Data: 2011-01-12 12:28:04 | |
Autor: Klin | |
Grabarze polskiej Nadziei - Henryk PajÄ…k | |
Następny fragment:
Tak oto Andropow uzyskał dwa klucze do demontażu Sowłagru - władzę nad KGB i członkostwo w Biurze Politycznym KC KPZR. Cieszył się jednocześnie dyskretną akceptacją Zachodu. Coraz wyraźniej kreowano go tam na „liberała", starannie zapominając o tysiącach trupów węgierskich wyprodukowanych przez tego „liberała" i o jego wielu zbrodniach w cichych, rutynowych działaniach KGB. Wtedy właśnie rozpoczęło się metodyczne przenoszenie dowodzenia Sowłagrem z partii i armii do KGB, od dawna naszpikowanego na wszystkich decyzyjnych stanowiskach rosyjskimi Żydami: po rozpadzie ZSRR aż 20 000 kagebistów wyższego szczebla wyjechało bezpośrednio do Izraela, uwożąc wiele miliardów dolar ów w złocie, diamentach i samych dolarach, tudzież niewyobrażalnie bogatą wiedzę o tajemnicach KGB i GRU. Ten proces podporządkowywania partii kagiebistom rozpoczął już Breżniew, zapewne nieświadomie1, przywróceniem prawa KGB do szpiegowania (gromadzenia „haków") nie tylko na członków Komitetu Centralnego, lecz również członków Politbiura, które to prawo odebrał im Chruszczow. Pęczniejące tajne teczki członków Biura Politycznego czyniły z nich posłuszne narzędzia w rękach Andropowa, co ułatwiało mu dokonywanie zmian partyjnych na szczytach Kremla i w republikach. Doskonałym źródłem „haków" była powszechna, epidemiczna korupcja w kierownictwie partii, co dodatkowo czyniło ich łatwymi ofiarami KGB. Sygnałem medialnym zapowiadającym zmiany, znów czytelnym tylko dla nielicznych, była niewinnie wyglądająca reakcja „Prawdy" na śmierć genseka Czernienki. Należało oczekiwać, że wzorem śmierci poprzednich genseków, cała ta sowiecka „Trybuna Ludu" będzie przez najbliższe dni ociekać łzami. „Prawda" tymczasem pozwoliła sobie na coś, za co przedtem redaktor naczelny wylądowałby w łagrze za sabotaż. W dniu ogłoszenia śmierci Czernienki „Prawda" po pierwsze ukazała się bez czarnej żałobnej ramki okalającej całą pierwszą kolumnę gazety, a co jeszcze bardziej niesłychane - bez portretu Czernienki! W zamian, na tejże pierwszej stronie ukazał się portret nowego genseka - Michaiła Gorbaczowa. Rozkład tych akcentów był czytelny. Nigdy przedtem nie pozwalano sobie na takie poniżenie zmarłego genseka. Stetryczały mamut Czernienko zmarł 10 marca 1985 roku. Jeszcze na dobre nie ostygły jego zwłoki, jeszcze nie odbył się jego pogrzeb, a już wybrano i ogłoszono światu nowego genseka - Michaiła Gorbaczowa. Nastąpiło to po zaledwie czterech godzinach od ogłoszenia śmierci Czernienki. TASS podał to o godzinie 14, a już o 18 tego samego dnia - doniósł o wybraniu nowego dyktatora. Nigdy dwa takie wydarzenia nie zbiegały się w tak krótkim czasie w długiej historii ZSRR. Czy mogło się tak szybko zebrać pozaplanowe plenum KC, czyli ponad 400 osób rozrzuconych nie tylko po gigantyczym kraju, ale i po świecie? Chyba tylko sputnikami można było ich zwieźć tak szybko. Nawet sądząc z fotografii zbiorowej uczestników owego plenum podczas pożegnania zwłok Czernienki (opublikowanej w „Prawdzie" 12.03.1985 r.), w Moskwie zebrało się nie więcej niż 200 osób. W rzeczywistości procedura wybrania Gorbaczowa wyglądała tak samo jak w przypadku jego protektora, z tą różnicą, że Andropow zmuszony był dokonać po śmierci Breżniewa przewrotu pałacowego przeciw prawnemu „kronpirinzowi" Czernience, a Gorbaczow dokonał tego przewrotu w istocie jeszcze za życia swego poprzednika. Gromyko, który wniósł na plenum KC kandydaturę Gorbaczowa, poinformował, że kierował on już Sekretariatem Generalnym KC KPZR, a pod nieobecność Czernienki także posiedzeniami Politbiura. W ten sposób faktyczna władza nad najwyższymi organami partii była już w rękach Gorbaczowa. |
|
Data: 2011-01-12 13:02:28 | |
Autor: Klin | |
Grabarze polskiej Nadziei - Henryk PajÄ…k | |
I jeszcze jeden fragment:
Po śmierci Breżniewa wśród jego potencjalnych następców typowano Konstantina Czernienkę, Wiktora Griszyna i Władimira Szczerbickiego. Ważnym graczem zza kulis był w tych targach o schedę po Breżniewie profesor Jewgienij Czazow, osobisty lekarz Breżniewa, z pochodzenia Żyd. Stwierdzał on w swoich pamiętnikach, że pozostawał w bliskich kontaktach z Andropowem, co zresztą dziwić nie może, a ten jako pierwszy otrzymał właśnie od Czazowa informację o śmierci Breżniewa. Odbyło się to w ten sposób, że Czazow zatelefonował nocą do Andropowa z daczy Breżniewa i wypowiedział tylko jedno słowo: „Już". Tak samo już nazajutrz rano okazało się, że Andropow został wyznaczony na przewodniczącego ceremoniału pogrzebowego, co stanowiło rytualny sygnał, kogo właśnie namaszczono na następcę zmarłego genseka. Dyskusja i głosowanie były więc tylko formalnością przy dalece niepełnym składzie członków KC. Tak naprawdę, Andropow został namaszczony przez niewidzialne lobby wewnętrzne i zewnętrzne już na kilka miesięcy przed śmiercią Breżniewa. Przygotowując się do tej sukcesji, dla uniknięcia niekorzystnego wrażenia o skupieniu władzy Genseka i szefa KGB w jednej osobie, Andropow zrezygnował z funkcji szefa KGB. Sukces miał zapewniony z dwóch powodów: dysponował bogatym zbiorem „haków" na wszystkich przyszłych genseków i aktualnych członków Politbiura. „Haki" zbierano zapewne także poprzez penetrację innychwywiadów, którym zależało na osadzeniu Andropowa na tronie genseka. Aparat polityczny, administracyjny i wojskowy ZSRR był wtedy już straszliwie zdemoralizowany, „odideologizowany". Jego najważniejsi funkcjonariusze mieli za sobą kariery w ambasadach państw zachodnich, a tam czekały na nich niezliczone pokusy. No i poznali słodką prawdę o życiu na wrażym Zachodzie. Erozja i korozja umysłów zrobiła swoje. Tajna kolekcja „haków" plus jego ludzie rozstawieni w rządzie sprawiło, że Andropow wdarł się na kolejny szczyt władzy - został Przewodniczącym Rady Najwyższej ZSRR. Jeżeli aparat partyjno-administracyjny był stosunkowo podatny na szantażowanie przez zasoby „hakowe", to nie jest jasne, czy one wystarczyły na podporządkowanie bandzie KGB generalicji armii, która była mniej skompromitowana, zdemoralizowana, staranniej chroniona przez kontrwywiad GRU przed wewnętrzną infiltracją. Tak oto dochodzimy do kluczowego dla losów Polski pytania: dlaczego Armia Czerwona nie weszła do Polski, aby zdusić narodową rebelię jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, jako „pokojowej" alternatywy Jaruzelskiego? — interwencja wojskowa oznaczałaby „siłowe" rozbicie „Solidarności" całkowicie już opanowanej przez Żydów z KOR, stworzonego pod patronatem Zachodu tylko w tym właśnie celu, aby na grzbietach robotników przejąć władzę z rąk „Chamów" przy pierwszej nadarzającej się okazji; — wtedy awans Andropowa na stanowisko wszechwładnego genseka, przygotowywanego do tej roli od dziesięcioleci, stałby się bardzo problematyczny. Tak oto strategicznym a pilnym zadaniem Andropowa było niedopuszczenie do interwencji w Polsce. Interwencja rozwiałaby plany osadzenia Gorbaczowa na stanowisku genseka. Planowana „pierestrojka" by nie doszła do skutku w jakimś przewidywalnym czasie, a zamiast anihilacji Sowłagru, łatwo mógł on przejść w wojskową dyktaturę brutalnie pacyfikującą rozbudzone nadzieje narodów Sowłagru. |
|