On 5 Maj, 10:27, "cytryna" <cytry...@poczta.onet.eu> wrote:
KŁAMSTWO SMOLEŃSKIE, Artykuł pochodzi z najnowszego wydania tygodnika "Gazeta
Polska"
Okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem stają się
coraz bardziej niejasne nie tylko ze względu na niewytłumaczalny rozmiar
zniszczeń maszyny czy niezrozumiałe obniżenie lotu przez załogę Tu-154, ale i
w wyniku kłamstw oraz dezinformacji płynących ze strony rosyjskich i polskich
władz.
Długo oczekiwana konferencja prasowa Donalda Tuska, będąca pierwszym
publicznym wystąpieniem premiera poświęconym przyczynom tragedii pod
Smoleńskiem, jedynie pogłębiła wątpliwości zwolenników `spiskowej' teorii
katastrofy. Tusk nie tylko nie podał żadnych nowych informacji (oprócz
wiadomości, że szefem polskiej komisji ds. katastrofy, w miejsce krytykującego
rząd Edmunda Klicha, zostanie Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych), ale
swoim uchylaniem się od odpowiedzi, a także jawnymi przekłamaniami, zaciemnił
obraz sytuacji. O poziomie konferencji najlepiej świadczy fakt, że premier -
przez pół godziny mówiący o swoim ogromnym zaangażowaniu w wyjaśnienie sprawy -
zapomniał, kto stoi na czele rosyjskiej komisji badającej katastrofę. Dopiero
Paweł Graś podpowiedział mu, że owa ważna dla dochodzenia osoba (często
zresztą cytowana w polskich mediach) to Tatiana Anodina.
Przekłamań lub niedopowiedzeń w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem jest wiele.
Przedstawiamy listę kilku najistotniejszych informacji, jakimi władze w
Warszawie i Moskwie manipulują (bądź manipulowały) polskie społeczeństwo.
1. Rosja musiała przejąć śledztwo
To jedno z poważniejszych w skutkach kłamstw Donalda Tuska. Na konferencji
prasowej - i na wystąpieniu w Sejmie - premier co chwila powoływał się na
konwencję o międzynarodowym lotnictwie cywilnym z 1944 r., zwaną potocznie
konwencją chicagowską. Zgodnie z załącznikiem nr 13 do tego dokumentu to
państwo miejsca zdarzenia podejmuje wszystkie niezbędne środki w celu
zabezpieczenia dowodów rzeczowych przez cały czas potrzebny do przeprowadzenia
badania (pkt 3.2 załącznika). To, zdaniem rządu, zamyka w zasadzie dyskusję na
temat możliwości szerszego uczestnictwa strony polskiej w śledztwie (`Rosjanie
z racji zapisów konwencji mają wszystkie atuty w ręku' - powiedział Tusk na
konferencji prasowej).
Problem w tym, że wymieniony załącznik dopuszcza możliwość znacznie większego
udziału w dochodzeniu stronie, do której należał samolot. Jak przypomniała w
rozmowie z `Gazetą Polską' dr Anna Konert, ekspert prawa lotniczego, na prośbę
władz polskich Rosja mogłaby zgodzić się, aby Tu-154 oraz wszystkie znajdujące
się na nim (i jakiekolwiek inne!) dowody rzeczowe pozostały nietknięte do
czasu dokonania ich przeglądu przez akredytowanego przedstawiciela Polski.
Ponieważ takiej prośby nie było, Rosjanie sami zabezpieczyli miejsce
katastrofy, rejestratory lotu i ciała ofiar.
Przypomnijmy, że podczas zeszłorocznej (30 sierpnia 2009 r.) katastrofy
białoruskiego myśliwca Su-27 w Radomiu z rozpoczęciem śledztwa i z
zabezpieczeniem czarnej skrzynki wstrzymano się do czasu przyjazdu ekspertów z
Białorusi, a śledztwo prowadziła wspólna polsko-białoruska komisja. Rzecznik
MON Robert Rochowicz mówił wówczas: `[...] to strona, do której należał
samolot, decyduje o tym, w jakim stopniu, kiedy i czy w ogóle udostępnione
zostaną opinii publicznej informacje nt. ustaleń komisji'. Dziś za normalną
sytuację rząd uważa fakt, że po upływie trzech tygodni (!) od katastrofy
polscy prokuratorzy nie dostali z Rosji nawet wyników sekcji zwłok ofiar (jak
stwierdził 28 kwietnia płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej:
`wystąpiliśmy o nie, ale ich jeszcze nie mamy').
