Szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego nie została ani wicemarszałkiem, ani wiceprezesem PiS. Być może dlatego, że prezes ma zadrę: nie wygrał wyborów, a może dlatego, że prezes bał się narazić dyrektorowi Radia Maryja.
Tadeusz Rydzyk przełknął Kluzik-Rostkowską w czasie wyborów. Ale teraz, ze względu na jej poglądy obyczajowe, nie byłaby dla niego do zaakceptowania.

Kaczyński już raz się naraził Rydzykowi, kiedy kilka lat temu mówił, że jego radio jest prorosyjskie. I dziwił się, że pozwolono mu założyć nadajniki na Uralu. Kaczyński długo musiał odkupywać swoją winę za te słowa, ale jego fascynacja Radiem Maryja nie zmalała. Dlatego zrobił to, czego chciał Rydzyk. Wybrał ulubieńca dyrektora Radia - Zbigniewa Ziobrę - na wiceszefa partii. Ulubieńca, bo Rydzyk kilka lat temu przedstawiał Ziobrę tak: "To jest swój chłopak".



Ziobro, ten intrygant, który zmiótł z funkcji wicepremiera Ludwika Dorna i nie tylko jego, nielubiany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zawsze był hołubiony przez dyrektora Radia Maryja do tego stopnia, że chciał on nawet, żeby Ziobro został prezydentem. Jeszcze niedawno Kaczyński mówił, że Ziobro za wysoko podskakuje, no i podskoczył.

Kaczyński próbuje zaostrzyć atmosferę. Otacza się radykałami i mówi dziennikarzom, że rząd po tragedii smoleńskiej powinien być zmieciony z powierzchni ziemi, a jego ministrowie powinni zniknąć z polityki. Szkoda, że prezes nie pamięta, że po zamachu na WTC, który był zamachem, a nie katastrofą, prezydent Bush nie podał się do dymisji, choć jego służby nawaliły, lekceważąc sygnały o zamachu.

Kaczyński nie znosi Tuska, nie znosi Komorowskiego, o którym mówi, że ma dziwne rzeczy na sumieniu. Dziwne rzeczy na sumieniu miał Lech Kaczyński, który niestety, podporządkowany był polityce swojego brata, czyli polityce Prawa i Sprawiedliwości. Pamiętam, jak kiedyś, gdy lecieliśmy do Brukseli, powiedział mi, że nie może podpisać traktatu lizbońskiego, bo co na to by powiedział Rydzyk.

Jarosław Kaczyński chce podburzyć lud i doprowadzić do rewolucji. Być może chce wypowiedzieć posłuszeństwo obywatelskie. Śledztwo się nie zakończyło, a on wie, kto jest winien. Jego agresja narasta. Na pewno powinni ponieść konsekwencje ci, którzy zorganizowali podróż. Ci, którzy są politycznie odpowiedzialni za to, że w samolocie była cała generalicja pod wodzą zwierzchnika sił zbrojnych. Także Bogdan Klich. Planował lecieć, ale miał szczęście, bo zachorowała mu mama.

Należy przypomnieć, że po wypadku CAS-y żadna z grubych ryb nie poniosła odpowiedzialności, a gen. Błasik, który zginął w katastrofie smoleńskiej (dowódca sił powietrznych), nie został zdymisjonowany, bo go obronił Lech Kaczyński.

Jarosław Kaczyński nie ma zaufania do nikogo. Docierają do niego dziwne plotki, tak mówi dziennikarzom. Takie plotki docierają również do Janusza Palikota, który dowiedział się, że Lech Kaczyński w przeddzień katastrofy bardzo długo odbywał naradę w oparach alkoholu. I dlatego też Palikot domagał się ujawnienia informacji, czy prezydent Polski miał we krwi alkohol. Prokuratura rosyjska powiedziała, że nie. To Ruscy kłamią, czy nie? Można mieć do nich zaufanie?

A gdzie się zacznie rewolucja Kaczyńskiego? Chyba pod Pałacem Prezydenckim w obronie krzyża. Bo trzeba przecież zmieść Tuska, który jest winien tragedii, uknuł ją razem z Putinem. Poza tym - jak to mówił kiedyś prezes PiS, "ambicje są, i to wielkie: zdezintegrować społeczeństwo i naród, rozbijając system edukacji, politykę kulturalną i media publiczne, wreszcie zdezintegrować państwo, likwidując jego unitarny charakter" ("Dziennik" 2008).

Do boju, panie prezesie! Już kiedyś pan palił kukłę Wałęsy, teraz czas na kukłę Tuska.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,8193107,Wierzyc_Ruskim_.html#ixzz0vI57DXAi



Przemysław Warzywny

--

"Jeśli sześć lat to za mało, żeby Sobecka oceniła Miłosza, to czy podjęcie decyzji - sześć dni po śmierci Lecha Kaczyńskiego
 o pochowaniu go na Wawelu nie jest skandalicznie za szybkie?"