Data: 2011-01-03 11:27:56 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 43 | |
Zaprawdę, powiadam Wam, że istnieje piłka nożna poza Ekstraklasą i
reprezentacją, zwłaszcza, że pierwsza nie gra, a druga według niektórych nie istnieje. 2010.10.09, A-klasa, gr. II KS Podgórze Kraków - Garbarnia II Kraków 3:0 Podgórze do tej pory kojarzyło mi się bardziej z meczami drużyny kobiecej, którą w akcji widziałem już czterokrotnie. Oczywiście zdarzyło mi się także oglądać mecz drużyny męskiej, ale było to bardzo, bardzo dawno temu i w dodatku na wyjeździe. Bliskim, bo na boisko Płaszowianki, ale jednak wyjeździe. Wypadało nadrobić zaległości, a że i czas się znalazł, bo Ekstraklasa miała przerwę... Obiekty Podgórza wyglądają są jak koń. Koń albowiem jaki jest - każdy widzi. I każdy widzi, jak wygląda stadion Podgórza. Budynki w niezłym stanie, boisko jak na A-klasę bardzo przyzwoite, więc piłkarze mogą się tu czuć nieźle, ale publiczność ma trochę gorzej. Ławki pamiętają chyba jeszcze srebrny medal naszej reprezentacji na Mistrzostwach świata i to niekoniecznie tych w Hiszpanii, części drewnianych z każdym rokiem coraz mniej, rdza się sypie z metalowych części, trawa zarosła dawną bieżnię, za bramką jakieś gruzy - no, zwykła szara codzienność polskich klubów, do których jeszcze nie trafił bogaty sponsor, ale które robią, co mogą, a czasem robią nawet więcej. Słońce świeciło, Ekstraklasa nie grała, pewnie dlatego frekwencja na meczu Podgórza z Garbarnią była bardziej niż przyzwoita i momentami sięgała 80 osób. Młodsi kibice siedzieli we własnym gronie, starsi we własnym, było nawet coś na kształt "młynu" i tam ciągnęła większość kibiców, tylko nie wiadomo czy dla atmosfery, czy może dla zawartości czerwonej skrzynki z nazwą browaru, w którą zaopatrzyli się przewidujący kibice. - Bo, panie, nie będziemy przecież biegać co 5 minut do spożywczaka - wyjaśnił jeden - Człowiek się napracował w tygodniu i zasłużył na komfort. Szanujmy się, tak?! - zakończył wypowiedź popularnym peszkizmem. Na mecz dotarła też kobieta. Szła powoli wzdłuż trybun, a kędy przeszła - cisza zapadała wielka i słychać było tylko odgłos wciąganego z podziwem powietrza. Oraz wciąganych odruchowo brzuchów. - Boże drogi, jakie nogi... - kibic pewnie nawet nie zauważył, że zarymował. Nikt nie zauważył, bo nawet rozgrzewający się piłkarze stali i patrzyli, a świat zewnętrzny docierał do wszystkich w stopniu mocno ograniczonym. Początek meczu należał do gości. Już w siódmej minucie po strzale napastnika Garbarni piłka skozłowała na piątym metrze i o centymetry minęła słupek bramki Podgórza. Sześć minut potem bramkarz gospodarzy wyłapał silne uderzenie z lewego skrzydła, a już po minucie musiał interweniować po raz kolejny. - Podgórze, grać! - rozległo się z "młyna". - Garbarnia! Garbulki! - dołączył ktoś obok. - Jazda! Jazda! Jazda! Biała Gwiazda! - krzyczał trzeci kibic, a wszystko na przestrzeni dosłownie dwóch metrów i nikt nikogo nie udusił szalikiem. Wzorowy ekumenizm po prostu. I znowu zaatakowała Garbarnia - tym razem prawym skrzydłem. Na szczęście dla Podgórza, ich bramkarz był na posterunku i wybił piłkę w pole. - Co jest z nimi?! - zdenerwował się miejscowy kibic - Weźcie się obudźcie! Grać! Siadać na nich! Gnieść! - Polać? - upewniał się sąsiad? - ...i mówię panu, dawniej to wszystko było uporządkowane, bo porządek był i w ogóle... - kilka metrów dalej dyskusja toczyła się na tematy zasadnicze, ale zasadniczo pozasportowe. Podgórze jakby się obudziło - częściej potrafiło zatrzymać piłkę w środku boiska, spokojnie podać, rozegrać... Wyglądało jakby po prostu dało się Garbarni wyszumieć i teraz zaczęło grać swoje. A ja się zastanawiałem, skąd znam zawodnika z numerem osiem. Znajoma twarz, znajoma sylwetka, kurczę, no znam go skądś... Rozmyślania przerwała akcja Podgórza w polu karnym Garbarni. Strzał, parada bramkarza, rzut rożny, Garbarnia przejęła piłkę, ale nie potrafiła jej wybić, straciła ją znowu, piłka poszybowała na piąty metr, tam napastnik Podgórza trafił głową i zrobiło się 1:0, bo po uderzeniu piłka wturlała się do bramki. Trener gości powiedział coś warczącego, piłkarze zaczęli się spierać, który zawalił najbardziej, "młyn" wzniósł toast, a Podgórze spróbowało pójść za ciosem i nawet poszło, tylko zapomniało zabrać ze sobą piłkę. Chwilę potem znowu wróciło pytanie, skąd znam zawodnika z ósemką, który właśnie schodził wykrzywiony z boiska trzymając się za ucho - uderzenie któregoś z gości musiało być naprawdę mocne, bo krzywił się bardzo i chyba nawet lekko krwawił. Jeszcze raz zaatakowało Podgórze, Garbarnia odpowiedziała kontrą, kibice z "młyna" skonstatowali ze smutkiem, że skrzynka jest już pusta, a sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy. Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza: przewagę miała Garbarnia, a Podgórze dawało się jej wyszumieć i czekało na okazję do kontry. "Młyn" wymienił w przerwie skrzynkę na pełną, a dyskusja na tematy zasadnicze przeszła teraz od analiz rzeczywistości do szeroko zakrojonych recept na jej poprawę. - ...bo porządek, mówię panu, trzeba zrobić! Bo powinien być porządek! - oznajmiał obywatel i popierał swój program argumentem kieliszkowym, dzięki liczba słuchaczy stale rosła. - Jazda! Jazda! Jazda! Garbulki! Podgórze! - niosło się od strony "młyna". - Patrzeć się na nich nie da! Siarę grają taką... - wściekał się kibic w kaszkiecie. - Podgórze? - dziwił się jego towarzysz - Przecież nieźle im idzie. - Jakie Podgórze? Na "Pasy" się nie da! - Aha, znaczy pan tu nie na mecz, tylko na terapię przyszedł - śmiali się koledzy. - A sercem Podgórza, proszę pana, zawsze był Ludwinów! - po mojej prawej ręce toczyła się dyskusja historyczno-topograficzna, ktoś wspominał cesarza Józefa II, ktoś dawny stadion Garbarni. Gra toczyła się w środku pola, sędzia często używał gwizdka, bo albo zawodnicy faulowali się na potęgę, albo piłka wylatywała na aut, jesienne słońce świeciło, był ciepło i sennie... - HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! HEJ! POD-GÓ-RZE! - huknęło przeraźliwie tuż nad moją głową. Kiedy już wylądowałem, przestałem się trząść i pozbierałem aparat, plecak, okulary oraz wszystkie kończyny - odważyłem się zerknąć. Okrzyku, wbrew pozorom, nie wydał ani batalion wojska, ani jakiś potężny ork czy ktoś w podobnym mitologicznym stylu - ot, jeden z kibiców spóźnił się na mecz i postanowił nadrobić zaległości. Ile to się pary mieści w niepozornym na pierwszy rzut oka człowieku. - Jeeeeest! - wrzasnęli kibice Podgórza. Było ich chyba ze trzydziestu, a i tak nie dociągnęli poziomem decybeli do spóźnialskiego. A gol rzeczywiście padł. Kolejna kontra Podgórza, szybka wymiana piłek na prawym skrzydle, obrona Garbarni II przysnęła deczko, bramkarz próbował ratować co się da i wyszedł, żeby skrócić kąt, ale było już za późno - strzał w krótki róg i 2:0 dla gospodarzy. Garbarnia rzuciła się do odrabiania strat - chciałoby się napisać. Niestety, Garbabnia zaledwie próbowała się rzucić, bo co spróbowała, to nadziewała się na kontrę i kibice wstawali z miejsc, bo pachniało kolejną bramką. - Ale poczekaj pan! W tysiąc dziewięćset piętnastym Podgórze włączyli do Krakowa. Było tak? - dobiegło z prawej strony, gdzie atmosfera dyskusja historyczna zaczynała powoli zmierzać w stronę konfliktu bałkańskiego. - Brawo, Grzela! Jedziesz! - entuzjazmowali się kibice Pogórza, gdy ich zespół po raz kolejny ruszał na bramkę przeciwnika. - PLASK! - to niżej podpisany wypłacił sam sobie liścia w czoło i miał wielką ochotę dołożyć jeszcze kopniaka, ale kopnąć samego siebie to bardzo trudne zadanie i wymaga jednak sporej wprawy. Ale bo też trzeba być... i tu wstawiamy jakiś łagodny epitet... żeby nie poznać czterokrotnego mistrza Polski Grzegorza Patera i to jeszcze, gdy się przecież czytało, że jest grającym trenerem Podgórza. Klapa w pamięci otwarła się z hukiem i z rozpędu rozpoznałem także podgórskiego obrońcę z "czternastką" na plecach, którego oblicze też wydawało mi się znajome. Toż to przecież Łukasz Gorszkow we własnej wysportowanej osobie. Podczas, gdy ja się cieszyłem, że to tylko roztargnienie, a nie ten Niemiec, który wszystko nam chowa, Podgórze strzeliło trzecią bramkę. Kolejna kontra, ładna wymiana piłek między napastnikami, obrońca Garbarni usiłował być w dwóch miejscach naraz, ale w końcu zaryzykował i usiłował odebrać piłkę zawodnikowi z "dziewiątką" - pewnie dlatego, że ów miał już na koncie dwie bramki i może chciałby ustrzelić hat-tricka. Okazało się, że nie chciałby - "dziewiątka" do "jedenastki" na siódmy metr, przyłożenie nogi, bramkarz na ziemi, 3:0, oklaski. Ostatnie dziesięć minut upłynęło zawodnikom na niezobowiązującej grze w środku pola i przy liniach, a kibice w tym czasie wykańczali zapasy płynów, opowiadali sobie o dzieciach, o podróżach, o rwie kulszowej, o woreczku żółciowym i porządku, który, panie, musi być, bo porządek to podstawa. Wreszcie sędzia odgwizdał koniec meczu, opuszczająca stadion publiczność znowu miała okazję podziwiać jedyną tego dnia kobietę na trybunach. I znowu wciągano powietrze, znowu wciągano brzuchy, szeptano coś o nogach Szarapowej... Co to ja?... Aha, Podgórze Kraków pokonało drugą drużynę Garbarni 3:0. Zdjęcia tutaj: http://tinyurl.com/3ypj8da Osd razu w slajdszole, z którego można wyjść przy pomocy krzyżyka po prawej na dole. Albo przez ESC. -- AJK |
|
Data: 2011-01-03 19:28:21 | |
Autor: JanKo | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 43 | |
Agent AJK nadaje:
2010.10.09, A-klasa, gr. II Miło popatrzeć na zieloną trawę i piłkarzy w krótkich spodenkach ;-) |
|
Data: 2011-01-03 23:30:22 | |
Autor: fantomasz | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 43 | |
Dnia Mon, 3 Jan 2011 11:27:56 +0100, AJK napisał(a):
I znowu wciągano powietrze, znowu wciągano brzuchy, szeptano A tak liczyłem na stosowne zdjęcie... |
|
Data: 2011-01-04 09:00:54 | |
Autor: AJK | |
Podróże po krakowskich boiskach - odcinek 43 | |
03-01-2011, 23:30, fantomasz napisał:
I znowu wciągano powietrze, znowu wciągano brzuchy, szeptano Próbowałem. Ale próbowałem dyskretnie - czyli z biodra. Ręce mi się trzęsły z wrażenia i celnośc wyniosła ok. 3 metry. Na minus. Korony okolicznych topoli wysżły znakomicie, natomiast trawa - strasznie rozmazana :-) -- AJK |
|