Data: 2010-01-21 15:40:56 | |
Autor: Wlodzimierz Zabotynski | |
Zanim starsi i madrzejsi… | |
Felieton • Radio Maryja • 21 stycznia 2010
Szanowni Panstwo! Co jeden czlowiek chce zakryc, to drugi predzej czy pózniej odkryje. W ostatnich dniach dowiedzielismy sie o prestizowej nagrodzie imienia Karola Wielkiego, jaka otrzymal pan premier Donald Tusk. W proporcji do dokonan pana premiera Tuska, o których stosunkowo najwiecej dowiadujemy sie z sejmowych komisji sledczych, prestiz nagrody imienia Karola Wielkiego jest stanowczo za wysoki. A jednak premieru Tusku te nagrode przyznano. Jesli zatem nie za osiagniecia, to za co? Na odpowiedz na to pytanie naprowadza nas Pokojowa Nagroda Nobla dla amerykanskiego prezydenta Obamy. Pan prezydent Obama wprawdzie prowadzil wtedy juz dwie wojny o pokój, ale przeciez nie zainicjowal zadnej z nich, tylko odziedziczyl po swoim poprzedniku. Widocznie jednak Komitet Pokojowej Nagrody Nobla jakos spenetrowal intencje prezydenta Obamy, dopatrzyl sie w jego sercu goracego pragnienia pokoju i nagrodzil sama intencje. Jak sie okazalo – slusznie, bo wlasnie rozpoczelo sie bombardowanie Jemenu, a przeciez Jemen to nie jest ostatnie slowo. Skoro zatem powstala nowa, swiecka tradycja nagradzania za intencje, to lepiej rozumiemy, ze równiez pan premier Tusk mógl otrzymac nagrode Karola Wielkiego. No dobrze, mógl – ale na jaka wlasciwie intencje? Wiedziec tego na pewno jeszcze nie mozemy, ale dzieki niedyskrecji pana Slawomira Nowaka, mozemy sie domyslic. Otóz pan posel Nowak dal do zrozumienia, ze wsród kandydatów na przyszlego prezydenta Polski premier Tusk faworyzuje pana Wladyslawa Bartoszewskiego. Dopiero w tym kontekscie w pelni rozumiemy przyczyne, dla której pan premier Tusk oglosil zamiar zmiany konstytucji, która pozbawialaby prezydenta resztek uprawnien. Trzeba powiedziec, ze trudno wyobrazic sobie prezent, który bardziej udelektowalby Nasza Zlota Pania Aniele, niz pan Wladyslaw Bartoszewski na stanowisku bezsilnego prezydenta Polski. Pan Wladyslaw Bartoszewski, od lat umiejetnie odcinajacy kupony od swej chlubnej okupacyjnej przeszlosci w postaci kolekcji niemieckich nagród – ostatnio chyba nagrody „Szkla w Rozumie” od miasta Karlsruhe – znakomicie nadawalby sie na prezydenta Polski w trakcie przeprowadzania na niej operacji rozbiorowej. Jako czlowiek kulturalny, który przeciez nie okazalby sie niewdziecznikiem, nie tylko nie sprzeciwialby sie Naszej Zlotej Pani Anieli, ale swoja osoba znakomicie uwiarygodnialby poczynania pana premiera Tuska, który w tym celu pragnalby uzyskac pelnie kompetencji wykonawczych – oczywiscie w zakresie zewnetrznych znamion wladzy, przekazanych mu przez starszych i madrzejszych. Akurat tak sie zlozylo, ze wybory prezydenckie na Ukrainie ulozyly sie zgodnie z zasadami strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, wiec i w Polsce mozna by juz zaczac rózne sprawy porzadkowac. Zanim jednak starsi i madrzejsi, no i oczywiscie – Nasza Zlota Pani Aniela przeprowadzi swoje wzgledem nas zamierzenia – spróbujmy zastanowic sie nad pozadanymi zmianami w naszej konstytucji – na wypadek, gdyby nagle ich przeprowadzenie okazalo sie mozliwe. W poprzednim felietonie mówilem o systemie prezydenckim i wiekszosciowej ordynacji wyborczej do