Data: 2011-11-28 15:21:13 | |
Autor: Przemysław W | |
Prokurator: Mam dowody na naciski za czasów PiS | |
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zbada, czy za rządów PiS kierownictwo resortu sprawiedliwości naciskało, by zbierać materiały obciążające lewicę
Dwa tygodnie temu podczas procesu wytoczonego Romanowi Giertychowi przez Jarosława Kaczyńskiego opowiedział przed sądem, jak Zbigniew Ziobro, Janusz Kaczmarek i Bogdan Święczkowski - wysocy urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości w rządzie PiS - kazali mu szukać haków na polityków lewicy. Relację Wełny zbadała najpierw Prokuratura Generalna. Teraz kieruje je do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która sprawdzi, czy są podstawy do wszczęcia śledztwa. Rozmowa z Markiem Wełną prokuratorem Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Wojciech Czuchnowski: Dlaczego dopiero teraz składa pan takie zeznania? Marek Wełna: Jestem zdziwiony rozgłosem wokół tych akurat zeznań. Podobne zeznania składałem już przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków, przed prokuraturą w Płocku badającą, czy prok. Wojciech Miłoszewski złamał prawo, pokazując na polecenie ministra Ziobry akta śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, wreszcie przed prokuraturą w Siedlcach, która badała kwestię ewentualnego przekroczenia przeze mnie uprawnień w śledztwie paliwowym i umorzyła sprawę. Jak do pana relacji podeszła komisja naciskowa? - Kiedy zeznawałem na posiedzeniu otwartym, przed kamerami, było kworum, ale już na posiedzeniu zamkniętym, gdzie mogłem powiedzieć więcej, okazało się, że są kłopoty nawet z zebraniem kworum, a pytania były powierzchowne. Po ujawnieniu przez "Gazetę" pana zeznań z procesu Kaczyński - Giertych Bogdan Święczkowski (szef biura ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej, potem szef ABW) zapowiedział, że pozwie pana do sądu. Czy ma pan jakieś dowody na to, co pan mówił, czy też będzie to jego słowo przeciwko pana słowu? - Pan Święczkowski już raz zawiadomił prokuraturę o moich rzekomo fałszywych zeznaniach. Sprawę umorzono. Nie boję się jego pozwu. Mam dowody na piśmie, są też świadkowie pewnych sytuacji. Proszę o przykład. Jak np. udowodni pan, że Święczkowski kazał panu ściągnąć z Austrii 138 kaset nagrań telefonicznych, w których aferzyści Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel mieli rozmawiać z Jolantą Kwaśniewską, żoną prezydenta RP? - To akurat jedno z lepiej udokumentowanych moich twierdzeń. Na początku 2006 r. pan Święczkowski wysłał w tej sprawie aż trzy pisma i wezwał mnie w związku z tym do Warszawy. W jego ocenie zapisy z tych kaset - dotyczące 1994 i 1995 r. - miały być potrzebne do prowadzonego przeze mnie postępowania. Odmówiłem, ponieważ te kasety były już kiedyś w Polsce w związku ze śledztwem w sprawie przemytu papierosów i okazało się, że nie ma tam tych treści, o których mówił Święczkowski. Nie wiem, skąd miał taką wiedzę. Mimo to powtarzał: "Proszę to ściągać". Ponownie odmówiłem. Co mieli Kwaśniewscy wspólnego ze śledztwami paliwowymi? - Inaczej. Próbowano podpiąć wątki związane z prezydentem Kwaśniewskim i fundacją jego żony pod jakieś duże postępowanie i na nieszczęście to było właśnie śledztwo paliwowe, w którym pojawiły się w zeznaniach jednego z potentatów tej branży te nazwiska. Musieliśmy zweryfikować te zeznania, chociaż nie były to wątki najważniejsze ani takie, które by się później potwierdziły. Ale właśnie o tym rozpisywała się w tamtych latach sprzyjająca PiS prasa. - Nie miałem na to wpływu. Musiałem wykonywać polecenia przełożonych, którzy kazali nam pisać analizy pod kątem wątków politycznych i nazwisk znanych osób występujących w śledztwie. Potem informacje z tych analiz ukazywały się w prasie, o czym zresztą z uprzedzeniem informował mnie np. ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek, mówiąc: "Kup sobie za dwa tygodnie >Gazetę Polską <". Nie kupiłem, ale publikacja była. Wątków politycznych dotyczyły m.in. spotkania, na które proszono mnie do Warszawy do Ministerstwa Sprawiedliwości. Stanęliśmy z pracą merytoryczną, bo zarzucono nas żądaniami podobnych analiz. Gdy daliśmy im w końcu te nazwiska, dostawaliśmy wytyczne, by robić realizację na tego, tego i tego. Nie pomagały tłumaczenia, że nie są to najistotniejsze wątki i nie ma na razie mocnych dowodów. Apogeum nastąpiło 28 lutego 2006 r. Rano zostałem wezwany do prokuratora apelacyjnego, przy którym odbyła się rozmowa z panem Święczkowskim. Powiedział, że daje mi siedem dni na postawienia zarzutów osobom z lewicy, które go interesują. Krzyczał, że jeśli tego nie zrobię, przyjedzie i "rozpier... ten Kraków". 1 marca mój naczelnik w obecności dwojga prokuratorów z grupy, którą kierowałem, polecił mi dokonanie "analizy sprawy paliwowej pod kątem ciekawych osób, które mówią o jeszcze ciekawszych osobach". Odmówiłem i oświadczyłem, że rezygnuję z kierowania zespołem. O jakich polityków lewicy chodziło? W sądzie powiedział pan o Kwaśniewskich, Marii i Józefie Oleksym, Leszku Millerze, Jacku Piechocie. - Tak. Interesowała ich lewica. W tych zeznaniach mówił pan też o tym, jak Święczkowski kazał panu przekazać materiał ze śledztwa dziennikarce Patrycji Koteckiej, prywatnie ówczesnej sympatii ministra Ziobry (teraz żony). Jak pan dowiedzie, że tak było? - Na to też są dokumenty, bo sporządziłem w tej sprawie notatkę. Pani Kotecka zjawiła się najpierw w prokuraturze, prosząc o opinię ekspertów w sprawie wyceny przedsiębiorstwa Pomerania ze Szczecina. Mówiła, że jest to jej potrzebne, bo ma proces cywilny z b. minister Aldoną Kamelą-Sowińską za publikację na ten temat. Powiedziałem, że nie mogę jej dać tej opinii, ale może się o nią zwrócić za pośrednictwem sądu. Potem zadzwonił do mnie Święczkowski. Powiedział, że sprawa jest wagi państwowej i mam tę opinię przekazać jemu. Kiedy odparłem, że mam wątpliwości co do tej "państwowej wagi" i że opinia jest w sądzie, otrzymałem krótkie polecenie, że mam "zapier... do sądu i przynieść w zębach tę opinię". Pozwalał się pan tak traktować? - Mówiłem, że sobie nie życzę, żeby tak do mnie mówił. On już miał taki styl, ludzie się go bali. Ostatecznie ściągnęliśmy tę opinię od sędziego, który miał ją w domu, przekazałem ją do Warszawy. Nie wiem, czy została ostatecznie do czegoś wykorzystana. Ale wcześniej zajął pan na dwa lata akta, w których były dokumenty fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Dopiero sąd nie wyraził zgody na ich wykorzystywania jako niemających nic wspólnego ze sprawą. - Wypełnialiśmy w tym zakresie uchwałę sejmowej komisji ds. Orlenu. A nie naciskał pan na aresztowanego barona paliwowego Jana B., by mówił o rzekomym koncie Kwaśniewskiego w Szwajcarii i fundacji jego żony? - Zaprzeczam. Przede wszystkim Jan B. złożył tego rodzaju zeznania, gdy był już na wolności. Sam przychodził z takim informacjami. Jego przesłuchania są udokumentowane nie tylko protokołami, ale i nagraniami wideo, na dodatek byli przy nim pełnomocnicy, którzy nie zgłaszali żadnych nieprawidłowości z mojej strony. Musiałem weryfikować to, co mówił. Nie miałem wpływu na to, gdzie te protokoły potem trafiały. Czy sam nie ma pan sobie nic do zarzucenia? - Powtarzam: nie ja decydowałem, jak nasze materiały będą wykorzystywane. Kiedy się przekonałem, jakie są prawdziwe intencje polityków, złożyłem rezygnację. Źródło: Gazeta Wyborcza Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,10717173,Prokurator__Mam_dowody_na_naciski_za_czasow_PiS.html#ixzz1f0fhVCZK Przemek -- Prokurator Wełna podkreśla, że wydając tego rodzaju polecenia "Święczkowski, Ziobro i Kaczmarek mówili wprost, że takie są oczekiwania pana Jarosława Kaczyńskiego". Prokurator dodaje, że znał materiał dowodowy i wiedział, że "nie pozwala on na stawianie zarzutów". |
|
Data: 2011-11-28 17:00:05 | |
Autor: | |
Prokurator: Mam dowody na naciski za czasów PiS | |
On Mon, 28 Nov 2011 15:21:13 +0100, Przemysław W <Brońmy RP przed
pisem@...pl> wrote: Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zbada, czy za rządów PiS kierownictwo resortu sprawiedliwości naciskało, by zbierać materiały obciążające lewicę [litosciwie wyciete] poczekajmy, zobaczymy. moze okazac sie, ze to kolejny koniunkturalny pierd nie majacy nic wspolnego z gra toczaca sie na szczytach wladzy. -- Wlacz swiatla, wylacz myslenie! Stan dróg poprawi sie sam ! http://www.drogizaufania.pl/ http://dadrl.pl/ |
|