Grupy dyskusyjne   »   pl.rec.sport.pilka-nozna   »   Podróże po krakowskich boskach - odcinek 51

Podróże po krakowskich boskach - odcinek 51

Data: 2011-10-10 16:43:35
Autor: AJK
Podróże po krakowskich boskach - odcinek 51
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,
reprezentacją, Radzionkowem i Niecieczą.

2011.09.03, A-klasa, gr. III
Płomień Kostrze - Borkowianka Borek Szlachecki 1:3

Na mecz Płomienia wybrałem się jeszcze w czerwcu. W Kostrzu powitały
mnie dwie gołe bramki, trawa po pas, malowniczy widok na bielański
klasztor i bzyczenie co większych much. Cisza, pustka, konsternacja.
Drobiazgowe śledztwo wykazało, że Płomień gra na boisku w Sidzinie.

W Sidzinie, to w Sidzinie, to przecież tylko jeden zjazd z obwodnicy
dalej - przy pierwszej wolnej okazji skierowałem Nobby'ego na południe.
Pierwsze wrażenie było imponujące: ośrodek w Sidzinie jest efektowny,
zadbany, czysty, lśniący i pachnący, a trawa na boisku zielona, równa
i... czy mnie oczy nie mylą? Nie, nie mylą - nawet w polu bramkowym
mamy trawę, a nie grzęzawisko błotne im. Wodnika Szuwarka. Na kibiców
czekają czyste krzesełka, przy samym ośrodku jest pętla autobusowa i o
ile mogłem się zorientować autobusy (166 i 175) krążą tam dość często,
goście zmotoryzowani mogą zaparkować przed ośrodkiem. Europa, proszę
Szanownej Wycieczki.

Bilety... A-klasowe, powiedzmy. Drukarka laserowa i te rzeczy. Żaden
zarzut, oczywiście - ot, konstatacja i schylenie głowy nad ciężką dolą
klubów niższoligowych. Jest nazwa klubu, klasa rozgrywkowa, herb
Płomienia, a resztą kolekcjonerzy pamiątek mogą sobie dopisać sami, bo
miejsca na odwrocie dużo.

Krzesełka, jak wspomniałem, były czyste, ale kiedy tylko usiadłem
ogarnął mnie jakiś dziwny niepokój. Coś nie dawało spokoju, coś
brzęczało, drażniło... Rozejrzałem się.
- Cześć - powiedziała osa, wyłażąc ze szpary w krzesełku. - Co zzzzzzza
ładny dzień. Ażżżż żżżżżądełko świerzzzzzzbi...
- Bzzzzzzzdura - zabzyczała druga, wyłażąc z drugiej szpary - Kibica
chcesz żżżżżżądlić?
Nie czekałem, aż dojdą do porozumienia - wyłaziło ich coraz więcej i
więcej, i atmosfera robiła się zanadto bzycząca. Zanim wylazły
wszystkie, przesiadłem się na drugą stronę trybun. Słońce świeciło w
oczy, było ciepło, a sędzia boczny kurcgalopkiem wracał z szatni, do
której musiał pobiec, bo zapomniał chorągiewki.

Pierwsza połowa była bardzo wyrównana - obie drużyny miały swoje okazje,
obie konsekwentnie je marnowały, a jedyna różnica polegała na tym, że
piłkarze Borkowianki częściej padali na murawę. Czasem padali na skutek
ostrego wejścia obrońców Płomienia, a czasem... a bo ja wiem, czemu?
Może chcieli sobie poleżeć na miękkiej zielonej murawie?
- Wyjdź mu! Przesuń! Na wolne zagraj! Dobrze! Dogrymu! Siępokaż!
Nie, to nie trener - takie okrzyki padały z miejscowego "młyna", który
zaangażowaniem i decybelami nadrabiał skromną liczebność. Ponieważ
okrzyki przynosiły wymierny efekt w postaci zachowania piłkarzy, trener
gospodarzy też zaczął używać decybeli i momentami można było odnieść
wrażenie, że mecz jest tylko dodatkiem do wokalnego pojedynku między
trenerem a kibicami.