2. Rosjanie traktują nas jak partnerów
Fakt nieuzyskania przez polskich prokuratorów jednego z podstawowych dowodów w
śledztwie - wyników obdukcji ofiar - to tylko jeden z elementów `partnerskiej'
(określenie Donalda Tuska) współpracy rosyjsko-polskiej podczas śledztwa.
Problemy z otrzymaniem przez Polskę zapisów z czarnych skrzynek (podkreślmy:
zapisów, a nie samych rejestratorów lotu), protokołów przesłuchań i zdjęć,
konieczność uzyskania zgody Moskwy na upublicznienie przez polską prokuraturę
treści dowodów, rekwirowanie zdjęć i notatek dziennikarzy przez FSB tuż po
katastrofie, skandaliczne opóźnianie przez funkcjonariuszy rosyjskich konwoju
z Jarosławem Kaczyńskim czy wreszcie zagadkowa wymiana oświetlenia na lotnisku
w Smoleńsku kładą się cieniem na zapewnieniach o dobrej woli Kremla.
Ta ostatnia sprawa - wymiana reflektorów i żarówek w lampach wskazujących
samolotom położenie pasa startowego - pozostałaby z pewnością słodką tajemnicą
Rosjan, gdyby nie wykonane przypadkiem zdjęcia białoruskiego dziennikarza
Siergieja Serebro, który opublikował je w gazecie internetowej `Wieści
Witebska'. Warto więc uświadomić sobie, że władze w Moskwie mogą ukrywać przed
stroną polską dziesiątki innych, równie istotnych dla śledztwa szczegółów - a
jedyną odpowiedzią Warszawy będą wypowiedzi premiera o pełnym zaufaniu do
rosyjskich `partnerów'.
3. Eksperci międzynarodowi są zbędni
Tuż po katastrofie pojawiły się rozmaite apele, by powołać międzynarodową
komisję śledczą, która w sposób bezstronny wyjaśniłaby przyczyny katastrofy.
Było to żądanie zrozumiałe, biorąc pod uwagę rangę katastrofy (śmierć
prezydenta RP, najwyższych dowódców wojskowych i wielu ważnych urzędników
państwowych), jej miejsce (służby Federacji Rosyjskiej i jej obecny premier
byli wielokrotnie podejrzewani o inspirowanie zabójstw politycznych) i
międzynarodową praktykę (gdy w zeszłym roku pod Mińskiem rozbił się rosyjski
Hawker BAe 125 produkcji amerykańskiej, pod naciskiem Rosji już następnego
dnia powołano międzynarodową komisję śledczą złożoną z Rosjan, Białorusinów i
osób z państw, w których wyprodukowano samolot i ważne jego części).
Wypowiedzi przedstawicieli rządu są w tej sprawie zdumiewające. Na pytanie
posła PiS Adama Lipińskiego o przyczyny rezygnacji z pomocy ekspertów NATO,
Donald Tusk odpowiedział: `Nie róbmy sobie złudzeń co do przepisów i zasad
postępowania, które wynikają z konwencji chicagowskiej' - dodając, że po
katastrofie stanął przed dylematem, czy `demonstrować nieufność wobec państwa
rosyjskiego', czy założyć, że `współpraca będzie uczciwa'. Na wcześniejszej
konferencji prasowej premier podkreślał z kolei, iż ufa Władimirowi Putinowi i
nie chciał wchodzić z Rosją w relacje... zimnowojenne. Rzecznik rządu Paweł
Graś powiedział zaś, że `nie bardzo wiadomo, co nowego mieliby wprowadzić
zagraniczni eksperci do zrozumienia przyczyn katastrofy'.
Odpowiadamy: niemiecki ekspert Hans Dodel (rozmowę z nim publikuje
najnowsza "Gazeta Polska") mógłby, badając rejestratory lotu, wykluczyć bądź
potwierdzić fakt zewnętrznej ingerencji w system nawigacyjny maszyny,
Amerykanie z firmy produkującej TAWS (Terrain Awareness and Warning System)
mogliby pomóc w wyjaśnieniu zagadkowego zignorowania przez pilotów alarmu tego
urządzenia, a międzynarodowi specjaliści ds. katastrof lotniczych zapobiegliby
sytuacjom, w których ważne dowody w śledztwie zostają ocalone tylko dzięki
wysiłkowi białoruskiego dziennikarza. Nie mówiąc o tym, że każdy obcokrajowiec
w kierowanej dziś przez Rosjan komisji zwiększyłby szanse na obiektywny
rezultat śledztwa.
4. Tajne informacje są bezpieczne
Według premiera Tuska, polskie służby specjalne stanęły na wysokości zadania
po katastrofie. `W pełni ufam naszym służbom' - odpowiedział na konferencji
prasowej na pytanie `Gazety Polskiej': dlaczego Polska nie zwróciła się do
strony rosyjskiej z prośbą, by do czasu przybycia polskich specsłużb nie
wykonywali żadnych czynności na miejscu katastrofy, poza akcją ratowniczą? Nie
wiadomo, na czym premier buduje swoje niemal bezgraniczne zaufanie do strony
rosyjskiej. Tymczasem faktem jest, że nieobecność polskiej osłony
kontrwywiadowczej na miejscu tragedii doprowadziła do przejęcia przez Rosjan
telefonu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, telefonów dowódców wojsk,
ministrów. Jak powiedział `Gazecie Polskiej' zastępca szefa BBN Witold
Waszczykowski (wywiad z ministrem publikujemy w środowej "GP"), `telefony te
były zaawansowane technologicznie tzw. BlackBerry [komputery kieszonkowe -
przyp. red.], miały dostęp do intranetu instytucji, w których pracowali. W
tych telefonach ci oficerowie i ministrowie mogli odczytywać wewnętrzną pocztę
tych instytucji, maile, notatki, sprawozdania, mogli wydawać polecenie
podległym pracownikom i otrzymywać od nich sprawozdania. To łakomy kąsek dla
obcego wywiadu. Dziś zapewne nikt się nie przyzna, że zostały naruszone'. Za
to powinni odpowiedzieć minister Klich i szef SKW.
Premier Tusk nie odpowiedział też na nasze pytanie, czy rząd zamierza zwrócić
się do NATO, by delegował swojego eksperta do komisji badającej przyczyny
katastrofy.
Prawdopodobnie GPS w prezydenckim Tu-154M miał zamontowany dekoder kodu P (Y)
umożliwiający odbiór dokładniejszych sygnałów GPS (P-code, tylko do użytku
wojskowego USA i sojuszników). Dekoder P (Y) ma status tajnego urządzenie
kryptograficznego. System TAWS posiadał również DTU (data transfer unit) -
czytnik dysków, z którego wczytuje się do TAWS bazę danych geodezyjnych
(elektroniczną mapę) przeszkód terenowych (terrain database). Baza danych
geodezyjnych Smoleńska z okolicą nie jest dostępna komercjalnie u producenta
sprzętu. Prezydencki samolot mógł mieć załadowaną w swoim TAWS tajną NATO-wską
wojskową bazę danych geodezyjnych dla Smoleńska i okolicy. USAF i NATO mają
dane geodezyjne w skali globalnej jako konieczne dla precyzyjnego
naprowadzania na cel samolotów bojowych i pocisków kierowanych. Podczas zimnej
wojny szczególnie troskliwie i drobiazgowo skartowano z orbity cały ówczesny
Związek Radziecki. To wszystko mogli przejąć Rosjanie.
Ponadto w ręce Rosjan trafiła trzecia tzw. czarna skrzynka, która, według
naszych informacji, należała do polskiej Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Te wszystkie informacje to w rozumieniu premiera polskiego rządu dowód
sprawności działania naszych służb i dbałości o bezpieczeństwo państwa.
5. Edmund Klich dobrze ocenia śledztwo
Na konferencji prasowej Donald Tusk, chwaląc Moskwę, stwierdził, że polska
strona jest bardzo zadowolona ze współpracy z rosyjskimi prokuraturami. Dostęp
do wszystkich działań i materiałów Rosjanie zapewniają także - według słów
premiera - Edmundowi Klichowi, byłemu szefowi Komisji Badania Wypadków
Lotniczych (KBWL) Lotnictwa Państwowego. Dziennikarze, słysząc te słowa, byli
zdziwieni, bo jeszcze kilka dni wcześniej Edmund Klich był jednym z
najostrzejszych krytyków śledztwa, za co zresztą najpewniej stracił stanowisko
przewodniczącego KBWL na rzecz ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera
(niemającego notabene z lotnictwem nic wspólnego). Na pytanie o przyczyny tak
nagłej zmiany poglądów E. Klicha na dochodzenie, Tusk odpowiedział: `Pan Klich
w rozmowie ze mną prostował przekaz, jaki pojawił się w TVN24, i tłumaczył to
brakiem możliwości autoryzacji, ale także swoim stanem emocjonalnym'. Słowa
premiera są podwójnie absurdalne. Po pierwsze: E. Klich krytykował śledztwo
podczas wypowiedzi dla telewizji (widząc przed sobą mikrofon z logo stacji),
mówienie o braku autoryzacji jest więc nie na miejscu. Po drugie: skoro szef
Komisji Badania Wypadków Lotniczych był w tak złym stanie emocjonalnym, że
będąc zadowolony ze śledztwa, twierdził, że jest z niego zupełnie
niezadowolony, dlaczego premier akredytował go przy komisji rosyjskiej
badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem?
6. Rodziny nie miały żadnych zastrzeżeń
To kolejne kłamstwo smoleńskie. Było wręcz przeciwnie. Członkowie rodzin ofiar
katastrofy pod Smoleńskiem są zbulwersowani brakiem postępów w dochodzeniu.
Rozważają nawet wynajęcie pełnomocnika, który reprezentowałby ich oraz
monitorował śledztwo. - Tutaj chyba trudno mówić o jakichkolwiek postępach
śledztwa. Wiedzę posiadamy wyłącznie z mediów. Jesteśmy mocno zaniepokojeni
sygnałami, które płyną. Tak naprawdę wiemy, że nic nie wiemy, łącznie z tym,
że nie wiemy, kiedy doszło do katastrofy - podkreślała w wypowiedzi dla mediów
Małgorzata Wassermann.
Rosjanie prowadzący śledztwo nie uszanowali bólu rodzin, które przyjechały do
Moskwy identyfikować ofiary katastrofy. Podczas rozmów właściwie
przesłuchiwali członków rodzin, pytając o sprawy kompletnie nie związane z
tragedią. To przeczy oficjalnej wersji i gestom politycznym o otwarciu i
współczuciu rosyjskich władz i urzędników. Bo naród rosyjski rzeczywiście
zachował się w tragicznych dla nas chwilach godnie.
7. Samolot uderzył w ziemię po 8.50
W pierwszych kilkunastu dniach po katastrofie obowiązywała wersja, że samolot
rozbił się o godz. 8.56 lub kilka minut wcześniej. Kolportujący ją
dziennikarze opierali się głównie na `wypuszczonej' przez Kreml do mediów
rozmowie Władimira Putina (byłego agenta KGB) z ministrem Siergiejem Szojgu
(byłym aparatczykiem komunistycznym) i innymi dygnitarzami. Szojgu mówił w
niej Putinowi: `Panie Premierze, o 10.50 [czyli 8.50 czasu polskiego - przyp.
`GP'], samolot Tu-154 lecący z Warszawy do Smoleńska zniknął z radarów w
czasie podchodzenia do lądowania na Lotnisku Północnym w Smoleńsku. Samolot
rozbił się w lesie 300 metrów od pasa startowego. [ ] O 10.51 na miejsce
katastrofy zostały wysłane 3 brygady straży pożarnej'. Urzędnik prezydenta
Miedwiediewa, Georgij Połtawczenko, dodaje: `Byliśmy na miejscu katastrofy
dosłownie po trzech minutach'.
Dziś wiemy, że samolot rozbił się przynajmniej dziesięć minut wcześniej.
Telewizja Polsat zaprezentowała billingi, z których wynika, że jej dziennikarz
Wiktor Bater został poinformowany o katastrofie o godz. 8.40. Wiemy też, że
prawdopodobnie minutę wcześniej prezydencki Tu-154 zerwał linię energetyczną
niedaleko lotniska. Znana blogerka Kataryna słusznie zadała więc dwa pytania:
`Jakim cudem samolot znikł z radarów dopiero 10 minut po tym, jak leżał
rozbity, paląc się na ziemi, od kilku minut w towarzystwie oglądającej to z
bliska delegacji rosyjskiej, która była przy wraku już wtedy, gdy kontroler
miał jeszcze samolot na radarze?' i `czemu miało służyć to błyskawicznie
wyprodukowane kłamstwo [...] tak zgrabnie rozpisane na role?'.
8. Cztery podejścia do lądowania
Innym kłamstwem była informacja podawana przez telewizję Wiesti-24 o czterech
próbach lądowania polskiego pilota. Wiadomość ta, po kilku dniach
zdementowana, miała zapewne obarczyć odpowiedzialnością za wypadek polską
załogę (podobnie jak kłamstwo o problemach pilotów z językiem rosyjskim) i
uprawdopodobnić rzekomy wpływ na decyzję o lądowaniu prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Tej ostatniej tezie, ochoczo lansowanej przez kremlowskie media,
wtórowały w Polsce najgłośniej `Gazeta Wyborcza' i reżyser Andrzej Wajda.
Dodajmy, że analiza rejestratorów lotu wykluczyła jakikolwiek wpływ pasażerów
samolotu na postawę pilotów.
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski
A teraz zacznie się wycie agentury - do dziełą jurgeltnicy, za to wam płacą!
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy:http://niusy.onet.pl
Plączą się w zeznaniach - kominiarz i carewicz też - bo mają krew
polskiego Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i zacnej delegacji na
rękach. :-((
Antenka
|