Data: 2011-07-07 03:14:53 | |
Autor: cirrus | |
Szeryf w poczcie pisowskich emerytów. | |
# Zachodziłam w głowę, dlaczego Zbigniew Ziobro postanowił zostać eurodeputowanym. Wydawało się przecież, że w kraju otwiera się przed nim świetlana kariera, rekordowe liczby głosów zbierane w wyborach, ministerialne stanowisko w wieku prawie dziecięcym (o niedojrzałości mówił wszak sam prezydent Lech Kaczyński), ulubieniec ojca Rydzyka. No i ta rola delfina.
Większość komentatorów (a być może i polityków) nie miała przecież wątpliwości, że następcą Jarosława Kaczyńskiego może zostać tylko Zbigniew Ziobro, kolejny szeryf w całym poczcie pisowskich szeryfów, ale o ileż skuteczniejszy od innych. Do środy 6 lipca był tylko jeden argument za decyzją o europosłowaniu, który wydawał mi się istotny i na który wskazywał zresztą sam prezes Jarosław Kaczyński, czego lekceważyć nie można. Była to konieczność nauczenia się jakiegoś języka obcego, bo czas niestety taki, że uczyć się trzeba i bycie prezydentem, premierem czy nawet szefem największego opozycyjnego ugrupowania bez umiejętności choćby dukania w języku obcym to jednak trochę obciach i pewna niegodność. Byłam więc pewna, że Parlament Europejski inwestuje w przyszłość Ziobry, posyłając go na stosowne kursy języka obcego, na które uczęszcza wprawdzie bardzo nieregularnie, gdyż - jak się okazało - ma w Polsce tyle zajęć, głównie medialnych, że w Brukseli czy Strasburgu zbyt wiele czasu nie spędza, ale jednak coś tam liźnie. W środę okazało się jednak, że Ziobro udał się do PE po to, aby wreszcie mógł premierowi Tuskowi powiedzieć, i to na forum międzynarodowym to, co o nim myśli. W Polsce, gdzie opozycja jest gnębiona, cenzurowana, gdzie służby specjalne poranną porą wpadają do domu pewnego internauty, aby go zamknąć i komputer prawie ukraść, a zniewolone media pozbywają się prawdziwie niezależnych dziennikarzy, Ziobro nie miał nigdy okazji do powiedzenia tej prawdy (jak wiadomo, specjalnością PiS jest mówienie "całej prawdy") bez narażenia się na szykany służb specjalnych, prokuratury lub nie zostać skazanym na ostracyzm mediów, które nagle mogą Jego, Złotoustego przestać zapraszać do bardzo ważnych debat, oczywiście w wyniku odgórnej dyrektywy Tuska. Wprawdzie wcześniej, za PiS mówił dużo, ale głównie na konferencjach prasowych, na które Tusk nie chadzał, zaś w Sejmie Ziobro zajęty śledzeniem układu lewicowego bywał rzadko i też na konferencjach. Okazji do powiedzenia całej prawdy więc nie było. W Strasburgu Ziobro, chroniony na dodatek immunitetem eurodeputowanego, mógł się wreszcie rozwinąć, ale na wszelki wypadek (bo ten Tusk i za granicą może być groźny.) natychmiast zwinąć, bowiem powiedział swoje i wyszedł. Ważne by międzynarodowa opinia się dowiedziała o prześladowaniach i to się stało. Wyszedł chyba jednak z nadmiernej ostrożności, bo nie wypada nawet pomyśleć, że ze strachu. Macki tuskowych służb chyba aż do Strasburga nie sięgają, a dzielny szeryf nikogo nie powinien się lękać. I byłoby już tak pięknie, misja byłaby wykonana w 100 procentach, a może nawet z nadwyżką, zwłaszcza gdyby drugi eurodeputowany, prof. Legutko, który wprawdzie bardzo się starał, ale jednak nie sprostał, gdyby nie eurodeputowany Marek Siwiec, który jak się okazuje pamięć ma dobrą i nie zapomniał, co wielu już się przydarzyło, że Ziobro był kiedyś, i to wcale nie tak dawno, ministrem sprawiedliwości, że to za jego czasów "bandy" funkcjonariuszy - przytaczam określenie eurodeputowanego Siwca - wpadały do domów w celu aresztowania tych, którzy teraz okazują się niewinnymi, że nawet pewna kobieta (Barbara Blida) popełniła przy takiej okazji samobójstwo. Święto więc wprawdzie było, bowiem krajowe media o przemówieniu Tuska zapomniały, a Ziobro znów został bohaterem, ale z powodu Siwca jednak było ono jakby mniejsze. Najważniejsze, że już wiem, po co Ziobro udał się do PE. Tajemnica została ujawniona, wnioskuję więc, że skoro misja została wykonana, można do domu wracać, wszak sztab wyborczy PiS właśnie powstaje, wybory idą i wygrać je trzeba, aby już nigdy opozycja nie była w Polsce tak gnębiona jak obecnie, by Polska stała się wreszcie krajem demokratycznym. Skoro nawet Białoruś się z lekka demokratyzuje i wsadza do więzień, fizycznie jednak nie wsadzając, to i dla nas jakiś wolności dzwonek powinien wreszcie zadzwonić. O to walczył w Parlamencie Europejskim Zbigniew Ziobro i ta walka nie może pójść na marne. # Ze strony: http://tiny.pl/hf6p7 -- stevep |
|