Sejmu, opartej na jednomandatowych okregach wyborczych. A skoro juz mowa o systemie wyborczym, to warto zwrócic uwage na celowosc zmiany sposobu wyborów do Senatu. Obecnie czynne prawo wyborcze do Senatu maja wszyscy obywatele, co sprawia, ze Senat jest wlasciwie replika Sejmu i nie bardzo wiadomo, co wlasciwie ma robic. Tymczasem gdyby prawo wybierania senatorów mieli wylacznie obywatele kwalifikowani – to znaczy ci, którzy sami juz piastuja funkcje publiczna z wyboru – to mielibysmy Senat wybierany przede wszystkim przez dzialaczy samorzadu terytorialnego. Taki Senat nie móglby pozwolic sobie na brak czujnosci wobec uprawnien samorzadu i nie dopuscilby do ich uszczuplenia. A skoro juz o samorzadzie mowa, to nie ulega watpliwosci, ze nalezaloby zlikwidowac wojewódzki i powiatowy szczebel struktury samorzadowej i pozostawic jedynie gminy jako organy samorzadowe i województwa, jako jednostki administracji rzadowej. Ale to by byl dopiero poczatek prawdziwej rewolucji w finansach publicznych. Przede wszystkim nalezaloby wprowadzic konstytucyjny zakaz uchwalania budzetu panstwa z deficytem. W 1991 roku ten postulat zostal zlekcewazony, no a teraz dlug publiczny siega juz 700 miliardów zlotych i powieksza sie w tempie co najmniej 1500 zlotych na sekunde. Wprowadzenie konstytucyjnego zakazu uchwalania budzetu z deficytem mogloby proces lawinowego narastania dlugu publicznego zahamowac z korzyscia dla przyszlych pokolen. Zeby jednak juz calkiem zablokowac pokuse trwonienia przez rzad publicznych pieniedzy, trzeba by odwrócic dotychczasowy sposób dystrybucji dochodów panstwowych. Obecnie jest tak, ze podatki w zasadzie zbiera rzad, a przydzielajac samorzadom zadania, cedzi im tez jakies fundusze. Zmiana polegalaby na tym, ze wszystkie podatki zbieraja gminy, które nastepnie placa ustalona z góry na konkretny rok skladke na panstwo, a co im po zaplaceniu tej skladki zostanie, to juz do dyspozycji gminy. Zmusiloby to wladze panstwowe do racjonalizacji wydatków i sprzyjaloby konkurencji miedzy gminnymi samorzadami. Wreszcie nalezaloby zmienic konstytucyjne fundamenty gospodarczego modelu panstwa i z kapitalizmu kompradorskiego przestawic je na tory prawdziwej gospodarki rynkowej. Takim fundamentem, nawet nie konstytucyjnym, ale odziedziczonym bez zadnej zmiany po PRL-u, jest artykul 58 kodeksu cywilnego, który mówi, ze czynnosc prawna sprzeczna z ustawa, albo majaca na celu obejscie ustawy jest niewazna – a w miejsce tych niewaznych postanowien wchodza przepisy ustaw i rozporzadzen. Oznacza to, ze mamy atrape gospodarki rynkowej, w której ostatnie slowo zawsze nalezy do wladzy publicznej, albo wrecz – do urzedników, którzy wskutek tego sa glównymi organizatorami zycia gospodarczego. Dlatego w projekcie konstytucji, jaki przygotowalem jeszcze w 1992 roku, a który w tej kwestii nie stracil aktualnosci, proponowalem wprowadzenie zasady, ze „nikt nie moze wbrew stronom podwazyc umowy, ani zmienic jej tresci, chyba, ze stanowi ona czyn zabroniony pod grozba kary, wynika z takiego czynu, albo ma go na celu”. Dopiero wtedy prawo tworzone miedzy kontrahentami uzyskaloby range równa ustawom , a to dopiero jest warunek gospodarki rynkowej, w której panstwo jest straznikiem umów prywatnych. Mówil Stanislaw Michalkiewicz |
|