Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Pełnomocnik kościoła nie wiedział, że jego słowa są nagrywane.

Pełnomocnik kościoła nie wiedział, że jego słowa są nagrywane.

Data: 2011-11-02 12:34:39
Autor: Przemysław W
Pełnomocnik kościoła nie wiedział, że jego słowa są nagrywane.
Marek P., pełnomocnik Kościoła przed Komisją Majątkową, tłumaczy pracownikom: "Mamy 1,8 mln zł kasy cystersów do wydania, a nie do trzymania. Z każdej faktury mamy 11 proc., a z odsetek na lokacie tylko 5 proc. To trzeba kasę wydawać, bo to się nam bardziej opłaca". Nie wiedział, że jego słowa są nagrywane


Marka P. nagrywali pracownicy jego firmy Żywieckie SA. To spółka zarządzająca nieruchomościami zakonów i parafii, głównie tymi uzyskanymi od Komisji Majątkowej. Kiedy "Gazeta" i inne media regularnie informowały o nieprawidłowościach przy przyznawaniu rekompensat Kościołowi, pracownicy spółki zaczęli się bać, że zapłacą za działania swojego szefa. Niektórzy poszli na współpracę z CBA, które szukało dowodów, że Marek P. korumpował członków Komisji. Zgodzili się nagrywać Marka P. Trwało to od sierpnia 2009 r. do wiosny 2010 r. Nagrania pokazują, jak działał Marek P. - w PRL oficer SB, w latach 90. doradca do spraw ekonomicznych bp. Piotra Libery, sekretarza generalnego Episkopatu Polski.

Niech opat widzi

Śledczy zainteresowali się Markiem P. jesienią 2008 r. Tego roku wywalczył przed Komisją Majątkową rekompensatę dla działającego przy zakonie krakowskich albertynek Towarzystwa Pomocy Bezdomnym im. Brata Alberta. Towarzystwo zaproponowało, że w zamian za 50 ha utraconych pod Krakowem przejmie działkę w Świerklańcu - 157 ha gruntów rolnych, 25 km od Katowic. Pola, sady, jezioro, las i ruiny XIX-wiecznej posiadłości von Donnersmarcków. Marek P. przedstawił wycenę terenu należącego do skarbu państwa - 3,2 mln zł. Ta kwota miała odpowiadać stracie, jaką Towarzystwo poniosło pod Krakowem. Komisja na taką rekompensatę się zgodziła. W rzeczywistości jednak grunty w Świerklańcu warte były 15 razy więcej. Komisja wiedziałaby to, gdyby sama zleciła wycenę albo zapytała gminę. Ale takiego zwyczaju nie było.


Grunty od albertynek niemal natychmiast kupił Tomasz D., 26-letni biznesmen z Katowic. Z majątkiem szacowanym na 1,2 mld zł zajmuje 12. miejsce na liście najbogatszych Polaków miesięcznika "Forbes". Był też stałym darczyńcą archidiecezji katowickiej. Pośrednikiem w transakcji był Marek P.

CBA tworzy listę klientów Marka P. Są na niej cystersi, norbertanki, elżbietanki oraz wiele parafii z całego kraju. P. ma mnóstwo zleceń, bo słynie z sukcesów przed Komisją Majątkową. Komisja działa przy MSWiA od 1991 r., przyznaje rekompensaty instytucjom kościelnym za mienie utracone w PRL. CBA podejrzewa, że Marek P. jest tak skuteczny, bo korumpuje członków Komisji. Ale długo nie ma na to dowodów.

Przełom nadchodzi w czerwcu 2009 r., kiedy z funkcji prezesa Żywieckich SA rezygnuje Dariusz Moskała. Ma dość pracy z Markiem P. Agenci zapraszają Moskałę na rozmowę. Były prezes zgadza się zeznawać. Śledztwo nabiera tempa, a pracownicy spółki Marka P. zaczynają chodzić z włączonym dyktafonem.

W 2009 r. Komisja Majątkowa niemal nie schodzi z łamów gazet. W kilku publikacjach władze Krakowa wyliczają straty, jakie miasto poniosło na rzecz bazyliki Mariackiej, zakonów cystersów i norbertanek. Marek P. zwołuje zebranie i tłumaczy pracownikom, dlaczego znalazł się na celowników dziennikarzy. A oni to nagrywają:

- Odebrałem Majchrowskiemu [prezydent Krakowa] grunty i stałem się wrogiem numer jeden. Największy jest krzyk, jak się złodziejowi wydziera łupy, a tu złodziejem było miasto i państwo. Za to we mnie teraz wszyscy walą. W normalnym kraju wszystko, co zostało ukradzione, powinno zostać pooddawane w 1991 r. i byłby spokój. Tylko Polskanic nie daje i atakuje ofiary, które były okradzione - mówi P.

Potem przechodzi do zleceń, jakie mają Żywieckie SA: - Nie podoba mi się tempo prac prowadzonych u cystersów. Musi nas być widać, musi być widać, że Żywieckie coś robią.

Pracownik: - Przecież się staramy.

Marek P.: - Mamy 1,8 mln zł kasy cystersów do wydania, a nie do trzymania. Wziąć mi wysprzątać tę zieleń w opactwie, zrobić trawniki. Co nas trzyma? Ja mam ich kasę na koncie. To kasa cystersów, chcę, żeby opat widział, że ją wydajemy (). My z każdej faktury mamy 11 proc., a z odsetek na lokacie tylko 5 proc. To trzeba kasę wydawać, bo to się nam bardziej opłaca. () Gdyby ktoś wiedział, że mamy ich pieniądze leżące i ich nie wydajemy, to idioci jesteśmy. Kasa gnije, nie wiadomo, po jaką cholerę. Trzeba wydawać, żeby zarabiać.

Chłopak ze wsi, co krowy pasał

We wrześniu 2009 "Gazeta Wyborcza" oraz RMF FM ujawniają, że Dariusz Moskała, były prezes Żywieckich SA, potwierdził prokuraturze, że w Komisji Majątkowej dochodziło do korupcji. Założony przez Marka P. bielski tygodnik "Super Nowa" publikuje z nim wywiad. Marek P. zapewnia w nim, że Moskała nigdy nie był jego współpracownikiem.

A pracowników swojej spółki informuje, że kazał złożyć w prokuraturze kilka zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez swojego byłego prezesa. Oskarżył go o to, że: przelał na swoje prywatne konto 1,5 mln zł, by dzień później zwrócić pieniądze; kupił 26 telefonów, choć w firmie było 12 pracowników; zawyżał faktury, koszty delegacji; na firmę kupował sprzęty, a montował je w swoim domu.

- Moskała to chłopak ze wsi, co krowy pasał - mówi Marek P. pracownikom. I każe im szukać haków na niego. Przez kilka tygodni ludzie w firmie sprawdzają faktury podpisywane przez byłego prezesa, analizują rozliczenia jego delegacji, liczą kilometry przejechane służbowym samochodem oraz rachunki za benzynę. Marek P. każe wysłać do serwisu służbowe mitsubishi pajero, którym jeździł Moskała, i zrobić dokładny przegląd. Boi się, że w środku może być zamontowany podsłuch lub lokalizator. - On za dużo wie, co się dzieje w firmie. Niepokoi mnie to - tłumaczy P. pracownikowi.

Choć wcześniej przyjął dymisję Moskały, teraz każe go zwolnić dyscyplinarnie. Były prezes Żywieckich SA nie dostaje pieniędzy przysługujących mu za wypowiedzenie i składa skargę w Państwowej Inspekcji Pracy. Żywieckie SA dostają mandat - 2 tys. zł. Marek P. nakazuje pracownikom omówić tę sprawę z prawnikiem.

Prawnik proponuje: niech spółka Eureka, powiązana z Markiem P., wystąpi do sądu przeciwko Moskale z wnioskiem o zapłatę czegokolwiek. Jako zabezpieczenie wskaże wynagrodzenie za pracę w Żywieckich SA. - Przesłalibyśmy to do komornika i utopilibyśmy na rok. A on się będzie kopał z koniem - radzi prawnik nagrany przez pracowników P.

Kremówka osłodzi to nieszczęście

Publikacje o Komisji Majątkowej i współpracujący z CBA Moskała budzą niepokój klientów Marka P. Do siedziby spółki przyjeżdża zakonnik wysłany przez opata zakonu cystersów w Krakowie.

Zakonnik: - Opat dostał pismo od Moskały. Jest zaniepokojony, bo on pisze, że w Żywieckich SA źle się dzieje. Czy jemu coś się z głową porobiło?

Marek P.: - Będziemy robili ze sztuką. Wiem, że część prac była finansowana z funduszu ochrony zabytków Krakowa. I tych środków było coraz mniej.

Zakonnik: - Od razu było wiadomo, ile będzie tych pieniędzy, tyle że była umowa, że wykona się dodatkowe prace.

Marek P.: - Jeśli mamy koordynować prace, to musimy koordynować działania. Jesteście w rękach architektów, którzy chcą wam wcisnąć, że jakieś stare obory to zabytki. To jakieś jaja! Musimy wystąpić do miasta o światła, żeby można było tam przejść na drugą stronę ulicy. To jest horror, cała masa ludzi idzie do kościoła i nie mogą przejść przez ulicę.

Pracownik Marka P.: - Wiem, że tam był wypadek i mieli zrobić światła.

Marek P.: - Dobra, dobra. Ja im podeślę grupę dziennikarzy i to załatwimy.

Kilka dni później Marek P. jedzie na spotkanie z cystersami, którzy zastanawiają się, czy wobec medialnego szumu nie zerwać umowy z Żywieckimi SA. P. przekonuje ich, żeby tego nie robili.

Jesteśmy do poświęcenia

W tajemnicy przed współpracownikami Marek P. otwiera w Czeskim Cieszynie filię Żywieckich SA o nazwie Żywieckie Czech. Wiadomość dociera do firmy, ale P. zaprzecza. Mówi ludziom, że to bzdury. Ktoś otwiera jednak kopertę zaadresowaną do szefa. Wypada z niej pieczątka czeskiej filii. Pracownicy przestają wierzyć Markowi P. Naradzają się w sali konferencyjnej:

X : - Zwróciliście uwagę, jak odbiera telefon? Patrzy, rozgląda się, mówi tak: słyszę, słucham, dziękuję. Nigdy nie rozmawia przy nas. Albo mówi komuś, że później oddzwoni.

Y : - Jeżeli jest prawdą, co gazety piszą o jego przeszłości, to ja już nie wiem. A on dobrze wie, jakie są sposoby i metody. Mamy prawo się bać. Biorąc pod uwagę te wszystkie artykuły, to pan Marek ma wiele do stracenia.

X : - On się nie boi, że jak odejdziemy, to pójdziemy do prasy?

Y : - On się nas nie boi, bo będzie walczył z nami jak z Moskałą. Za pomocą "Super Nowej". My nie stanowimy dla niego żadnej wartości.

X : - Wybrał nas do zarządu, bo jesteśmy do poświęcenia. Syna by nie poświęcił, dlatego to nie on jest prezesem.

Biznesy z członkiem Komisji

Zainteresowanie mediów źle wpływa na interesy Marka P. Jego firma przestaje dostawać prowizję za czynsz dzierżawy szpitala elżbietanek w Warszawie. Umowa w tej sprawie to jeden z biznesowych cudów P.

W 2007 r. elżbietanki powierzyły Żywieckim SA znalezienie dzierżawcy. Według umowy zakonnice miały dostawać 50 tys. zł miesięcznie, ale jeśli Żywieckim SA uda się wynegocjować wyższą stawkę, firma zatrzyma różnicę dla siebie. Umowa obowiązuje do 2023 r. W imieniu sióstr z Żywieckimi SA negocjuje ją mecenas Piotr P., członek Komisji Majątkowej.

Piotr P. będzie drugą osobą - po Marku P. - zatrzymaną przez CBA w sprawie korupcji w Komisji. Dowód, który skierował uwagę śledczych na Piotra P., dostarczyli pracownicy Żywieckich SA.

Przekazali agentom umowę, jaką Żywieckie SA z nim zawarły. Marek P. reprezentujący przed Komisją kościelne instytucje nie powinien być w biznesowych relacjach z członkiem Komisji. Ale był.

Piotr P. podnajmował lokal przy ul. Rycerskiej w Warszawie od spółki Żywieckie SA. Umowę podpisano 1 grudnia 2006 r.

Piotr P. został zatrzymany w listopadzie 2010 r. Gliwicka prokuratura przedstawiła mu zarzuty przyjęcia trzech łapówek od Marka P. - 20 tys. zł w gotówce, 167 tys. zł w formie opłaty za remont i umeblowanie kancelarii przy ul. Rycerskiej oraz 17 tys. zł tytułem fikcyjnego zatrudnienia sekretarki Piotra P. w Żywieckich SA.



Dziś

Dariusz Moskała, były prezes Żywieckich SA, główny świadek CBA, ma w śledztwie status pokrzywdzonego. W zeszłym roku prokuratura umorzyła wszystkie zawiadomienia, jakimi Marek P. kazał obciążyć Moskałę. A pięć miesięcy temu byli redaktorzy naczelni "Super Nowej" złożyli oświadczenia, że wydawca zmuszał ich do publikowania krytycznych tekstów na temat Moskały.

Pracownicy Marka P., o których mowa w tekście, nie są już zatrudnienie w spółce Żywieckie SA.

66-letni Marek P. od czerwca jest na wolności (w areszcie był od września 2010 r.). Wpłacił milion złotych kaucji. Ma zarzuty korumpowania członka Komisji Majątkowej, ukrywania dochodów oraz oszustw na szkodę zakonów i parafii, które reprezentował. Przeniósł firmę Żywieckie SA do Katowic i został jej prezesem.

Komisja Majątkowa przestała działać 1 marca 2011 r. Rząd i Episkopat uznały, że wobec szokujących ustaleń prokuratorskiego śledztwa jej formuła się wyczerpała. Komisja przyznała instytucjom kościelnym 65 tys. ha ziemi oraz 143 mln zł w gotówce. Do tej pory CBA złożyło do prokuratur kilkanaście zawiadomień o nieprawidłowościach w Komisji. Zarzuty postawiono 12 osobom.

Kogo reprezentował Marek P. i na kim zarabiał

Zakon cystersów w podkrakowskiej Mogile - największy klient Żywieckich SA. W 2006 r. dzięki staraniom Marka P. Komisja Majątkowa przekazała zakonowi siedem działek w Krakowie. W sumie to trzy hektary warte ok. 24 mln zł. Zakonnicy dostali je jako odszkodowanie za dobra utracone w PRL. To wyjątkowo kontrowersyjna decyzja, bo w 1994 r. cystersi podpisali z władzami Krakowa ugodę - dostali pięć hektarów wokół klasztoru.

W 2007 r. komisja przekazała cystersom w ramach rekompensaty 66,5 mln zł w gotówce. Wdzięczność zakonników jest wielka. Za 10 mln zł kupują Biuro Podróży "Eureka", które sprzedaje im Dariusz Moskała, ówczesny prezes Żywieckich SA. Wraz z Eureką cystersi przejmują ośrodek wypoczynkowy Fregata w Łebie. Na jego remont wydają kilkanaście milionów złotych, po czym na 30 lat wydzierżawiają go Żywieckim SA. Firma płaci zakonowi 100 tys. rocznie za dzierżawę. Zysk z ośrodka to około 500 tys. zł.

Żywieckie SA administrowały nieruchomościami zakonu i nadzorowały tam prace remontowe. Zakon płacił im 11 proc. wartości każdej faktury i 20 tys. zł miesięcznie za samą gotowość inwestycyjną.

Zakon norbertanek w Krakowie - w 2005 r. walczył z władzami Krakowa o prawo własności stadionu Cracovii. W 1912 r. zakonnice wydzierżawiły teren klubowi, ale w 1950 r. nieruchomość przejęły władze. W 1990 r. norbertanki złożyły w Komisji Majątkowej wniosek o zwrot ziemi. Przez dziewięć lat Komisja nie potrafiła wydać decyzji. W 2001 r. zakonnice skierowały sprawę do sądu. Sąd uznał, że norbertanki nigdy nie utraciły praw do gruntu, a odebranie im terenu w czasach PRL nie miało podstaw. Wyrok oznaczał, że zakonnice stały się właścicielkami stadionu.

W czerwcu 2005 r. władze Krakowa podpisały z zakonem ugodę - za działkę pod stadionem Cracovii dostał inną nieruchomość wartą 4,5 mln zł i 6,5 mln zł w gotówce. W imieniu sióstr negocjacje z prezydentem miasta Jackiem Majchrowskim prowadził Marek P.

Żywieckie SA zarządzały w Krakowie kilkoma nieruchomościami norbertanek, w imieniu zakonu kupiły też pod wynajem kilka mieszkań w Rabce i zamierzały budować stację benzynową. W 2010 r. siostry zerwały współpracę z firmą Marka P. W śledztwie przeciwko niemu mają status pokrzywdzonych. Zdaniem prokuratury P. bezprawnie przejął należący do zakonu parking przy lotnisku w Balicach.

Zakon elżbietanek w Warszawie - w 2007 r. firma Marka P. w imieniu zakonu szukała dzierżawcy dla byłego szpitala. Za 100 tys. zł miesięcznie budynek wydzierżawiła spółka Platinum Hospitals. Według umowy do 2023 r. Żywieckie SA miały dostawać co miesiąc połowę tej sumy. W 2008 r. Komisja Majątkowa przekazała elżbietankom 47 ha w warszawskiej Białołęce. Pełnomocnikiem sióstr był Marek P. Przekonał Komisję, że ziemia jest warta 30 mln zł. Zdaniem władz Białołęki można ją było sprzedać za ponad 200 mln zł.

Towarzystwo Pomocy Bezdomnym im. Brata Alberta w Krakowie (działa przy zakonie albertynek) - w 2007 r. dzięki staraniom Marka P. Komisja Majątkowa przekazała towarzystwu kilkadziesiąt hektarów w Zabrzu. Według wyceny, jaką posługiwał się P., ziemie były warte 6 mln zł. Ich faktyczna wartość to jednak 34 mln zł. Rzeczoznawca, który zrobił wycenę, przyznał się do fałszerstwa i został prawomocnie skazany. Zaraz po otrzymaniu gruntów zakonnice je sprzedały. Zarobiły jednak tylko 6 mln zł. Pośrednikiem w transakcji był Marek P., nabywcą firma TDJ Investments należąca do biznesmena Tomasza D. Albertynki w śledztwie przeciwko Markowi P. mają status pokrzywdzonych.


http://wyborcza.pl/1,75478,10571641,Kasa_nie_moze_gnic.html?as=1&startsz=x






Przemek

--

"Fundusz Kościelny został ustanowiony w złych czasach PRL jako rekompensata
za odebrane mienie. Myślałem, że skoro Kościół odzyskuje mienie, to ten Fundusz
powinien zostać zlikwidowany. Teraz słyszę, że ma zostać zastąpiony czymś
znacznie obszerniejszym i pochodzącym z budżetu państwa."

Data: 2011-11-02 12:40:46
Autor: Grzegorz Z.
Pełnomocnik kościoła nie wiedział, że jego słowa są nagrywane.
Marek P., pełnomocnik Kościoła przed Komisją Majątkową, tłumaczy pracownikom: "Mamy 1,8 mln zł kasy cystersów do wydania, a nie do trzymania. Z każdej faktury mamy 11 proc., a z odsetek na lokacie tylko 5 proc. To trzeba kasę wydawać, bo to się nam bardziej opłaca". Nie wiedział, że jego słowa są nagrywane

Ciekawe czy wspominał też "o tym od kaczora" ? :)))))

CBA tworzy listę klientów Marka P. Są na niej cystersi, norbertanki, elżbietanki

Ja pier..... tyle tego gówna żeruje na mojej pracy!



--
Socjalizm nigdy nie zapuścił w Ameryce korzeni bo biedni w tym kraju nie
uważają się za wyzyskiwany proletariat, tylko za milionerów w przejściowych
tarapatach. John Steinbeck

Pełnomocnik kościoła nie wiedział, że jego słowa są nagrywane.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona