Data: 2009-08-08 13:49:28 | |
Autor: mkarwan | |
Pastwili się i znęcali nad innymi Żydami | |
(...)pisał Ringelblum. (...)"Żydowska gangsterska policja wykorzystuje każdą sytuację, aby zbijać pieniądze", donosił w maju 1942 roku.
"Wyróżnia się straszliwą korupcją i demoralizacją, [...] W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Dno podłości osiągnęła jednak dopiero w czasie wysiedlania, [...] Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców i Łotyszów." "Chować się, drżeć, być tropionym, konać bez końca w przeraźliwym strachu" - opowiadała o możliwościach przetrwania mieszkanka getta - "kiedy za cenę tropienia innych można normalnie żyć, nie bać się [...] swój łeb ratuje się łebkami innych." Czasem "łebkami" nadprogramowymi nawet, gdy złapanego człowieka puszczano, na razie, "za cenę zdrady kryjówki, w której siedziało nieraz kilkadziesiąt osób." Względów nie mieli policjanci żydowscy nawet dla dzieci, które odbierali matkom podczas selekcji, a w czasie wysiedlania "zamieniali się w hyclów" i urządzali prawdziwe polowania na płaczące i stawiające opór dzieci gettowej ulicy. Pastwili się i znęcali nad innymi Żydami, nawet wtedy, gdy w pobliżu nie było żadnego Niemca. Nienawidzono ich więc w getcie bardziej niż Niemców. (...)"Iluż tam było smakujących swoją nową władzę, biorących odwet za wszystkie niepowodzenia życiowe", wspominał współpracowników Rumkowskiego, w łódzkim getcie, Arnold Mostowicz. "Iluż było domorosłych dyktatorów, którzy by tę władzę i tę okupację przedłużyli w nieskończoność, którzy ze zwykłych zer stawali się, jak Niemcy, panami życia i śmierci." Podobnie jak żydowscy agenci Gestapo z warszawskiego urzędu do Walki z Lichwą na Lesznie. Kilkuset pracowników i współpracowników (byli wśród nich literaci i artyści) wychodzić mogło na "stronę aryjską", gdzie trudnili się m. in, wyłapywaniem ukrywających się Żydów. Być może współpracowali z agentami polskimi? Przesiadywali w lokalach i wystawali na ulicach, zajmując się obserwacją. Po stronie aryjskiej w Krakowie działała grupa konfidenta Gestapo, Józefa Diarnanda, rozpracowująca też polskie podziemie. Byli także "konfidenci przygodni". Stanowili oni "istną plagę" getta krakowskiego. "Pod groźbą donosu wymuszali wszystko, co chcieli [...] Kilkanaście jednostek utrzymywało w ciągłym strachu kilkanaście tysięcy." W getcie warszawskim, jak pisał ST. Różycki, nikt nie miał "do bliźniego, do sąsiada, kolegi, towarzysza, znajomego, krewnego, za grosz zaufania", każdy bał się "donosicielstwa i wymuszenia." (...)Po pracy konfidenci i szmuglerzy lubili bawić się i pić wódkę. W lutym 1941 roku "żydowskie gestapo" urządziło nawet przyjęcie z okazji urodzin Führera. Z sali na Lesznie dobiegały "pijackie, chóralne śpiewy po niemiecku". "Słynne w całym getcie", jak pisał Ringelblum, były przyjęcia szmuglerów. "Nieokrzesani i rubaszni" nie pasowali do eleganckich wnętrz luksusowych gettowych restauracji, w których zasiadali. (...)"W tym samym czasie, gdy biedacy stają się nędzarzami, okrytymi strzępami łachmanów, widać dziewczęta ubierające się coraz wykwintniej", donosił Ringelblum. "Pytanie ogromnej wynędzniałej większości społeczeństwa żydowskiego: Co dalej? zagłuszała muzyka z kawiarń i restauracji," pisała mieszkanka getta. A umierających z głodu żebraków spod piekarni i eleganckich restauracji odganiali żydowscy policjanci. Kolejny podział - tak bardzo ułatwiający Niemcom ich pracę. "Nauczyłam się żyć w morzu cierpienia, które podchodziło pod próg mojego domu. Zło krzewiące się wokół mnie i pochłaniające wciąż nowe ofiary, stało się dla mnie równie oczywiste jak upał latem, a mróz zimą," wspominała młoda dziewczyna. "Nie mnie jedną ogarnęła ta znieczulica." "W obawie przed zakaźnymi chorobami, baliśmy się brać do siebie obcych ludzi," tłumaczy mieszkaniec getta, poruszony widokiem śpiących na ulicy. "Prawie co dzień na ulicach, po środku chodnika, leżą nieprzytomni lub umarli ludzie. Nie wywiera to już wcale wrażenia," zanotował Ringelblum. Mieszkańcy "aryjskiej" Warszawy przyzwyczaili się także do łapanek, a nawet publicznych egzekucji. Silniejszym dodawało to nawet sił do walki. Słabszym dostarczało pretekstu, aby zamknąć oczy na los innych. (...)Młode, wrażliwe dziewczęta z getta poruszone do łez losem dzieci ulicy z "przeraźliwie wychudzonymi twarzyczkami, przypominającymi ptasie łebki raczej, niż ludzkie oblicza," nie dopuszczały jednak myśli o wzięciu ich do siebie do domu. Dzielenia z nimi pokoju i życia pod jednym dachem do końca wojny. Taki jest właśnie człowiek. A dzieci te w dodatku należały zapewne do "klasy niższej" w getcie. Mówiły tylko w języku jidysz, należały do innego niż te dziewczyny, świata. Skazane więc były nieodwołalnie na śmierć. źródło http://www.abcnet.com.pl/node/3077 http://www.abcnet.com.pl/node/3078 |
|