Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   s.p .Prof. PAWEL WIECZORKIEWICZ o najnowszej historii POLSKI

s.p .Prof. PAWEL WIECZORKIEWICZ o najnowszej historii POLSKI

Data: 2011-01-27 13:16:16
Autor: obserwator
s.p .Prof. PAWEL WIECZORKIEWICZ o najnowszej historii POLSKI

Wiele poglądów i teorii, w które wszyscy głęboko wierzymy, nie ma nic
wspólnego z prawdą. W dużej mierze to wina polskich historyków, o których –
mówię to z bólem – mam bardzo złe zdanie.

Dlaczego?

To grupa osób o bardzo zachowawczym sposobie myślenia. Nie są w stanie
wyobrazić sobie, że w rzeczywistości mogło być inaczej, niż im się wydaje. A
poglądy i teorie wyrabiali sobie, czytając prace swoich poprzedników
pracujących w warunkach komunistycznego zniewolenia. Polscy historycy to grupa
skostniała intelektualnie. Oskarżam polskich historyków o brak wyobraźni i
elastyczności, o niemożność oderwania się od schematów. A w pokoleniu
60-latków są to schematy wypracowane w PRL. Wszyscy jesteśmy ich więźniami.
Powtarzamy w kółko stereotypowe, błędne sądy i przekazujemy je naszym
wychowankom. Środowisku polskich historyków potrzebny jest silny, ozdrowieńczy
wstrząs. Może byłby nim proces lustracyjny.
Bo każda dobra policja polityczna – a zarówno w SB, jak i gestapo byli
wysokiej klasy fachowcy – uważa, że rozpracowany przeciwnik jest mniej
niebezpieczny, bo niczym nie może zaskoczyć. Można go kontrolować, a czasami
nawet inspirować jego działania poprzez wkręconą w jego szeregi agenturę (w
przypadku „Solidarności” armia TW, których ujawniono w ostatnich latach, to
tylko wierzchołek góry lodowej).

A Anders?

Anders również nie był postacią bez skazy i mało nadaje się na bohatera
narodowego. W 1941 roku na Łubiance mówił NKWD wszystko, co chciała usłyszeć…

Sugeruje pan, że był agentem Stalina lub szedł mu na rękę?

No cóż, po owocach ich poznacie. Anders zrobił trzy rzeczy. Najpierw
wyprowadził we właściwym momencie wojsko z Sowietów. Proszę sobie wyobrazić,
że armia Andersa bije się na froncie wschodnim w kwietniu 1943 roku. Niemcy
ogłaszają przez radio, że odkryli masowe groby w Katyniu. I co, Polacy nadal
biją się u boku bolszewików? Oczywiście nie. Armia Andersa natychmiast
przeszłaby na stronę Niemiec. Wyobraża pan sobie taki zwrot? To by mogło
storpedować plany Stalina. Potem Anders bezsensownie skrwawił wojsko pod Monte
Cassino, najbardziej ideowy, antysowiecki element. A na końcu zrobił wszystko,
żeby nikt z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie wrócił do kraju.

Ale w ten sposób ocalił ich przed kazamatami UB.

Oczywiście. Ale to było także na rękę komunistom i Stalinowi. Bo gdyby mieli w
okupowanej Polsce ze 150 tysięcy żołnierzy z polskiej armii na zachodzie, to
sowietyzacja naszego kraju mogłaby natrafić na znacznie większe problemy. W
roku 1956 żywioł ten – zakładam, że co najmniej połowa by przetrwała – mógł
się okazać decydujący. Nacisk z ich strony na konfrontację z Sowietami mógłby
być tak silny, że Chruszczow by się jednak zawahał i nie przysłał do Polski
Armii Radzieckiej. W takiej sytuacji być może już w 1956 roku mielibyśmy rok
1989. Przecież kadra niepodległościowa była w Polsce tak przetrzebiona i
wyczerpana, że rok 1956 robili właściwie komuniści. Plus niedobitki AK, które
nie były w stanie opracować własnej koncepcji politycznej. Gdyby do akcji
wkroczyli andersowcy, historia mogłaby się potoczyć inaczej.

