Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Koniec misji Tuska

Koniec misji Tuska

Data: 2011-04-04 16:59:38
Autor: u2
Koniec misji Tuska
... żeby nie było że tylko pisiory krytykują podszywanego Kaszuba :

http://www.rp.pl/artykul/628285-Koniec-misji-Tuska.html

"Panie premierze, gdzie wasze szumnie zapowiadane ofensywy legislacyjne?
Gdzie pełne szuflady ustaw? Okazały się puste. Tak samo jak wasze
obietnice – lider SLD odpowiada na tekst szefa rządu opublikowany w
"Gazecie Wyborczej" z 12 – 13 marca.

Premier zupełnie niepotrzebnie małpuje Luthera Kinga. Forma śmieszy,
ponieważ to jest wyraz nieautentyczności i szpanowania" – to reakcja
prof. Kazimierza Kika na epistolograficzne popisy Donalda Tuska.
"Premier najwidoczniej coraz głębiej żyje w świecie urojonym" – pisze
prof. Zdzisław Krasnodębski.

Ja nie jestem aż tak krytyczny. Uważam, że każdy premier, a zwłaszcza
kończący kadencję, ma prawo rozliczyć się z realizacji obietnic
wyborczych. Artykuł Donalda Tuska traktuję właśnie w takich kategoriach
– jako spowiedź premiera na koniec kadencji. Spowiedź, jak na zgoła
cztery lata rządzenia, krótką. Część z konstytucyjnych ministrów swoimi
osiągnięciami przez ostatnie cztery lata nie dorobiła się w tym tekście
nawet akapitu. Albo premier zapomniał o ich istnieniu, pisząc swoje
rozliczenie, albo przez cztery lata ich aktywność sprowadzała się do
występów medialnych i sprawdzania, czy aby na pewno na konto dotarła
kolejna wypłata.

Donald Tusk rozlicza się niezwykle pobłażliwie. Właściwie same sukcesy,
włączając budowę autostrad. Pisaniu tego listu musiała przyświecać idea
wypowiedziana przez Donalda Tuska: "nie mam z kim przegrać". Arogancja
kipi uszami.

Czterdzieści lat temu Edward Gierek w jednym zdaniu wyraził swoje
exposé: "Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej". Podobnie
chwalebna formuła od początku przyświecała Platformie Obywatelskiej: "By
żyło się lepiej – wszystkim". O ile jednak za Gierka warunki życia
rzeczywiście się poprawiały, o tyle za Tuska ludziom żyje się gorzej.
Nie tym najbogatszym. Im rzeczywiście jest lepiej. Gorzej jest milionom
zwykłych Polaków.

"Marzyłem o tym, aby doczekać czasów, w których największym narodowym
wyzwaniem będzie podniesienie poziomu życia polskiej rodziny". Marzenia
premiera podziela większość Polek i Polaków. To piękna wspólnota myśli.
Szkoda tylko, że z tak dramatycznie różnych perspektyw. Z rządowej
limuzyny widać najwyraźniej niewiele. A teraz fakty.

Bezrobocie rośnie

Odkąd Donald Tusk został premierem, radykalnie pogorszyła się sytuacja
na rynku pracy. W listopadzie 2007 r. stopa bezrobocia wynosiła 11,3
proc. Obecnie przekroczyła 13 proc. W dramatycznej sytuacji są też osoby
bez pracy. Koalicja zabrała im pieniądze na aktywne formy walki z
bezrobociem. Wydatki zmniejszono o ponad #4 mld zł, choć już teraz
należą one do najniższych w UE. Najwyraźniej rosnące bezrobocie nie ma
dla premiera związku z "poziomem życia polskiej rodziny".

A co z tymi, którzy cieszą się stałą pracą? W jakich pracują warunkach?
W jakim stresie? Jaką cenę za nadgodziny płacą ich najbliżsi? "Będziemy
stanowczo zwalczać naruszenia praw pracowniczych". Kto to powiedział?
Donald Tusk, w exposé. Co trzeci ze skontrolowanych w ubiegłym roku
pracodawców nie zapłacił pracownikom wynagrodzenia, a co czwarty płacił
nieterminowo. A rząd nie wprowadził ani jednej regulacji, która
przyczyniłaby się do poprawy tej sytuacji.

Jeszcze jeden cytat o ochronie tych, którzy nie stanowią naturalnego
zaplecza politycznego PO: "Chcemy pomóc, także poprzez wzrost płac, nie
tym, którzy najskuteczniej potrafią walczyć o swoje prawa, ale tym,
którzy pozbawieni są szansy twardego egzekwowania swoich praw i
korzyści". Co premier miał na myśli? Pewnie chciał przekonać do siebie
tych, którzy najmniej zarabiają. I jak zadbał o ich interesy? Rząd
ustalił płacę minimalną na poziomie niższym, niż postulowali sami
pracodawcy (!).

Premier obiecywał wzrost płac w budżetówce. Obiecywał i płace zamroził.
Na razie na rok. A podobno planuje na kolejne trzy.

Ludzie coraz biedniejsi

Znów cytat: "Sprawiedliwe państwo bierze pod opiekę zawsze najsłabszych,
nigdy najsilniejszych". Bez cienia wątpliwości, stawiam zatem tezę, że
państwo pod rządami premiera Tuska jest katastrofalnie niesprawiedliwe.

2 miliony Polaków żyje za mniej niż 400 złotych miesięcznie. Prezes PKP
zarabia tyle przez pięć godzin. Ludzi żyjących poniżej absolutnego
minimum jest coraz więcej. Trudno się temu dziwić, skoro w ciągu trzech
lat rząd nie zmienił progów uprawniających do świadczeń z pomocy społecznej.

Projekt SLD w tej sprawie leży w Sejmie od ponad trzech lat. W
konsekwencji spadła liczba rodzin otrzymujących pomoc od państwa.
Dlatego co trzeci mieszkaniec zielonej wyspy Donalda Tuska nie ma
zaspokojonych podstawowych potrzeb materialnych. 63 proc. Polaków nie
stać, by raz w roku pojechać przynajmniej na tydzień urlopu, a co piąty
z nas nie może sobie pozwolić na to, by wystarczająco ogrzać mieszkanie.

To wszystko nie przeszkadza premierowi w pokazywaniu się na tle zielonej
mapy Polski i powtarzaniu: tylko nam rośnie PKB. I co z tego? Jak to się
przekłada na życie ludzi?

A propos zielonego, w exposé premier obiecywał poprawę warunków życia
polskim rolnikom: "Rolnicy, szerzej mówiąc, mieszkańcy wsi mają prawo do
szacunku i godnego traktowania. Koniec z przedstawianiem wsi jako
balastu naszej gospodarki". Pięknie brzmi. I mądrze sformułowane.
Premier przecież niczego nie obiecuje, mówi tylko, że mają prawo. Donald
Tusk nie pozwala im jednak z tego prawa korzystać. Dochody gospodarstw
rolniczych spadają. W samym 2009 roku o 3,3 proc. Aż strach pomyśleć,
jak polska wieś zmierzy się z galopującymi cenami paliw.

Jak przystało na liberała, premier obiecywał: "Naczelną zasadą polityki
finansowej mojego rządu będzie (...) stopniowe obniżanie podatków i
innych danin publicznych. Dotyczy to i musi dotyczyć wszystkich". I tu
się nie udało. Miało być trzy razy 15, a tymczasem VAT podskoczył do 23
procent, a reszta stawek pozostała nietknięta. I po raz kolejny uderzył
w kieszenie najsłabszych. Bo to oni całość dochodów przeznaczają na
bieżącą konsumpcję i to oni zapłacą za podwyżkę VAT.

Tego premier jednak nie zauważa.

Likwidacja szkół i bibliotek

Zamiast tego wskazuje na osiągnięcia rządu w szkolnictwie. Czy ma z
czego być dumny? W tym roku samorządy terytorialne zgłosiły zamiar
likwidacji 335 szkół. Przy biernej postawie rządu liczba placówek
oświatowych zmniejszyła się w roku szkolnym 2008/2009 o 602, w 2009/2010
o 541, w 2010/2011 o 582 szkoły.

Czarę goryczy przelewa masowa likwidacja bibliotek. Zwłaszcza wiejskich,
które często są jedynym oknem na kulturę i świat.

Niedawno rząd uchwalił ustawę żłobkową. Minister pracy Jolanta Fedak
ogłosiła, że budżet państwa mógłby na ten cel przekazywać samorządom od
30 do 50 mln zł. To oznacza, że rocznie można by wybudować trzy do
siedmiu przedszkoli. W kraju, w którym do przedszkoli chodzi niecała
połowa dzieci, ten wynik jest żałosny. Nam potrzeba setek nowych
przedszkoli.

Skoro przedszkola i szkoły rząd traktuje po macoszemu, to może chociaż
inwestuje w uczelnie wyższe? Nic z tych rzeczy. Właśnie wprowadził
opłaty za drugi kierunek studiów, a najchętniej kazałby płacić również
za pierwszy.

Szczepionkowy sukces

Premier chwali się sukcesami minister zdrowia Ewy Kopacz. Jej głównym
osiągnięciem jest... rezygnacja z kupna szczepionek przeciw świńskiej
grypie. No tak, tym razem wygraliśmy w tę rosyjską ruletkę. Jednak
strach pomyśleć, co by się stało, gdyby wirus faktycznie zaatakował. Co
wtedy premier powiedziałaby zrozpaczonym pacjentom?

"Szczepionkowy sukces" to trochę mało jak na obietnice rządu sprzed
ponad trzech lat. W exposé premier mówił: "Chcemy, żeby także osoby
ubogie, dzisiaj społecznie wykluczone i niedostosowane, mogły na równych
prawach korzystać z dostępu do ochrony zdrowia".

Tymczasem rząd zapowiada przekształcenie publicznych szpitali w placówki
komercyjne. To oznacza jedno: przede wszystkim zarabiać. Pacjent zejdzie
na dalszy plan. A przecież na chorobie nie można zarabiać. Leczenie jest
misją, to nie jest prowadzenie lokalu z automatami do gry w jednorękich
bandytów.

Innym pomysłem ministerstwa jest wprowadzenie dodatkowych, płatnych
ubezpieczeń. Efekt? Bogaci idą do lekarza bez kolejki. Idą po marmurowej
podłodze w nowej klinice. Ci, którzy nie mają swoich kasyn albo wyciągów
narciarskich, czekają na zabieg miesiącami, a nawet latami. Zresztą
ludzie słabsi nie mają szczęścia do ministrów w ekipie Donalda Tuska.

Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania.
Zamiast bronić praw mniejszości, pani minister wytyka swoim rozmówcom,
że są homoseksualistami. Przejaw prawdziwej tolerancji w rządzie Donalda
Tuska. Do listy "sukcesów" minister Radziszewskiej można zaliczyć przede
wszystkim znakomitą współpracę z episkopatem, z którym pełnomocnik
konsultuje projekty ustaw.

Wyspa strachu

To może chociaż reforma "korekta" OFE się panu premierowi udała? Przede
wszystkim, to nie korekta. Łatając budżet, dwie partie koalicyjne PO i
PSL zamachnęły się szabelką na portfele Polaków. Nie po raz pierwszy.

Najgorsze jest to, że tym razem nie wiemy, czym ta operacja się za parę
lat skończy. Część ekonomistów mówi, że emerytury będą niższe. Część,
nawet tych, którzy popierali PO, mówi wprost: czeka nas emerytalna
katastrofa. Myślałem, że hipokryzja i arogancja ma swoje granice: bo kto
upasł OFE? To pan, panie premierze, blokował przez trzy lata ustawę,
która miała ograniczyć prowizje pobierane przez OFE do 3,5 proc. Kto w
ogóle powołał OFE do życia? Kto je zbudował? To pan i pana polityczni
koledzy spłodziliście OFE i paśliście je przez lata. Tylko wtedy
nazywaliście się AWS i UW.

Ekipa premiera często chwali się dyscypliną budżetową. Tymczasem
balansujemy na progu 55-procentowego długu, po którego przekroczeniu
czeka nas katastrofa. Zielona wyspa, którą mydlił nam oczy minister
Rostowski – to wyspa strachu – pokryta ogromną powłoką pudru – czyli
kreatywnej księgowości. Dziś pudrowanie już nic nie da. Donalda Tuska
dogoniło 3,5 roku zaniedbań, braku decyzji i rozrostu administracji.
Rząd błyskawicznie nas zadłuża, choć sam premier mówił: "Państwo, które
żyje na kredyt, nie będzie dla obywateli godne zaufania". Rzeczywiście,
nie jest.

Propaganda sukcesu jest budowana wokół Euro 2012. Ale nie ma i nie
będzie (jak śpiewają kibice) ani autostrad, ani szybkich kolei, ani
czystych dworców, ani też nowych lotnisk. Prawdopodobnie zdążymy z
budową stadionów, ale sukcesem będzie dopiero ich późniejsze
zagospodarowanie. Tak, żeby po mistrzostwach nie świeciły pustkami i nie
generowały gigantycznych kosztów.

Puste obietnice

Lista niedotrzymanych obietnic i porażek rządu jest jeszcze dłuższa.
Gdzie ustawa o in vitro? Gdzie bezpłatny Internet? Gdzie ustawa
antykorupcyjna (czym się zajmuje od 3,5 roku minister Julia Pitera?).
Kiedy w końcu wyjdziemy z Afganistanu? I w końcu, dlaczego w liście
premiera nie ma ani słowa o polityce zagranicznej? Oczywiście, po
czasach IV RP na arenie międzynarodowej może być już tylko lepiej, ale
czy to wystarczy? Czy to odpowiednia skala porównawcza?

Panie premierze, uwierzył pan we własną wielkość i geniusz swoich
politycznych współpracowników. Gdzie wasze szumnie zapowiadane ofensywy
legislacyjne? Gdzie pełne szuflady ustaw? Okazały się puste. Tak samo
jak wasze obietnice.

Ale w demokracji warto współpracować. My mamy i pomysły, i projekty
ustaw. Złożyliśmy ich ponad 100. Większość utknęła w zamrażarce
marszałka Sejmu z Platformy. A dotyczą spraw najważniejszych:
podniesienia płacy minimalnej do połowy średniej krajowej, podniesienia
emerytury minimalnej, by ludzie nie przymierali głodem, o radzie
fiskalnej, podatku bankowym, świadczeniach rodzinnych, refundacji in
vitro, realnego przeciwdziałania pedofilii (a nie kastrowania), edukacji
seksualnej w szkołach, planowania rodziny, likwidacji IPN. To wszystko
można zrobić. Ale trzeba działać, a nie działania pozorować.

Panie premierze, czas zacząć pisać pamiętniki."

Dziś SLD na swojej stronie internetowej ( www.sld.org.pl ) umieści ponad
70 niezrealizowanych obietnic z exposé premiera Tuska

Koniec misji Tuska

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona