Data: 2009-09-30 21:38:54 | |
Autor: Jarek - akwizytor z Jasnej Góry | |
Pierwszy po ojcu. | |
Akcje stoczni, Telewizja Trwam, słynne gorące źródła i telefonia komórkowa W Rodzinie - to pomysły ojca Jana Króla. Kim jest najbardziej zaufany człowiek ojca Tadeusza Rydzyka?
Król refleksu - Proszę, słuchamy, Radio Maryja. Trzeba ściszyć radio przede wszystkim. - Halo! - Bardzo proszę. - Szczęść Boże. - Szczęść Boże. - Trzy słowa do ojca prowadzącego. Chuj ci w dupę! - Ooooo... Widzę, że pan się ładnie przedstawił nam tutaj, przed milionami słuchaczy. Gdyby feralnego wieczoru audycję na żywo prowadził ojciec Jan Król (a nie jego konfrater Piotr Andrukiewicz), ta słynna rozmowa nigdy by się nie wydarzyła. - Ksiądz Janek ma niesamowity refleks i intuicję - opowiada były dziennikarz toruńskiej rozgłośni, który przez 10 lat siedział w studiu z o. Janem Królem. - Kiedy nawet jakiś niechętny rozmówca wbije się na antenę, grzecznie recytując formułę przywitania: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica...", to on i tak po pierwszym słowie wyczuwa, że coś jest nie tak. Odpowiada "Teraz i zawsze", a już trzyma rękę na czerwonym guziku. I potrafi ostro odpowiedzieć, a nie takie tam: "No ładnie się pan przedstawił". Przykład: O. Król: - Radio Maryja. Słucham. Gość: - A prymas Wyszyński, księże Janie, jeśli ksiądz wie, a chyba wie, prymas święty tysiąclecia, on grał z komunistami w jedną nutę. A ksiądz Wojtyła... - Proszę pana, nie będziemy rozmawiać. Bez sensu. Pan bredzi. Pan po prostu bredzi. I to rasowo. To jest takie kłamstwo... Kończymy rozmowę. Skompromitował się pan (kliknięcie). - W końcu dyżurni dowcipnisie przestali dzwonić podczas audycji księdza Króla - mówi były dziennikarz radia. - W początkach radia ojciec Rydzyk żartował nawet, że ksiądz Janek idealnie by się nadawał na jego bramkarza: bo szybki, zdecydowany, a do tego wysoki i szeroki w barach. Kiedy na szefa wszędzie czekały tłumy dziennikarzy, wyposażył księdza Janka w słuchawkę do ucha i mikrofon, jakie mają funkcjonariusze BOR. Król w akcji Grudzień 2004. Tłumek zmarzniętych fotoreporterów przed wejściem do zakrystii katedry w Bydgoszczy. Czekają na o. Rydzyka, który świętuje tu rocznicę Radia Maryja. Na plac zajeżdża audi a4. Z auta wychodzi o. Król, w uchu słuchawka. Spaceruje, coś szepcze do wpiętego w sutannę mikrofonu. Dziennikarze drepcą za nim w bezpiecznej odległości. Chwilę później na plac wjeżdża drugie audi, kieruje ksiądz Rydzyk. Staje przy drzwiach zakrystii. Fotoreporterzy już nie zwracają uwagi na o. Króla - dopadają do przyciemnionej szyby wozu ojca dyrektora. Kiedy pukają w nią obiektywami, zakonnik rusza z piskiem opon i pędzi pod drugie wejście. Dziennikarze za nim, nikt nie zwraca uwagi na ks. Króla, który obserwując ich, mówi coś do swojego głośniczka. Jak się okazuje - dyktuje konfratrowi trasę i oblicza czas. O. Rydzyk staje pod drugim wejściem i chwilę czeka. Kiedy dziennikarska zgraja dopędza go, błyskawicznie rusza i wraca pod nieobstawioną już zakrystię, gdzie stoi tajemniczo uśmiechnięty o. Król. Dyrektor wysiada, współbrat zajmuje jego miejsce za kierownicą i spokojnie odprowadza limuzynę szefa na parking. Fotoreporterzy mogą sobie sfotografować najwyżej tylną rejestrację wozu. Król górali Rok 1960. W Łukowicy - w pół drogi z Limanowej do Nowego Sącza - na świat przychodzi syn Królów, Janek. Wychowuje się nad potokiem wpadającym do Dunajca, wśród drewnianych domów z ciasnymi obejściami. Służy do mszy w starym kościółku. Dziś stoi tu nowa świątynia, murowana. Na wspomnienia namawiamy sprzedawczynię z pobliskiego spożywczaka: - Janek był cichy, rozmodlony, zawsze pomocny. Dziewczyny nigdy nie miał. Na zabawę przyszedł, ale nie był pijanicą. I w polu robił. Ojciec zmarł, jak Janek był młody, mama sama z gromadką została. Szóstka ich w domu była. Dobrze zrobił, że na księdza poszedł. Znany jest i ludzie go słuchają. Ks. Król jest drugim najsłynniejszym łukowiczaninem po Michale Sędziwoju, alchemiku króla Zygmunta III. Dworu Sędziwoja już tu nie ma. Dom Królów łatwo znaleźć: szary, piętrowy, murowany, na balkonie antena satelitarna z logo TV Trwam. Mama o. Jana wita nas i zarazem żegna: - Bóg wam zapłać, dużo już przeszłam. Bóg zapłać. Jej syn wyjechał z Łukowicy po maturze, w 1979 roku. Skończył seminarium redemptorystów i zamieszkał w warszawskim klasztorze przy ul. Karolkowej. Tam poznał wracającego właśnie ze służby w Niemczech ojca Rydzyka. Król giełdy Wiosna 1991. W starym sadzie jabłoniowym na toruńskim przedmieściu staje czerwony ford escort. Wysiadają o. Król i o. Rydzyk. Wchodzą do murowanego baraczku, rozmawiają cicho o pieniądzach. Witają się uprzejmie z toruńskim korespondentem "Gazety" - to jeszcze czas, gdy nie mają nic przeciwko "Wyborczej". Za pół roku zaczną tu stawiać maszt. Za siedem miesięcy lokalny dodatek "Gazety" napisze, że budowa nie ma wymaganych zezwoleń, a sąsiedzi skarżą się na nadajnik nad głowami. Za rok o. Rydzyk z ambony nazwie miejscową redakcję "Gazety" gniazdem szatana. Za pięć lat w miejscu magazynu na skrzynki z jabłkami wyrośnie potężna siedziba radiostacji. - Ojciec Król od początku zajmował się finansami - opowiada b. dziennikarz radia. - Do dziś jako jedyny ma dostęp do wszystkich kont, a pieniądze przesyłane pocztą trafiają na jego biurko. Za moich czasów akceptował każdą fakturę: długopisy, papier toaletowy, nowe auto. Wymyślał największe akcje, np. zbiórkę świadectw udziałowych NFI na zakup Stoczni Gdańskiej. Do przesyłania świadectw na adres radia ksiądz Jan zachęcał z anteny razem ze znajomym, inżynierem Aleksandrem R. Gdy kilkaset tysięcy papierów NFI przyszło pocztą, R. zapakował je do toreb i zawiózł do małego, stołecznego biura maklerskiego - Eastbrokers. Maklerzy zamienili papiery na akcje, którymi o. Król i Aleksander R. obracali przez dwa lata. Stracili wszystko, co gorsza: zostali z niespłaconą czteromilionową pożyczką. Zapłaciła w końcu Warszawska Prowincja Redemptorystów. - Ta wpadka, a transakcje były przecież przeprowadzane za zgodą ojca dyrektora, jeszcze bardziej związała szefa z o. Królem - mówi nasz informator. - Później, by wyjść z finansowego impasu, ksiądz Król wyszukał radiu sponsora - pana Kobylańskiego z Urugwaju. I znowu popłynęły pieniądze. Król prasy Rok 1997 r. Gabinet w redakcji bydgoskiego "Ilustrowanego Kuriera Polskiego". Ksiądz Rydzyk siedzi w towarzystwie kierownictwa gazety i jej właściciela. O. Król wchodzi z czarną dyplomatką i białymi reklamówkami. "IKP", wychodzący od 1945 r. ogólnopolski organ Stronnictwa Demokratycznego, miał w PRL 100-tysięczny nakład i redakcje od Gdyni po Kraków. Teraz zostały tylko oddziały w Bydgoszczy i Inowrocławiu. Sprzedaje się niespełna 10 tys. sztuk. To ks. Król podsunął ojcu dyrektorowi pomysł odkupienia dziennika i postawienia go na nogi. Po "IKP" mają przyjść kolejne zdobycze na rynku prasy. Teraz ksiądz Jan przywiózł w reklamówkach pieniądze. - Wyjął kartony po butach, jak się okazało, czubato wypełnione banknotami - wspomina uczestnik spotkania. - Było tego kilkaset tysięcy. Rydzyk uśmiechnął się i mówi: "Więcej marności, ojcze Janie". Posypały się pieniądze z kolejnych reklamówek. Właściciel "IKP" odsuwa od siebie górę banknotów i prosi, by ksiądz Król przelał mu pieniądze. Ale redemptorysta odpycha stos z powrotem i tłumaczy, że w bankach "pracują wścibskie urzędniczki". "IKP" zostaje kupiony. Nowym właścicielem jest zakonnik staruszek, o. Stanisław Golec. Gazeta najpierw zostaje mocno dofinansowana i uzbrojona w nowy sprzęt, potem dziennikarze przechodzą szkolenia ideologiczne w klasztorze Redemptorystów. Wszystko na nic. Zwroty przekraczają 50 proc. nakładu. Tytuł upada. Nowych gazet redemptoryści już nie kupują. Król telewizji Listopad 2005. Nowy premier, Kazimierz Marcinkiewicz, przedstawia program swego gabinetu w toruńskim studiu Telewizji Trwam. Rozmówcą jest Jan Król. Gośćmi - uczniowie szkoły medialnej o. Rydzyka. I szkoła, i telewizja są prywatną - a nie zakonną - własnością. Oba biznesy należą do fundacji Lux Veritatis, a ta z kolei - do Jana Króla i Tadeusza Rydzyka. W studiu Marcinkiewicz chwali "genialnego polityka i analityka politycznego, człowieka, który przez ostatnie 16 lat zawsze stał po dobrej stronie i zawsze mówił to, co okazywało się prawdą" - Jarosława Kaczyńskiego. Studenci klaszczą. Ojciec Król zaprasza do zadawania pytań. Dwa miesiące później TV Trwam dostaje wyłączność na transmisję uroczystego podpisania w Sejmie paktu stabilizacyjnego, który ma ułatwić Marcinkiewiczowi rządzenie. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin podpisują dokument w biurze klubu PiS. Dziennikarze mediów niekatolickich czekają przed salą, przekonani, że politycy zaraz wyjdą. Nagle ktoś krzyczy: - Podpisują w Telewizji Trwam! Początkowo dziennikarze nie wierzą własnym uszom. Po chwili jednak wychodzi do nich tajemniczo uśmiechnięty o. Król. Chwilę milczy, oglądając dziennikarskie stadko, potem informuje, że kto chce obejrzeć uroczyste składanie podpisów, powinien włączyć TV Trwam. Tego wieczora i przez kilka następnych dni pół Polski słyszy w mediach nazwę satelitarnej stacji ojców Rydzyka i Króla. Jednak nawet tak wielki sukces nie przyciąga satelicie widzów. Oglądalność TV Trwam w Polsce wynosi 10 tys. i spada. Tylu widzów mają osiedlowe kablówki w średnich miastach. Tylko że kablówka zatrudnia pięć osób, a Trwam ma nowoczesne studia, wozy transmisyjne, dziennikarzy, operatorów, dźwiękowców, kierowców, ochronę. Koszty są oczywiście tajne, jak wszystko w imperium o. Rydzyka. Król śpiewu Październik 2008. Nowy Sącz. Trwa transmitowany w TV Trwam koncert "A to Polska właśnie". Andrzej Rosiewicz śpiewa "Wystarczą cztery Ziobra i Polska będzie dobra", Kapela znad Baryczy gra pieśń: "Radio Maryja póki my żyjemy", ale największą gwiazdą jest Jan Król. Pokazuje spontan, śpiewając na góralską nutę: W Podegrodziu na środku wsi tam dziewcyna ło mnie myśli myśli, myśli, ze mnie nie chce, zasmucone moje serce! Zasmucone, rozżalone, łod kochania łoddalone nie turbuj sie moje serce jo se inno znojde jesce! Publiczność wiwatuje, o. Rydzyk płacze ze śmiechu. Były dziennikarz radia: - Myślę, że ojciec dyrektor dobrze się przy ks. Janku czuje: młodo i wesoło. To też pewnie jeden z powodów, dla których wybacza mu błędy. No i jako właściciele Lux Veritatis jadą na tym samym wózku - jak się wywalą na zakręcie, to razem. Król wód Grudzień 2008. Toruń. Na wielkiej podmokłej łące między oczyszczalnią ścieków a szkołą medialną o. Rydzyka trwają wiercenia geotermalne. W kontenerach fachowcy z Jasła parzą sobie herbatę. Pracują dzień i noc. Ale efekty są niezadowalające: miała być woda 90-stopniowa, bo taka umożliwia wytwarzanie prądu. Jest 60-stopniowa. Można by nią teoretycznie ogrzewać budynki szkoły, ale kto buduje kopalnię soli, by posolić jajko? Ksiądz Król wie już, że jeśli nie tryśnie wrzątek, geotermia dołączy do długiej listy przedsięwzięć zakończonych klapą. Tak się zapamiętał w robocie, że rankiem przyszedł do urzędu w kufajce i kasku. Król telefonów Lipiec 2009. Rusza telefonia komórkowa "W rodzinie". Alians z najbogatszym torunianinem Romanem Karkosikiem to najnowszy pomysł biznesowy o. Króla. Redemptoryści nie kryją, że zyskami z przedsięwzięcia chcieliby pokrywać koszty niedochodowych przedsięwzięć - m.in. wierceń. Podział jest taki: Karkosik wykłada pieniądze na nową sieć, o. Król osobiście ją zachwala na antenie i dba, by wszyscy słuchacze i widzowie TV Trwam kupili aparaty, a potem opłacali abonament. 12 lipca redemptorysta stoi obok Jarosława Kaczyńskiego na Jasnej Górze. Nie wiemy, o czym rozmawiają, ale tam prezes PiS zwraca się do tłumów: - Musimy to zło, które pleni się dzisiaj w naszym kraju, zwyciężać dobrem, zwyciężać także dobrym słowem, zwyciężać wyciągniętą ręką. I musimy jednocześnie wiedzieć, że te zwycięstwa będą tym łatwiejsze, im bardziej będziemy zjednoczeni, także wokół Radia Maryja, wokół Telewizji Trwam, i także wokół tego nowego, naprawdę wielkiego, powiem - genialnego pomysłu, jakim jest telefonia komórkowa. Tak, to powinno być coś, co nas łączy. Ja chcę dzisiaj powiedzieć tutaj, z tego miejsca, że jeśli tylko to ruszy, to sam natychmiast taki telefon nabędę i mam nadzieję, że będzie nas bardzo wiele, bo to naprawdę jest świetna rzecz. Powtarzam, to jest genialny pomysł na to, by ta wielka rodzina była jeszcze mocniej ze sobą związana, by się konsolidowała, by się mogła porozumiewać ze sobą każdego dnia. Ojciec Jan słucha słów byłego premiera z tym samym, nieco tajemniczym, uśmiechem. http://wyborcza.pl/1,76842,7091728,Pierwszy_po_ojcu.html?as=1&ias=4&startsz=x Przemek -- "Ja, Jarosław Kaczyński, wyrażam szczery żal i przepraszam Janusza Kaczmarka za zarzucenie mu, że tkwi w układzie, i nazwanie go agentem-śpiochem" - przeprosiny tej treści prezes PiS ma zamieścić na pierwszej stronie głównych dzienników - zdecydował warszawski sąd. |
|