Panie profesorze, czy w swoich analizach nie przecenia pan roli tajnych
agentów i służb?

Historyk, który mówi krytycznie o tak zwanej spiskowej teorii dziejów, jest
historykiem niepoważnym, hołdującym historii dla idiotów lub prostaczków,
którzy wierzą w to, co widzą w telewizji i czytają w gazetach. Jest bowiem
historia prawdziwa i historia medialna, fasadowa. Ta prawdziwa w dużej mierze
toczy się za kulisami. A za nimi działają przede wszystkim tajne służby.

W Polsce także?

Oczywiście. Weźmy choćby sprawę wyjazdu Michnika do Moskwy w 1989 roku…

Nie sugeruje pan chyba, że Michnik był agentem?

Agentem nie był. Był natomiast potężnym graczem, działającym właśnie za
kulisami. W 1989 roku pojechał do Związku Sowieckiego, aby dogadać się z
tamtejszymi towarzyszami ponad głową Jaruzelskiego. Był zbyt inteligentnym,
zbyt ambitnym człowiekiem, żeby nie dojść do wniosku, że sam III RP nie
zbuduje i nie zrealizuje swoich koncepcji. Dlatego próbował podjąć współpracę
z Moskwą, ale podkreślam – nie była to współpraca natury agenturalnej, tylko
rodzaj gry politycznej. Michnik tłumaczył to sobie zapewne mniej więcej tak,
że idzie z tymi progresywnymi, liberalnymi towarzyszami spod znaku Gorbaczowa,
żeby poprawić komunizm. Hasło Michnika i Gorbaczowa było przecież takie samo:
socjalizm z ludzką twarzą.



Jeżeli przyjąć pana tezę, to jak ta operacja przebiegała w Polsce?

Rezydent sowieckiego wywiadu w Polsce gen. Pawłow – notabene jeden z
najmądrzejszych ludzi w KGB – w swoich pamiętnikach pisał, że już w połowie
lat 70. dostał polecenie z Moskwy, żeby nie budować już agentury sowieckiej w
partii władzy. Nie miało to już sensu. Kazano mu wziąć się do opozycji, która
być może kiedyś przejmie władze. Agentura umieszczona wewnątrz „Solidarności”
zostaje odpowiednio poinstruowana, służby rozgrywają swoją partię. A potem już
idzie samo: Okrągły Stół, wybory, wyprowadzenie sztandaru PZPR i utworzenie
nowego układu. Z ludźmi bezpieki na górze, a właściwie w cieniu. Czyli to, o
czym mówiłem: fasadowa historia i prawdziwe ośrodki decyzyjne, o których
zwykły śmiertelnik nic nie wie. Dzisiejsze partie polityczne mogą być nie
tylko zinfiltrowane, ale nawet stworzone przez sowiecki, a później rosyjski
wywiad. I nie muszą to być partie lewicowe.

Czyli służby naszego wschodniego sąsiada nadal działają na wielką skalę w
naszym kraju?

To były i są najlepsze, najbardziej sprawne służby na świecie. Służby, które
łączą bezwzględność z wielkimi koncepcjami i potrafią patrzeć daleko do
przodu. Jak pisał Bułhakow: dokumenty nie płoną. Wszelkie palenie akt to
zwykły teatr. Niszczy się zawsze jakieś duplikaty, bezwartościowe kwity
administracyjne i tym podobne rzeczy. To co najważniejsze, to co ma prawdziwe
znaczenie – zawsze się zachowuje. W przypadku PRL – w Moskwie. Nie jest
tajemnicą, że kopie akt polskiej bezpieki szły do Moskwy. Oni mają wszystko i
dzięki temu do dziś kontrolują wielu agentów. Agentury tej prędko nie
odkryjemy. Dopiero teraz, po 60, 70 latach z trudem dokopujemy się do prawdy o
agenturze sowieckiej w II RP. Ale warto mieć świadomość, że tacy ludzie u nas
działają. I to na najwyższych szczeblach. Należy o tym pamiętać zawsze, gdy
dochodzi do jakichś konfliktów czy sporów polsko-rosyjskich. Należy wówczas
uważnie wsłuchać się w debatę publiczną: artykuły prasowe, wypowiedzi
polityków. Od razu widać, kto reprezentuje rosyjski punkt widzenia.

