Data: 2012-01-10 11:42:59 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 52 | |
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą,
zwłaszcza, że Ekstraklasa ma teraz przerwę. Znaczy, teraz też... Klasa C, gr. I, 04.09.2011 Grom Kraków - Nadwiślan Rusocice 1:1 Ekstraklasa miała przerwę, słońce świeciło, "50" ma pętlę na Kurdwanowie, o rzut beretem od boiska Armatury, na którym jesienią Grom Krakow grywał jako gospodarz, a mnie zostało ostatnich kilkadziesiąt stron książki, więc w tramwaju spokojnie mógłbym dokończyć. Rzut oka na zegarek... Zdążę? Zdążę. Zdążyłem i to sporo przed czasem. Boisko Armatury takie samo, jak trzy lata temu: tablica poświęcona pamięci Tadeusza Parpana, klubowy budynek po lewej, trybunki po prawej, brzozy wokół boiska (jakby większe)... Trybunkę południową obsadzili kibice Gromu, trybunkę północną kibice Nadwiślanu i jednostki niezorganizowane, a przed budynkiem klubowym w jesiennym słońcu suszyły się koszulki i gacie. Gacie zwłaszcza. Nie, przepraszam - koszulki zwłaszcza. - Który masz numer? - pytał głośno kierownik drużyny gości. Kierownik miał krótkie spodenki, zgrabne nogi, czerwone paznokcie i nie, nie był zażywnym obywatelem w wieku nieokreślonym, jak to zwykle w przypadku kierowników bywa, tylko kobietą w wieku mocno sportowym, co z uznaniem komentowali kibice gospodarzy, a nawet niektórzy piłkarze. - Numer? Czternasty! - odkrzyknął zawodnik Nadwiślanu. - A ja siedemdziesiąty czwarty, tylko w kiblu byłem... - zachichotał na trybunach wielbiciel filmu "Miś". - No bo powiem ci, że teraz to ludzie tylko za pieniędzmi gonią... - rzuciła kibicka do kibicki. Koleżanka zgodziła się z twierdzeniem, dorzuciła elementy podziału geograficznego na Wschód i Zachód, po czym obie panie oddały się refleksjom socjologicznym, pdczas gdy piłkarze oddawali się rozgrzewce, kibice Gromu oddawali się konsumpcji "płynów i pierwiastków śladowych", a ja gapiłem się zafascynowany na koszulki gości. Napis "Amciu - ubojnia drobiu" porywał urokiem solidnego oksymoronu. Gwizdek. Gramy. Znaczy piłkarze grali, rezerwowi opalali torsy i brzuchy, ja robiłem zdjęcia, a kibice kibicowali. Kibice Nadwiślanu kibicowali w ciszy i skupieniu, kibice Gromu wznosili okrzyki oraz puszki/butelki. Początek meczu należał do gości, którzy sprawiali wrażenie bardziej poukładanych i jeśli nie "silnych", to na pewno "zwartych i gotowych". Grom sprawiał wrażenie lekko rozkojarzonego, a rozmowy zawodników z kibicami na pewno nie nie pomagały w grze. W oglądaniu pomagały, i owszem, bo momentami były wesołe, a jeśli nie zostaną zacytowane, to ze względów... hmm, powiedzmy "oczywistych". - A taki na przykład efekt cieplarniany, proszę ciebie... - kibicki przeszły z socjologii na ekologię. - Razdwatrzy! Gromwal! Czy! - krzyknął miejscowy "młyn", kiedy piłkarze Gromu wzięli się do roboty i zaczęli ostrzeliwać bramkę Nadwiślanu z dystansu. Momentami brakowało niewiele... Nadwiślan odpowiadał akcjami lewym skrzydłem i wrzutkami piłki w pole karne. Tu także brakowało niewiele, choć więcej niż po drugiej stronie boiska. Słońce świeciło, gacie i koszulki schły na wietrze, a obywatel motorniczy oglądał mecz zza szyby tramwaju, stojącego na pętli. Grom zdobywał przewagę. Piłka nie mijała już bramki Nadwiślanu, ale leciała w "światło", gdzie bramkarz z niewielkimi kłopotami łapał ją lub z większymi kłopotami - wybijał. Piłkarze kopali się w kostki i łydki w natężeniu dopuszczalnym nawet dwie klasy wyżej, a kibice oceniali widowisko w zależności od stanu posiadania: ci, którzy pili napoje gazowane mówili, że na trzy z plusem, a ci, którzy pili napoje nie tylko gazowane - że na cztery. Płeć piękna nie oceniała, bo właśnie przeszła do ustalania, co się obecnie kupuje dzieciom na pierwszą komunię, a co na urodziny. Arbiter odgwizdał przerwę i piłkarze rzucili się do wiadra z wodą, stojącego przy bocznej linii. Ponieważ Szanowna Wycieczka, czyta te słowa zimą, przypomnieć trzeba, że początek września był ciepły bardzo, słońce prażyło i czterdzieści pięć minut galopowania po murawie dawało się mocno we znaki. Woda z wiadra posłużyła piłkarzom do schłodzenia rozgrzanych walką głów, woda mineralna z butelek - do schłodzenia wnętrza, część kibiców udała się do pobliskiego spożywczaka w celu uzupełnienia zapasów, a reszta podsumowywała zakończoną połowę. - A ty graj, wiesz? Graj coś, a nie obijaj się! - upominał piłarza kibic Gromu. - No przecież gra, czego się czepiasz? - dziwił się kolega. - Jak gra? Kto gra? - ustalał pierwszy kibic. - No, on... - pokazywał kolega. - Ale ja nie o nim, tylko o tamtym - tłumaczył kibic, pokazując paluszkiem. - Tamten też nieźle gra. Pogodził ich trzeci kibic, który zaczął narzekać na sędziego. Strzał był oddany z dużym rozsądkiem - w polskiej piłce w 99 przypadkach na 100 narzekanie na sędziego zapewnia rozmówców, z których co najmniej połowa jest bardziej radykalna w ocenach od inicjatora rozmowy. Wkrótce już cały miejscowy sektor nie lubił arbitra i nawet gwizdek, rozpoczynający II połowę powitał drwinami. Trzy minuty po gwizdku sektor kibiców Gromu zakrztusił się "płynami i pierwiastkami śladowymi" - po akcji prawym skrzydłem i strzale piłkarza Nadwiślanu piłka znalazła się w siatce gospodarzy. Arbiter jednak bramki nie uznał, ale ponieważ sektor gospodarzy nie cieszył się zbytnio z tej decyzji, a kibice gości nie protestowali zbytnio, przyjąć chyba należy, że nie uznał słusznie. Piłkarze Nadwiślanu grali coraz lepiej, piłkarze Gromu - coraz ostrzej. Co kilkadziesiąt sekund któryś gracz w białym stroju walił się na ziemię z jękiem lub okrzykiem, po czym zaczynał z bólu zjadać koszulkę, jego koledzy rozpoczynali tradycyjną "Litanię do św. Gwizdka", zaczynającą się od słów "Eno, panie sędzio!", a trybuny komentowały. ....I nagle padł gol. Grom zaatakował, piłkę w polu karnym dostał Korepta (taki jestem mądry, bo zawodnicy Gromu mają na koszulkach wypisane nazwiska), strzelił spokojnie w długi róg i było 0:1. Sektor kibiców Gromu wzniósł okrzyki, butelki i puszki, a jeden z najzagorzalszych fanów ruszył na murawę, by osobiście uścisnąć strzelca bramki i prawice jego kolegów. - Stary, daj spokój! Wracaj! - krzyczał "młyn" Gromu - Zamkną nam stadion! - Przecież my nie mamy stadionu - zdziwił się kibic już płyty boiska. - No to nas zamkną! - Och, sami się zamknijcie! - odciął się kibic, ale posłusznie wrócił do sektora. Choć rozmowa dwóch kibicek na temat opłacalności emigracji była nader interesująca, opuściłem sektor neutralny. Doszedłem do wniosku, że po stracie gola Nadwiślan rzuci się do odrabiania strat, a to znaczy, że pod bramką Gromu może być ciekawiej niż na środku boiska. I rzeczywiście było - goście ruszyli do ataku, a bramkarz Gromu co chwilę musiał interweniować. A to umiejętnie blokował wbiegającego w pole karne napastnika, a to z kłopotami i na raty, ale szczęśliwie łapał piłkę po rzutach wolnych, a to wreszcie odprowadzał ją wzrokiem, gdy przelatywała tuż nad poprzeczką. Nerwowo było na boisku, gdzie walczyły obie drużyny, nerwowo robiło się na trybunach, gdzie męska część "młynów" parła do słownej konfrontacji, powstrzymywana przez płeć piękną i mądrą, a ja starałem się nie przeszkadzać bramkarzowi i w wolnych chwilach fotografowałem tablicę poświęconą Tadeuszowi Parpanowi oraz suszące się na treningowej bramce gacie. - Spokojnie! Nie spiesz się! Powoli rozgrywaj! Poczekaj! - instruowali swojego bramkarza piłkarze Gromu. Nie pomagało - im bliżej końca, tym golkiper gospodarzy grał coraz bardziej nerwowo, a piłkę wybijał nieco rozpaczliwie, czasem nawet nie próbując jej łapać. Momentami miało się wrażenie, że piłka wręcz parzy go w rękawice. Osiem minut przed końcem chyba rzeczywiście go sparzyła - stosunkowo proste zagranie, które pewnie na treningach wyłapywał z zamkniętymi oczami, sprawiło mu sporo problemów, piłka zamiast do obrońcy trafiła do gracza Nadwiślanu, a ten z niedowierzaniem i entuzjazmem skierował ją w stronę bramki. Rozpaczliwa pogoń obrońców nie pomogła i goście wyrównali stan meczu. Grom podzielił się na dwie grupy. Pierwsza zaczęła pocieszać nieszczęsnego bramkarza, a druga zaczęła go ochrzaniać, ale nie za sam błąd, tylko za zbyt wolne podawanie piłki. - Teraz się grzebiesz? Dawaj ją, jeszcze mamy trochę czasu! Zdążymy! - krzyczeli zawodnicy - No, rzucaj-że wreszcie! Końcowka była emocjonująca: Grom próbował odzyskać prowadzenie, Nadwiślan kontrował i znowu bramkarz Gromu mógł się wykazać (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), tu strzał, tam strzał, na trybunach ostatnie "Razdwatrzy! Gromwal! Czy!", ostatni gwizdek sędziego... "Gromowcy" padli na trwawę ze zmęczenia i rozczarowania, zaś drużyna z napisem "Amciu" ucieszona ruszyła do szatni po zasłużone "piciu". A ja ruszyłem na pętlę "50". Tramwaj czekał, motorniczy czytał gazetę, słońce świeciło... Do końca książki zostało mi jeszcze czternaście stron, więc resztę podróży spędziłem, gapiąc się na piękne okoliczności przyrody w żółtych płomieniach liści (i w krótkich sukienkach). Zdjęcia tutaj: http://tinyurl.com/7e6qexy Jak zwykle w slajdszole, z którego można wyjść przez klinięcie na "x" (tego na dole) -- AJK |
|