Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Prawo Bosmana uderza w piłkarzy :)

Prawo Bosmana uderza w piłkarzy :)

Data: 2010-01-12 10:19:59
Autor: Mane
Prawo Bosmana uderza w piłkarzy :)
http://www.sports.pl/Pilka-nozna/Ekstraklasa-- Grzyb-i-Gancarczyk-ofiarami-wykrzywiania-prawa,artykul,66239,1,381.html

Bardzo ciekawy artykuł

Będąca następstwem "prawa Bosmana" regulacja, pozwalająca zawodnikom na podpisywanie kontraktów z nowym pracodawcą z półrocznym wyprzedzeniem, w polskich warunkach zaczyna się obracać przeciwko piłkarzom.

Z punktu widzenia zawodników kopiących piłkę, przepis o możliwości podpisywania nowego kontraktu - z nowym pracodawcą oczywiście - na pół roku przed wygaśnięciem starego musiał być atrakcyjny. Stwarza przecież możliwość spojrzenia na swą karierę w dłuższej perspektywie czasowej, bez konieczności rozpaczliwego szukania „na ostatnią chwilę” nowego miejsca zatrudnienia.

Transfer pod naciskiem

Czasami jednak - co pokazują przykłady ostatnich dni - w polskich warunkach prawo owo zaczyna się obracać przeciwko zawodnikom. Atrament na umowie, jaką 1 stycznia 2010 roku z Jagiellonią Białystok podpisał Rafał Grzyb (obowiązywać ma od 1 lipca) jeszcze dobrze nie wysechł, gdy jeden z internetowych portali już zacytował komentarz Jurija Szatałowa do tego faktu. „To nie będzie łatwa sytuacja. Zespół buduje się przecież na teraz i na przyszłość. Wiele zależy od tego, czy ściągniemy kogoś wartościowego na miejsce Rafała. Jeśli tak, to raczej będziemy stawiali na nowego zawodnika” - zapowiadał na łamach www.sportslaski.pl szkoleniowiec bytomski. Jeszcze ostrzej swego podopiecznego potraktował opiekun Śląska Wrocław. Na wieść o związaniu się przez Janusza Gancarczyka umową z Polonią Warszawa (oczywiście od 1 lipca br.), zareagował bardzo nerwowo. - Nie ma możliwości, by zagrał w moim zespole! Nie zagra także w drużynie Młodej Ekstraklasy. Wiedział, że tak będzie i sam dokonał wyboru - wkurzał się Ryszard Tarasiewicz. A on akurat słów na wiatr nie rzuca. Przekonał się o tym choćby Krzysztof Ostrowski i... warszawska Legia. Stołeczny zespół długo wahał się, czy wykładać 300 tys. zł - bo tyle żądali wrocławianie za transfer piłkarza w lutym. I grozili, że przetrzymają zawodnika do końca czerwca właśnie na ławce rezerwowych - a raczej na trybunach... Można domniemywać, że teraz wrocławianie też próbują zmusić „Czarne koszule” do wyłożenia już zimą „odstępnego” za zawodnika. Ta taktyka bywa skuteczna; jakiś czas temu udała się także w przypadku Krzysztofa Pilarza. Golkiper - będąc jeszcze piłkarzem Odry Wodzisław - związał się „z wyprzedzeniem” z chorzowskim Ruchem. Scenariusz był ten sam: bramkarzowi dano do zrozumienia, że przy Bogumińskiej wiele już nie pogra, i w końcu „Niebiescy” zdecydowali się na wcześniejszy transfer.


Najpierw utrzymanie, potem... banicja

- Dla mnie liczy się przede wszystkim interes mojego klubu - uzasadnia tego typu działania Damian Bartyla, prezes Polonii Bytom. - Skoro wiem, że w nowym sezonie nie będę mógł liczyć na danego zawodnika - w tym przypadku Rafała Grzyba - to muszę już „ogrywać” jego potencjalnego następcę - tłumaczy. Nie wyklucza jednak, że wyciągnięty przez niebiesko-czerwonych z III-ligowej Wiernej Małogoszcz piłkarz wiosną się w składzie Polonii pojawi. - Do zapewnienia sobie utrzymania potrzeba nam jeszcze kilku punktów. Trener Szatałow będzie musiał wystawiać najsilniejszy skład, najprawdopodobniej w tym gronie mieścić się będzie i Rafał Grzyb. Dopiero gdy będziemy już pewni ligowego bytu, będzie można pozwolić sobie na roszady.

Swoistym (nie)smaczkiem sytuacji na linii Bytom-Białystok są jednak okoliczności, w których - podobno - po raz pierwszy padła propozycja przeprowadzki zawodnika do „Jagi”. - Niedopuszczalna jest sytuacja, w której dzieje się to przed bezpośrednim meczem obu drużyn - piekli się Bartyla. Gdyby mu wierzyć, oznaczałoby to, że złamane zostało w tym momencie prawo, zakazujące „kaperowania” zawodnika wcześniej niż na pół roku przed zakończeniem jego kontraktu. Polonia nie zamierza dochodzić swych racji w tej materii na drodze dyscyplinarnej, ale... być może ta sytuacja uzasadnia wyjątkowy opór działaczy niebieskoczerwonych przed pójściem na rękę i zawodnikowi, i białostoczanom.

„Wykrzywianie” prawa

- Ja nie rozumiem tego typu postępowania. Zawsze w takich chwilach będę po stronie piłkarza. Po to wprowadzono stosowny przepis, by z niego korzystać. Tylko w polskim piekiełku można w ten sposób owo prawo „wykrzywić” - analizuje przypadki Grzyba i Gancarczyka trener Czesław Michniewicz. Sam w swej dotychczasowej przygodzie szkoleniowej z podobnymi przykładami się nie spotkał, powołuje się więc na zagraniczne analogie. - Tim Borowski do ostatniej kolejki grał w Werderze, choć już wcześniej wszyscy wiedzieli, że odchodzi do Bayernu Monachium - mówi Michniewicz. I, trochę przekornie komentując działaczowskie decyzje, pyta: - A co by się stało, gdyby pół roku wcześniej kontrakt z nowym klubem podpisał trener? Też by go zesłano do rezerwy...?

- Dariusz Łatka czy Mariusz Dzienis u nas grali do ostatniego dnia swej umowy z Jagiellonią - wzdycha obecny opiekun „Żubrów”, Michał Probierz, od którego wyszła przecież inicjatywa zaangażowania Rafała Grzyba. Bytomskich deklaracji o „odstawieniu” zawodnika komentować jednak nie chce. Nie zastanawia się też, co będzie z dyspozycją gracza za pół roku. - A któryż trener w Polsce planuje swą własną przyszłość w perspektywie półrocznej? - pyta tylko retorycznie.

Kwestia kultury?

Na decyzje szkoleniowców o posadzeniu na ławę czy „zesłanie” do Młodej Ekstraklasy piłkarzy, którzy za pół roku odejdą z klubu, nie ma żadnego wpływu spółka zarządzająca rozgrywkami. - To sprawy wewnątrzklubowe, nie sposób ich uregulować jakimiś przepisami - rozkłada ręce rzecznik „Ekstraklasy” SA, Adrian Skubis. Sama kwestia nie wydaje się zresztą specjalnie istotna dla środowiska prezesów ligowych; nie poruszano jej na żadnym z cyklicznych spotkań udziałowców spółki. - Odstawienie zawodnika od składu, przesunięcie do rezerw czy zespołu ekstraklasowego nie jest jeszcze, niestety, wystarczającym powodem, byśmy mogli podjąć jakieś działania - podkreśla Marek Pięta, prezes Polskiego Związku Piłkarzy. - Moglibyśmy interweniować dopiero wtedy, gdyby np. uniemożliwiono zawodnikowi z ważnym kontraktem treningi. Można wtedy wystąpić o rozwiązanie kontraktu - tłumaczy. I dodaje, że zaskoczony jest przede wszystkim twardym stanowiskiem „Tarasia”. - Miał kontakt z futbolem zachodnioeuropejskim, ale najwyraźniej nie chce korzystać z tamtejszych standardów. Być może to po prostu kwestia kultury osobistej...

Dariusz Leśnikowski



Do przykładów podanych przez Michniewicza dodał bym jeszcze taki, że zawodnik za pół roku wyjeżdża za granice i klub zarabia na tym kilka mln zł, i co? Tez należało by takiego zawodnika odsunąć od drużyny? Przecież trzeba ogrywać jego następce :D

Prawo Bosmana uderza w piłkarzy :)

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona