat, w skład którego
wchodzi partia oraz zaprzyjaźnione fundacje i firmy. On sam znajduje się w
jego sercu – korzysta z ochrony opłacanej przez partię oraz z przysług
wyświadczanych przez Srebrną. Mechanizm jest podłączony do publicznych
pieniędzy w postaci dotacji dla PiS. Na dodatek czapą dla całej maszynerii
jest fundacja, której patronuje nieżyjący brat prezesa. Po co to wszystko?

Mój rozmówca: – Proszę zwrócić uwagę, że Kaczyński od pięciu lat jest
zwykłym posłem, ale nadal żyje jak premier. Ma swoje media, komandosi
strzegą jego domu, partia wozi go limuzyną, a ludzie na spotkaniach
adorują. To wszystko zapewnia mu opisywany przez pana mechanizm. Musi pan
jednak wiedzieć, że prezes ma obsesję na punkcie swojej pozycji w PiS. Boi
się, że ktoś kiedyś przyjdzie i odbierze mu partię. Mechanizm zbudowany
wokół partii go uspokaja. Daje poczucie, że nawet bez partii nadal będzie
mógł być premierem.

http://polska.newsweek.pl/prawo-i-sprawiedliwosc-- srebrny-uklad,95151,7,1.html


Fajni ci profesorowie od sekcji samolotow i zwlok! Btw, czy prezes ma juz konto?
--
ln.
--
Sw Zbigniew z Łącka - patron lesnikow, grzybiarzy i ukaszonych przez kleszcze.

srebrna pajczyna

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona