On Wed, 29 Jun 2011 22:03:15 +0200, Przemysław W <Broñmy RP przed <pisem@...pl> wrote:
Na konferencji o raporcie Macierewicza Jarosław Kaczyński oskarżył polskie władze, że za bardzo "liczą się z tym, co mówi Putin czy Miedwiediew". Czemu? Bo "nie jest w polskim interesie twierdzić, że za katastrofę odpowiada polski pilot, polski generał, polski prezydent".
Takie było główne przesłanie konferencji a także założenie pracy komisji Macierewicza: udowodnić, że NASI byli niewinni i padli ICH ofiarą.
Zapewne podczas kolejnej konferencji okaże się, że jest w polskim interesie mówić, że za katastrofę odpowiada polski premier, ale sprzeczność jest pozorna, co dostrzeże każdy, kto potrafi myśleć dialektycznie: wszak Tusk czy Komorowski, choć Polacy, to "bronią nie polskich interesów".
Kaczyński zanucił też starą pieśń patriotyzmu podszytego kompleksem: "Tylko słabe narody tak czynią". Mam wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie: tylko silne narody potrafią uczciwie rozliczyć się z błędów i grzechów, jakie popełniły i na tym polega ich mądry patriotyzm.
Macierewicz wtórował prezesowi nazywając raport MAK "haniebnym momentem, straszliwym ciosem, bo doszło do zrzucenia odpowiedzialności na polskiego pilota, polskiego generała i polskiego prezydenta. Te kłamstwa nie spotkały się ze skutecznym odporem".
Konferencja dała ten odpór.
Większa wina spada na stronę rosyjską - mówił Macierewicz. Kaczyński dodawał, że wina Rosji jest oczywista, a pytanie, czy była to wina intencjonalna "zostawia na razie zawieszone".
Ale takie złowrogie sugestie były. Macierewicz ze trzy razy powtarzał, że polski pilot "próbował wyrwać się ze śmiertelnej pułapki", w jaką wpędzili go kontrolerzy, którymi sterowała centrala w Twerze i w Moskwie. Centrala kazała im przyjąć samolot ("Sprowadzać i bez dyskusji"), choć oni wcześniej "błagali, by odesłać go na inne lotnisko". Nasi piloci "byli sprowadzani na śmierć" - cytuje Macierewicz "pewnego posła, zresztą nie z PiS".
Nowych faktów prawie nie było. Wiadomo od dawna, że kontrolerzy nie mówili prawdy o warunkach meteorologicznych (podawali że są gorsze, zapewne po to, by zniechęcić Polaków do lądowania ). Że "centrala" bała się skandalu dyplomatycznego, jaki zrobiłby uraźliwy prezydent, gdyby kazać mu lecieć np. do Moskwy (wczoraj Kaczyński twierdził, że "każdy by to zrozumiał"). Że stan sprzętu naprowadzającego był na lotnisku gorzej niż zły, że w wieży panował chaos, że podawała ona nieprecyzyjne czy wręcz mylące informacje (np. że samolot jest "na kursie i na ścieżce", a nie był).
Macierewicz jednoznacznie rozstrzygnął spór, czy wieża mogła zamknąć lotnisko, skoro był to lot wojskowy. Cały czas zdejmował też odpowiedzialność z polskich pilotów. Nie znali szczegółów podejścia (niewykluczone), nie wiedzieli jaka jest pogoda (wiedzieli),
Macierewicz przedstawił też znane już opinii publicznej przejawy bylejakości, opieszałości i arogancji strony rosyjskiej w przygotowaniu wizyty a potem w reakcji na katastrofę i w prowadzonym śledztwie. Polskie władze wielokrotnie skarżyły się, że nie dostają materiałów, dowodów, czy choćby odpowiedzi na zadanie pytania. Tyle, że Macierewicz podawał je w stylistyce kryminału, mówił o "celowym niszczeniu dowodów, rozsmakowywał się w opisie wyrazu twarzy żołnierza, który toporem rozcina wrak samolotu.
Rosyjskiej winy ma też dowodzić ostatni przed wypadkiem przegląd samolotu wykonany w Rosji, po którym - twierdził - stwierdzano liczne usterki, m.in. systemu odbierania sygnału radiolatarni. Skądinąd wiadomo, że samolot był sprawdzany przed odlotem z Warszawy.
Opieszałą reakcję służb medycznych Macierewicz przedstawił tak: nawet, gdy po pasażerach nie było widać urazów, lekarze nie sprawdzali, czy żyją co w świetle tego, co wiemy o wyglądzie ciał ofiar można najdelikatniej opisać jako ponury absurd.
Wiele z tych win i niedopatrzeń rosyjskich jest faktem. Faktem jest także, że MAK chciał je w raporcie ukryć, bo strona rosyjska kieruje się podobną do PiS "patriotyczną logiką", że tylko słabe narody potwierdzają swoją winę.
PiS-owska interpretacja napotkała jednak na zasadniczą trudność. Macierewicz stwierdził, że 100 metrów nad ziemią kapitan samolotu zawołał "odchodzimy" (że to przez Rosjan ukrywane; choć ten zapis był już jako glos drugiego pilota), bo on nie chciał lądować. Jeżeli nie chciał, to dlaczego lądował?
Odpowiedzią godną polskiego narodu może być wskazanie albo na awarię albo na zamach. Na niedawnym spotkaniu z działaczami PiS w Toruniu Macierewicz prawił: "W samolocie nastąpiło wyłączenie zasilania wszystkich urządzeń elektrycznych, wyłączone zostały także akumulatory. To oznacza, że akumulatory zostały zaatakowane albo łączący je kabel został przerwany. Nie stało się to dlatego, że piloci nie umieli latać ".
To może być kierunek PiS-owskiej odpowiedzi. Pilot niewinny, zawiodła aparatura, może źle naprawiona przez Rosjan, a może ktoś ją uszkodził
Trudno będzie ludzi przekonać do tej interpretacji. Wszystko wskazuje na to, że dowódca statku postanowił lądować. Kilkanaście sekund ciszy, jaka zapanowała w samolocie tuż przed katastrofą, przerywanych podawaniem wysokości przez nawigatora i zakończonych rozpaczliwym przekleństwem, dowodzi, zdaniem specjalistów, że "pilot szukał ziemi". Staje się wtedy głuchy na wszystko - tłumaczy płk Stefan Gruszczyk, emerytowany pilot. To fakt znany z wielu raportów powypadkowych.
Ale takie wyjaśnienie, do bólu banalne, nie byłoby dość patriotyczne. Bo jeśli pilot zdecydował się lądować w takich warunkach, to trzeba pytać, dlaczego. Można zapytać o odpowiedzialność gen. Błasika, który zasiadł w kokpicie. I osób z otoczenia prezydenta Kaczyńskiego, a może i samego prezydenta, który jednoznacznie definiował na czym polega, odwaga polskiego pilota i komu powinien być posłuszny.
A to już nie są polskie odpowiedzi.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,9865254,Macierewicz_i_Kaczynski_bronia_Polski_przed_prawda.html#ixzz1QhHoio8E
Przemek
Kawecki, ty kupy zracy idioto, na tuska pastujesz na grupie
te bzdety z zydowskiej gadzinowki dla Polakow?
Jaksa
|