Jakie tajemnice kryją dzieje służb specjalnych PRL?

Tysiące tajemnic! W tej sprawie naprawdę mało wiemy. Choćby — wydawałoby się
szalona — sprawa tak zwanych matrioszek, czyli agentów podstawianych do armii
Andersa czy później Berlinga. To jest mniej więcej to samo, co pokazano w
„Stawce większej niż życie”. Zamiana Kowalskiego na podobnego do niego
Iwanowa. Uczono faceta języka polskiego oraz biografii osoby, którą miał
zastąpić. Sprawę tę pierwszy raz poruszył Piotr Jaroszewicz. Zaraz potem
został zamordowany. Niewykluczone, że dotknął problemu, który jeszcze w 1992
roku był tak newralgiczny dla rosyjskiego wywiadu, że trzeba go było uciszyć.

Kto mógł być taką matrioszką?

Być może Bierut, a może nawet Jaruzelski. Nic pewnego na ten temat nie
wiadomo. Są tylko pewne przesłanki.

Brzmi to mało prawdopodobnie.

No cóż, warto by to jednak zbadać. 30 lat temu jeden z najważniejszych
generałów Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego, na spotkaniu z
elewami szkoły oficerskiej po kolejnym toaście zaczął przemawiać płynnie po
rosyjsku. To wzbudziło pewną konsternację. Generał zauważył, co się stało i
się zmieszał: „Wiecie, ja z żoną tak rozmawiam w domu i zapomniałem się” –
zaczął się tłumaczyć. Nigdy nie poznamy w pełni historii PRL – zwracał na to
uwagę Edward Ochab w rozmowie z Teresą Torańską – dopóki nie będziemy
wiedzieli, kto w kierownictwie politycznym, jak się wyraził Ochab, był „ich”,
a kto był „nasz”.(...)

Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL,
były prowokacjami służb. Poznań ’56, Grudzień ’70, Czerwiec ’76, a wreszcie
Sierpień ’80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz
budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła
być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie
listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.

Rozumiem, że skłania się pan do tezy, że upadek komunizmu był operacją służb
specjalnych?

Tak. Wiele źródeł wskazuje, że była to gigantyczna, przemyślana i kontrolowana
operacja. W szczegółach oczywiście mogła się wymknąć spod kontroli, bo każda
taka akcja ma swoją dynamikę. Ale ostatecznie wszystko się udało. Celem służb
było bowiem zachowanie kontroli nad finansami podczas transformacji
ustrojowej. Następnie zaś dzięki tym pieniądzom oraz powiązaniom i
doświadczeniu przejęcie kontroli nad państwami byłego imperium i nowo powstałą
Rosją.

Dlaczego komunistyczne służby miałyby coś takiego zrobić?

KGB doszło do wniosku, że należy położyć kres istnieniu pasożyta, za jaki
uważało partię. Przecież organizacja ta stała się całkowicie zbędnym
czynnikiem. Służby były tak potężne, że za pomocą zakulisowej gry mogły
doskonale same kontrolować imperium. Mieć władze i zarabiać pieniądze.(...)"






http://prawdaxlxpl.wordpress.com/2010/05/18/rewelacyjny-wywiad-z-sp-prof-pawlem-wieczorkiewiczem-dlaczego-rzeczpospolita-czekala-2-lata-z-publikacja/

--


s.p .Prof. PAWEL WIECZORKIEWICZ o najnowszej historii POLSKI

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona