Dwaj posłowie PiS Dawid Jackiewicz i Przemysław Wipler pojechali w południe
we wtorek do spółki Elewarr, wymienianej w tzw. aferze taśmowej PSL..
Zażądali wglądu do dokumenty firmy od 2008 roku. I potwierdzili, że Andrzej
Śmietanko, dyrektor generalny Elewarru ma 3-procentowy udział w zyskach
spółki

Najpierw posłowie PiS na konferencji prasowej zapowiedzieli, że będą chcieli
obejrzeć dokumenty spółki Elewarr. Jej nazwa pada w nagranej ukrytą kamera
rozmowie dwóch działaczy PSL Władysława Serafina i Władysława Łukasika.
Wynika z niej, że w spółce mogło dochodzić do nieprawidłowości. Bohaterem
jest Andrzej Śmietanko, dyrektor generalny spółki. W ujawnionej przez media
rozmowie jest taki fragment o nim: "Ale nie tylko to sobie wpisał. On sobie
wpisał, na przykład, że nie 1 proc. udziału w zysku, tylko 3 proc.. będzie
miał. Albo teraz to on uważa, że 10 proc. powinien mieć. W ogóle, że te
pieniądze - tam jest 90 milionów na koncie - że to w ogóle wszystko jest
jego. I on to, powiedzmy, w sposób bardzo taki różny to eksploatuje".

- Prezes spółki powiedział nam, że rzeczywiście dyrektor generalny Andrzej
Śmietanko miał trzy procentowy udział w zysku firmy. A w ubiegłym roku zysk
wyniósł 5 milionów złotych, co oznacza dla dyrektora 150 tys. złotych
rocznego bonusu do pensji - mówi Dawid Jackiewicz, poseł PiS.

Ruch Palikota ściga PiS

Gdy decyzję o przejrzeniu dokumentów spółki ogłosili posłowie PiS, posłowie
Ruchu Palikota też zwołali konferencję i zawiadomili dziennikarzy, że dwóch
parlamentarzystów RP jest już w drodze do siedziby Elewarru w Warszawie. -
Nawet słyszeliśmy, że spieszą się tak, żeby być przed nami, ale nie
spotkaliśmy ich - mówi Dawid Jackiewicz z PiS, który był na miejscu.

Opowiada jak wyglądała wizyta. - Nikt nie robił żadnych problemów,
zostaliśmy przyjęci przez prezesa Bronisława Tomaszewskiego, który na
taśmach jest wymieniany jako słup, razem z nim był jeden z dyrektorów i
szefowa pionu prawnego spółki - mówi Jackiewicz.

Posłowie PiS poprosili od dokumenty firmy od 2008 roku, chcieli wiedzieć
m.in. jakie były kryteria doboru kadry kierowniczej, czy były ogłaszane
konkursy, jaka jest wysokość nagród przyznawana pracownikom. Poprosiliśmy
też o umowy, zamówienia, faktury dotyczące usług, doradztwa, spraw
marketingowych, czyli takich dotyczących wydatków firmy, które potem ciężko
rozliczyć - dodaje Jackiewicz.

Spotkanie trwało kilkadziesiąt minut. - Prezes spółki obiecał, że dokumenty
będą gotowe w środę o godz. 10 rano - mówi Jackiewicz.

Po co posłom PiS dokumenty, skoro postępowanie sprawdzające prowadzi już w
tej sprawie prokuratura? - Nie będziemy ich oceniać pod kątem zgodności z
prawem, chcemy się z nimi zapoznać, żeby wiedzieć, jaki jest stan faktyczny.
Żeby za kilka miesięcy, gdy prokuratura już wyjaśni sprawę, nikt nam nie
powiedział, że dokumentów nie ma, że umów brakuje, że coś zginęło - dodaje
Jackiewicz.

Opowiada, że zainteresowała go też sprawa tworzenia spółki w Mołdawii. -
Przedsięwzięcie się nie udało, ale koszt wyniósł sto tysięcy złotych - mówi
Jackiewicz.

W rozmowie między ludowcami i jej wątek się pojawia: "To potem wyszła
sprawa, wymyślili latem, tego poprzedniego roku [2011 r. - red.] w Mołdawii
spółkę. Będzie Mołdawię tworzył i tam trzy czy ileś milionów trzeba
wytransferować." - mówił Łukasik do Serafina.

We wtorek rano oświadczenie wydał zarząd spółki Elewarr:"Z przykrością i
zdumieniem przyjęliśmy fakt, że w Polsce osoby publiczne kolejny raz stosują
metody rodem z filmów szpiegowskich. Tym razem, nowoczesna technologia
została wykorzystana m.in. do podważenia wiarygodności podmiotu
gospodarczego, działającego w dobrej wierze i dla którego dobre imię jest
niezbędne w dwudziestoletniej już działalności biznesowej" - czytamy w
oświadczeniu.

Zarząd informuje, że ze spokojem czeka na wynik postępowań prowadzonych
przez służby.

Więcej...http://wyborcza.pl/1,75248,12143930,Jak_poslowie_PiS_do_Elewarru_wesz...

Przemek

--