Data: 2009-05-25 06:41:46 | |
Autor: Tzva Adonai | |
Rosyjskie zwierzątka szerzą antysemityzm w Polsce? .. | |
Fenomenalny artykuł, który ukazał się w niszowym, mało komu znanym
piśmie nacjonalistycznym "Templum Novum"... Demaskacja ruskich błaznów idzie pełną parą, niestety mainstremowe media wolą wulgarnych ruskich prowoków utożsamiać z "polskimi nacjonalistami"... *** ,Syjoniści wypowiedzieli otwartą wojnę Rosji, Gruzja to mała bitwa w tej kampanii. Nie trzeba żadnemu Polakowi o narodowych poglądach tłumaczyć, że nasze miejsce nie jest w tej batalii po stronie Żydów i ich kukieł. Słowianie zawsze muszą się przeciwstawiać syjonizmowi dla zachowania wolności i niezawisłości, majątku własnego i państwowego, jak również zwykłego honoru. Dotyczy to także Gruzinów, Abchazów i Osetyjczyków. Rosja jest czołowym w świecie antysyjonistycznym bastionem. Nacjonalista - ze zwykłego rozsądku - popiera z tego powodu Rosję" - te przypominające moczarowski bełkot słowa są autorstwa Roberta Larkowskiego, głównego ideologa Polskiej Partii Narodowej Leszka Bubla. Raczej nie zdziwią oni nikogo, kto zna "dokonania" szefa tej pseudonarodowej partyjki. Nie dziwią też peany na cześć Putina wypowiadane przez emerytów resortowych dzwoniących do Superstacji, wzdychających do francuskiego salonu i berlińskich pieniędzy liberalnych tchórzy oraz pogrobowców Jędrzeja Giertycha (w rodzaju Engelgarda) modlących się do TW "Graya" i wyzywających "żołnierzy wyklętych" od warchołów. Dziwi za to poparcie dla działań Kremla deklarowane przez takich idoli naszej prawicy jak Vaclav Klaus czy Pat Buchanan. Ten drugi, zwolenników izolacjonistycznej polityki USA, pozwolił sobie nawet na stawianie takich kurwiozalnych tez jak np., że ZSRR upadł "z dobrej woli" Kremla a Rosja chciała przyjaźni z Zachodem, który zamiast pozwolić jej rządzić Europą Środkową, odwdzięczył się Moskalom niewybaczalną zbrodnią : przyjął byłe kolonie Rosji do NATO! (Wolnorynkowiec Buchanan uważa ponadto, że USA niepotrzebnie drażniły Rosję... kupując ropę w Azerbejdżanie). Podziały w sprawie konfliktu gruzińskiego przebiegały więc zygzakiem, nie bacząc na lewicę i prawicę. Jak to się jednak stało, że "gwiazdy prawicy" dały się uwieść ekipie kagiebistów? "Głównym rodzajem broni rosyjskiej, decydującym o dotychczasowej trwałości Rosji, jej sile i ewentualnych przyszłych zwycięstwach, nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową" - pisał polski przedwojenny sowietolog, Włodzimierz Bączkowski. Kagiebiści, jako ludzie inteligentni, rozumieli, że niewiele by zdziałali, gdyby kierowali na Zachód jedynie propagandę komunistyczną w "czystej" postaci. Musieli więc przekaz dywersyfikować. Targetem byli: pacyfiści, socjaliści, nacjonaliści, naziści, liberałowie, konserwatyści i kapłani wszystkich religii. Dla każdego z nich mieli odpowiedni miraż, którym mogliby go mamić. Niemców kusili wspólną granicą na Bugu, Francuzów wyparciem amerykańskich wpływów z Europy, Arabów zniszczeniem Izraela, Żydów walką z antysemityzmem, biznesmenów możliwością zrobienia kolosalnych interesów, księży chrystianizacją reżimu. Polskich narodowców mamiono cały czas wizją "piastowskiej granicy na Odrze i Nysie", "zagrożenia przez rewizjonizm RFN" oraz "pogrążenia kraju we krwi przez wywołane przez masonów powstanie". Wskazywano im przy tym, że komunistyczny reżim cały czas ewoluuje w stronę stania się rządem narodowo- katolickim. Dowodem na to miała być "patriotyczna" działalność mordercy wielu polskich patriotów - ukraińskiego enkawudzisty Nikoły Diomki vel Mieczysława Moczara, mającego przy swoim boku pewnego przedwojennego żydowskiego kryminalistę o nazwisku: Alef-Bolkowiak. Przykładem skuteczności działania tej propagandy, jest choćby to, że "ulubiony uczeń Dmowskiego" Jędrzej Giertych jednocześnie oskarżał Marszałka Piłsudskiego, o to, że w 1920 r. zaatakował "mających pokojowe zamiary bolszewików" i chwalił zarazem politykę sowieckiej marionetki Wojciecha Jaruzelskiego. Wraz z dojściem Putina do władzy daje się zauważyć powrót Kremla do stosowania zimnowojennej propagandy i łowienia pożytecznych idiotów. Obiektem działań dezinformacyjnych jest również prawica. PRowcy z KGB starają się przedstawić Władimira Władimirowicza jako "konserwatywnego" i "chrześcijańskiego" przywódcę, który walczy ze "złymi, żydowskimi oligarchami" i "syjonistyczną administracją Busha" (takie tezy powtarzają choćby prawicowi, amerykańscy publicyści na stronie rense.com). To stary, rosyjski chwyt propagandowy: zrzucić wszystko na Żydów. W XVIII w. na dworach książąt niemieckich istniała instytucja tzw. Hoffjude, czyli żydowskiego urzędnika wykonującego niepopularne decyzje księcia (np. zbierającego podatki). Gdy lud się burzył przeciwko księciu, Majestat oświadczał, że wszystkiemu winne są nadużycia Hoffjude i skazywał zdziwionego żydowskiego urzędnika na śmierć. Ponieważ w XIX w. na carskim dworze było wielu Niemców, ten patent został przejęty Ochranę. Wobec kryzysu państwa, spodziewając się wielkich zaburzeń społecznych, carskie służby już od 1882 r.. rozpoczęły operację: zwalić wszystko na Żydów. Ochrana oprócz organizowania pogromów starała się również, by polscy endecy przyjęli ideologię antysemicką i jednocześnie, już wtedy, poprzez swoich agentów w zachodnich mediach... oskarżała Polaków o antysemityzm (wszak trzeba było carowi umyć ręce, przed przyjęciem pożyczki od Rottschilda...). Metody Ochrany zostały szybko zaadaptowane przez CzKa i jej następczynie. Tam również potrafiono szybko zorganizować kampanię nienawiści etnicznej oskarżając dowolnie wybrany naród o cokolwiek, po czym deportując go na Syberię. Dotykało to również Żydów. Od 1948 r. Stalin szykował własny Holokaust. Masowe pogromy, procesy polityczne i czystki zakończone deportacją do Birobidżanu. Pretekstem miał być "imperializm Izraela". Przecież Żydzi rządzili ZSRR?! - odpowie z niedowierzaniem wielu endeków. Od lat ZSRR przedstawiany jest przecież jako "Rosja pod żydowską okupacją". To jednak kolejna propagandowa sztuczka Kremla. Jak trafnie zauważył Józef Mackiewicz: Polska i inne kraje za żelazną kurtyną nie znajdowały się pod rosyjską czy żydowską okupacją. Były one pod okupacją PARTII KOMUNISTYCZNEJ i jej zbrojnego ramienia: SŁUŻB SPECJALNYCH. Komuniści na całym świecie uważają się przede wszystkim za "obywateli Ojczyzny Światowego Proletariatu". Zgodnie z pismami Marksa państwo komunistyczne miało być państwem światowym, gdyż... inaczej nie mogłoby przetrwać. Tak więc nawet Czerwoni z Chin wykazywali przez bardzo długi okres lojalność tylko i wyłącznie ZSRR (dopóki wiedziony ambicją Mao nie uznał, że to on potrafi szybciej podbić świat od Rosjan). "My komuniści mamy jedną ojczyznę. Jest to Związek Radziecki - powiedział ubek średniego szczebla Moczar, odgrywający później z namaszczeniem rolę "polskiego patrioty". Jak dowodzi prof. Pipes, żydowscy komuniści w ZSRR bardzo chętnie prześladowali swoich ziomków - skutecznie doprowadzając do zaniku religijnego judaizmu na tych terenach. Żydowski szef wywiadu zagranicznego NRD Marcus Wolf nie miał żadnych oporów we wspieraniu palestyńskich terrorystów dążących do zniszczenia Izraela. Bajeczka o żydowskiej okupacji w państwach komunistycznych została wymyślona na użytek potępienia okresu "błędów i wypaczeń" przez kolejne komunistyczne ekipy. Stalin też miał swoich Hoffjuden, których pozbywał się bez zmrużenia okiem w 1937 r. (by otworzyć drogę do sojuszu z Hitlerem) i od 1948 r. (otwierając drogę do sojuszu z Arabami). W Polsce rolę takich Hoffjuden odegrali choćby Anatol Fejgin i Jacek Różański - nieźle zdziwieni, że towarzysze z bezpieki (w tym Luna Brystygier) zapłacili im za lata wiernej służby. Podobnie jest historyjką o "bohaterskiej" walce Putina z "żydowskimi oligarchami". Oligarchowie byli zresztą oligarchami czysto z nazwy. Jak zauważył Aleksander Litwinienko, nie posiadali oni żadnej realnej władzy, która należała cały czas do służb specjalnych. Litwinienko wiedział co mówi, bo w FSB miał za zadanie "przyciskać" oligarchów nie wystarczająco opłacających się służbom. Superbogaci dostali swoje bajeczne majątki od KGB jedynie w arendę i kiedy się zaczęli stawiać swoim oficerom prowadzącym kończyli jak Chodorkowski, Gusiński i Bierezowski. Tymczasem inni "oligarchowie", w tym również Żydzi z pochodzenia (np. Abramowicz) cały czas w Rosji działają. I będą działać, póki jeden z dyrektorów departamentu w FSB nie zdecyduje: "Abramowicz wisi mi dwa kawałki, trzeba go zaj***!". (Przy okazji odrębne ekipy PR-owców Putina wchodzą sobie czasem w drogę. Np. kiedyś czytałem historyjkę o tym, że "walczący z syjonistami" Putin darzy wielką estymą chasydów lubawiczerów, którzy mieli go dokarmiać w czasie biednego dzieciństwa.) Z powyższymi mitami jest silnie związany mit o Putinie jako "chrześcijańskim przywódcy". Obecnie w Rosji rzeczywiście cerkiew prawosławna zyskuje na sile a przedstawiciele władz lubią się pokazać na uroczystościach religijnych. Cerkiew ta to jednak w większości przebierańcy z KGB. Od 1929 r. była ona nazywana przez rosyjską emigrację Patriarchatem Sowieckim. Jej przywódcami zostawali głównie młodzi oficerowie służb a niedawno zmarły Patriarcha Sowiecki Aleksy II to TW KGB o pseudonimie "Drozdow" (obecny miał w KGB pseudonim "Michajłow"). Rosyjska cerkiew jest promowana przez władze, bo jest ich narzędziem. Zresztą obecny cezaropapizm Putina to tylko przedłużenie starej carskiej i bizantyńskiej tradycji zależności "kościoła" od Państwa. Putin może sobie więc pozwolić na wszystko nawet (jak twierdził Litwinienko) na uprawianie seksu z pięcioletnimi chłopcami. TW "Michajłow" mu wszystko wybaczy. I przyjmie kolejną wypłatę od swojego oficera prowadzącego. Na potrzeby Zachodu Putin jest kreowany również na uczestnika wojny z terroryzmem, który broni Rosję przed złowrogimi wahhabitami z Kaukazu.. Problemem jednak w tym, że większość z tych wahhabitów albo poparła Kreml w drugiej wojnie z Czeczenią albo ujawniła się jako agenci moskiewskich służb już w trakcie pierwszej wojny. Ahmad Kadyrow, zabity przez czeczeńskich patriotów, kremlowski namiestnik w Groznym, był wahhabickim muftim, który w 1994 r. publicznie wypowiedział Rosji dżihad. Kolaboranckie bandy podległe jego synowi i następcy Ramzamowi są złożone w dużej mierze z islamskich fundamentalistów, którzy siłą egzekwują od zwykłych Czeczenów przestrzeganie prawa szariatu. Ludziom Kadyrowa uchodzi bezkarnie nawet... linczowanie rosyjskich żołnierzy. Również konkurencyjne, prokremlowskie bandy braci Jamadajew (odznaczonych orderami "bohaterów Rosji") złożone są z wahhabitów.. Wzięły one u boku osetyjskich kryminalistów udział w agresji Gruzji na Rosję, gdzie poniosły ciężkie straty. Inny islamskich bandyta, Rusłan Łabazanow (błędnie nazwany przez Andrzeja Solaka "współpracownikiem Dudajewa") po przegnaniu go w 1994 r. z Groznego przez ludzi Basajewa, ujawnił się jako pułkownik GRU i został szefem FSB w Tołstoj-Jurcie, gdzie "przypadkowo" zastrzelił go jeden z podkomendnych. Poza tym, dzięki informacjom zdobytym przez Annę Politkowską i Aleksandra Litwinienkę, wiemy dzisiaj, że większość "czeczeńskich" zamachów terrorystycznych w Rosji, została zorganizowana przez FSB. Tak więc "wahhabickie niebezpieczeństwo" przed, którym Putin rzekomo chroni Rosjan zostało w całości stworzone przez rosyjskie służby specjalne. Ponadto nie możemy zapominać o tym, że "walczący z islamskim terroryzmem" Kreml wspiera Hezbollah (który w podzięce poparł rosyjską inwazję na Gruzję), Hamas i Syrię, hojnie dostarczając przy tym broni i technologii nuklearnej Iranowi. Równie odległy od prawdy jest również mit Rosji przychylnej prywatnej własności. Może o tym zaświadczyć nie tylko Michaił Chodorkowski. Ofiarą władz stał się choćby również brytyjski koncern naftowy BP. Prowadzi on w Rosji, wspólnie z czterema miejscowymi oligarchami firmę joint-venture TNK-BP. Gdy BP zaczęło się spierać z oligarchami o strategię tej spółki, nasłali oni na Brytyjczyków FSB, urząd skarbowy, inspekcję pracy i służby imigracyjne. To spotkało wielki zachodni koncern. I może w każdej chwili przytrafić się innym zagranicznym inwestorom. Tym bardziej, że nawet według oficjalnych, rządowych oświadczeń korupcja w rosyjskich urzędach i w milicji wciąż jest ogromna i poważnie zagraża rozwojowi gospodarczemu kraju. Cóż to zresztą za rozwój. Rosyjski budżet, tak jak np. wenezuelski czy saudyjski, opiera się w ogromnej mierze na dochodach z eksportu ropy i gazu. Gdy ceny rosną Kreml może sobie pozwolić, tak jak arabscy szejkowie, na zbrojenia i socjalne rozdawnictwo. Gdy spadają (tak jak w ostatnich miesiącach), dochodzi do krachu na giełdzie, nagle w budżecie pojawia się deficyt i okazuje się, że dług zagraniczny zrównał się z ogromnymi (ponad 500 mld dolarów) rezerwami międzynarodowymi Rosji. Niezależnie ile Engelgard czy Korwin-Mikke będą chwalić politykę gospodarczą Putina, zawsze przy spadku cen ropy będzie Rosji zaglądało w oczy widmo bankructwa. Na koniec warto obalić najgłupszy z mitów: o odrodzeniu moralnym Rosji za czasów Putina. Prawdę mówiąc już same opisane wyżej działania Kremla, stawiają Rosję w bardzo złym świetle. Nie wiem, więc dlaczego niektórzy prawicowcy mówią o "odporności Rosji na zachodnią zgniliznę". Tej zgnilizny jest u naszego wschodniego sąsiada więcej nic w dzielnicy czerwonych latarń Amsterdamu. Alkoholizm, narkomania, prostytucja, aborcja - wszystko to występuje w Rosji. I to nawet o wiele obficiej nic na Zachodzie. Trudno też doszukiwać się "rycerza bez zmazy" w premierze Putinie - kagiebiście z wielopokoleniowej kagiebistowskiej rodziny, człowiekowi który donosił na swych kolegów na studiach, osobie oskarżanej o wywołanie "drugiej blokady Leningradu", czyli kradzież zachodniej pomocy dla głodujących emerytów Sankt Petersburga i wreszcie człowiekowi, która według mjra Aleksandra Litwinienki miał przez pewien czas kłopoty z awansem w służbach ze względu na... pedofilskie skłonności. Premier Vaclav Kalus twierdzi, ce Rosja przez lata '90-te była "stawiana do kąta" przez Zachód i dopiero Putin przywrócił godność jej mieszkańcom. Nieprawda. Przez całą ubiegła dekadę Zachód pompował w nią miliardy pomocowych funduszów nie zwracając uwagi, że pieniądze te są rozkradane, pozwolił Kremlowi masakrować Czeczenię a kremlowscy politycy brylowali na międzynarodowych salonach. Tak samo ciepło Zachód przyjął Putina. Nikt nie chciał Rosji niszczyć. Wszyscy chcieli z nią handlować. Kremlowi i dziesiątkom milionów sierot po Breżniewie to jednak nie wystarczało. Chcą oni znowu poczuć się wielkim Imperium, Sowieckim Sojuzem, znów dominować nad Azją Centralną, Kaukazem, Ukrainą, Białorusią, Pribałtyką, Europą Środkową. Ich celem jest Bratni Związek Republik Sowieckich. Jak zauważył Władimir Bukowski, obecni władcy Rosji, w chwili rozpadu ZSRR byli kagiebistami średniego szczebla, którzy nie rozumieli dlaczego komunizm upada. Pocieszmy się tym, że być może popełnią oni teraz te same błędy, co ich zwierzchnicy z lat '80-tych. Hubert Kozieł. |
|