Osy bzyczały, a widzów przybywało. Niektórzy długo zastanawiali się, czy
możliwość obejrzenia zmagań drużyn A-klasowych jest warta aż pięciu
złotych polskich, inni od razu uznawali, że jest, a pozostali zbierali
się za ogrodzeniem i oglądali "na sępa". Momentami liczba widzów
sięgała nawet 50 osób, płci obojga i wieku dowolnego, a sąsiedztwo
sklepu spożywczego wpływało na utrzymywanie się dobrego, a nawet bardzo
dobrego nastroju na trybunach.

Druga połowa zaczęła się od ziemnego prysznica dla gospodarzy. Po rzucie
wolnym dla gości obrona Płomienia przysnęła, napastnik Borkowianki
doszedł do piłki przed polem karnym "nawinął" obrońcę, minął
rozpaczliwie interweniującego bramkarza i z piętnastu metrów posłał
piłkę do pustej bramki. Jęki dobiegające z sektora zajmowanego przez
kibiców Płomienia były tyle rozpaczliwe, co niecenzuralne.

Płomień rzucił się do odrabiania strat: raz piłka minęła poprzeczkę o
centymetry, innym razem musnęła zewnętrzną część słupka. - Presing!
Siądź na nim, słaby jest! Uderz! Podaj! Kryjesz! - krzyczeli kibice,
piłkarze i trener. Przestraszone osy schowały się w krzesełkach i nie
były w stanie ich stamtąd wyciagnąć ani jedzone na trybunach lody, ani
pite na trybunach napoje niskoalkoholowe.

Gospodarze cisnęli, Borkowianka groźnie kontratakowała, a sędzia stracił
cierpliwość do symulantów i przestał gwizdać każdy upadek, a czasem
nawet drwiącym śmiechem kwitował co bardziej żałosne próby wymuszenia
wolnego. W 69 minucie Borkowianka zaatakowała prawym skrzydłem, kapitan
Płomienia zachował się jak Kew Jaliens na Cyprze i dał się minąć jak
dziecko, napastnik Borkowianki lekkim zwodem posadził jeszcze bramkarza
gospodarzy i z 10 metrów podwyższył na 0:2.
- Dziady, kurde! - zdenerwował się młodszy kibic - Kichę taką grają, że
aż przykro! Łamagi...
Wśród starszych kibiców zawrzało.
- Te, cwaniak! - zdenerwował się kibic z sześćdziesięcioprocentową
zawartością siwizny we włosach - Taki mądry jesteś to śmigaj na boisko
i pokaż, co umiesz. Przyjdź choć raz na trening, a nie pajacuj odważnie
zza płota. Kozak się znalazł... - i tu padł naładowany solidną porcją
niechęci tradycyjny polski przecinkowiec warczący.
- No co? No co? - młodzieniec usiłował zachować twarz, ale nie bardzo mu
to wychodziło.
- Jajco! - zgasił go inny starszy kibic - "Czy wygrywasz, czy nie",
słyszałeś coś takiego?! I nie podskakuj w towarzystwie, które kibicuje
dłużej niż ty żyjesz, ale i swoje na boisku wybiegało.
- Oj, no dobrze, już dobrze... - skapitulował młodzieniec. Zapanowała
powszechna zgoda, a cały sektor przyłożył dłonie do czoła, osłaniając
oczy przed słońcem i z pewną dozą rezygnacji obserwował mecz.

Trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry nadzieje miejscowych
(no, miejscowych umownie) kibiców odżyły - gospodarze pociągnęli lewym
skrzydłem i zawodnik Płomienia strzałem z ostrego kąta na dalszy słupek
pokonał bramkarza Borkowianki. Niestety, minutę później Borkowianka
dobiła gospodarzy - w akcji niemal bliźniaczo podobnej do poprzednich
sytuacji bramkowych, napastnik gości jednym zamachem minął obrońców,
wyczekał bramkarza i strzałem tuż przy słupku ustalił wynik meczu na
1:3.
- No i znowu mężulkowie przegrali - westchnęły żony piłkarzy,
opuszczając stadion w Siedzinie - Ależ będzie wieczorem płaczu i
przeżywania...
Ech, te kobiety - jak one nas dobrze znają.

Po przeciętnej pierwszej i bardzo dobrej drugiej połowie Borkowianka
Borek Szlachecki pokonała w Sidzinie Płomień Kostrze 3:1.

Zdjęcia tu:
http://tinyurl.com/4xuzslz

--
AJK

Podróże po krakowskich boskach - odcinek 51

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona