Data: 2009-06-06 09:04:36 | |
Autor: multivatinae | |
Demokracja czy sondażotyrania | |
Demokracja czy sondażotyrania W ostatnim tygodniu media zalała fala różnego rodzaju sondaży. Szczególnie to narzędzie postanowiła wykorzystać "Gazeta Wyborcza", promując od ubiegłej soboty jedynie słuszną partię, która ma ponoć miażdżyć konkurentów. Lecz trzeba mieć świadomość, że powoływanie się w niektórych mediach na sondaże jest jednym z częściej występujących zabiegów mających przekonać ludzi do określonych osób i partii. Sondaże są jednym ze sposobów zabierania głosu przez opinię publiczną, ale przecież nie jedynym. Politykom rządzącej partii z premierem Donaldem Tuskiem na czele wygodniej jest mierzyć się ze słupkami przedstawiającymi suche dane, publikowane na dodatek w przyjaznych mu mediach, niż z głosem realnych ludzi, tak jak chociażby związkowców ze Stoczni Gdańsk, którzy przecież reprezentują swoich kolegów nie tylko z Wybrzeża, ale i wielu innych polskich zakładów. Z tego też powodu, jak mogliśmy przeczytać już 4 czerwca na internetowych stronach "Rzeczpospolitej", 20-lecie wyborów z 1989 r. premier świętował na Wawelu, a prezydent ze stoczniowcami. Jak napisała "Rzeczpospolita": "Prezydent Lech Kaczyński przyjechał przed południem do sali 'Akwen' Komisji Krajowej NSZZ 'Solidarność' w Gdańsku, gdzie wręczył państwowe odznaczenia osobom zasłużonym dla przemian demokratycznych w Polsce. (...) - Żałuję, że na tej sali, wśród najwyższych organów Rzeczypospolitej, obecny jestem tylko ja. Zaprawdę, niezależnie od różnic chciałbym, żeby było inaczej - dodał Lech Kaczyński". I to lekceważenie zwykłych ludzi przez rząd z premierem na czele, który 4 czerwca wolał towarzystwo kanclerz Niemiec Angeli Merkel niż ludzi z NSZZ "Solidarność", wbrew nadziejom Tuska widoczne jest chociażby w odwracaniu się społeczeństwa od jego gabinetu. Wyraźnie widać to w sondażu zamieszczonym w "Rzeczpospolitej" z 29 maja br., w którym ankietowani znacznie wyżej ocenili pracę prezydenta niż rządu. Wynik gabinetu stworzonego przez Platformę, wbrew temu, co chcieliby wyczytać w sondażach liderzy tej partii, jest po prostu mizerny, gdyż jedynie 7 proc. ankietowanych ceni go wysoko. Jednak liberalne media publikują bez liku badania, w których wydaje się, że co najmniej szwankuje dobór próby, by nie powiedzieć wprost, iż jest to czysta socjotechnika. Dlatego też warto wiedzieć, że powoływanie się na rzekomy głos opinii publicznej jest jednym z ulubionych narzędzi służących do urabiania społeczeństwa. Aby czynić to na masową skalę, do rozpowszechniania różnej jakości badań wykorzystywane są dyspozycyjne media, które podają te "badania" we wcześniej zaplanowany sposób. Należy jednak zaznaczyć, iż sondaże nie są źródłem wiedzy o samej rzeczywistości, lecz tylko informują, w jaki sposób jest ona postrzegana przez respondentów. Termin "sondaż" odnosi się również wyłącznie do badań reprezentatywnych, czyli takich, które zapewniają pełen przekrój badanej zbiorowości, z której w sposób losowy wybrano grupę respondentów. Zatem sondaż należy odróżnić od wszelkiego rodzaju sond ulicznych, SMS-owych czy głosowania w systemie audiotele. Jak mogliśmy zauważyć zwłaszcza w ostatnim tygodniu, sondaże stały się nieodłącznym elementem kampanii wyborczej. W wielu mediach ich prezentacja zastąpiła rzeczową debatę nad programami partii i poszczególnych kandydatów. Wręcz można zauważyć, że sondażom jest nadawany najwyższy status w relacjonowaniu kampanii wyborczej. A przecież należą one do najmniej istotnych przekazów, którym powinien poświęcać uwagę rzetelny dziennikarz relacjonujący wydarzenia publiczne. Nadmiar prognoz i sondaży wynika z faktu, że są one wygodnym narzędziem do sterowania społeczeństwem, które przy wzmocnieniu innymi przekazami - chociażby w programach informacyjnych i publicystycznych - może dać się oszukać. By udowodnić z góry przyjęte założenia, manipulatorzy podczas prezentacji wyników nagminnie nie informują odbiorców o treści zadanego pytania, lecz dokonując żonglowania słowami, wyciągają wnioski zgodne z przyjętym założeniem. Bardzo często zamieniane jest chociażby słowo "popularność" na "poparcie" i wyciągane są z tego nieuprawnione wnioski, że ankietowani chcą głosować na daną osobę czy ugrupowanie. Ci, którzy wchodzą do tak urządzonego supermarketu z politykami i dadzą się pochłonąć słupkologii, łatwo zapominają, że przy podejmowaniu decyzji, której zwieńczeniem jest oddanie głosu w lokalu wyborczym, to nie sondaże powinny być najważniejsze, lecz rzetelna informacja o dokonaniach kandydatów i stojących za nimi ugrupowań, a także staranne przemyślenie wpływu realizacji programu wyborczego głoszonego przez poszczególnych kandydatów i partie na losy Ojczyzny. Wątpliwości co do wartości poznawczych wielu sondaży budzi również fakt, że wykonywane są one na zlecenie, a zamawiający, płacąc, żądają określonych rezultatów. Dlatego chociażby z tego powodu powinniśmy z wielką rezerwą podchodzić do badań realizowanych dla mediów znanych ze wspierania określonych partii i polityków. Jak pokazuje historia sprzed czterech lat, społeczeństwo, widząc zakusy manipulatorów, może wbrew sondażom powierzyć władzę tym, którzy - chociażby wedle liberalnych dziennikarzy - powinni być pokonani. Mając tę świadomość, należy podkreślić, że tylko od nas zależy, czy zwycięży np. ten, który jest teoretycznie drugi. Dlatego powinniśmy się wystrzegać głosowania w medialnym amoku, bo ten stan powoduje poważne zagrożenie dla demokracji. Pamiętajmy, iż demokracja daje wszystkim uprawnionym do głosowania takie samo prawo w wyborze własnego przedstawiciela. I to właśnie w lokalu wyborczym, a nie w biurze ośrodka zajmującego się badaniem opinii publicznej, ostatecznie się rozstrzygnie, kto będzie nas reprezentował w Parlamencie Europejskim. Dlatego też będąc odpowiedzialni za własną Ojczyznę, mamy obowiązek wzięcia udziału w wyborach, gdyż jest to jeden z istotniejszych elementów zagwarantowania realizacji dobra wspólnego. A idąc do lokalu wyborczego, miejmy na uwadze słowa skierowane do nas w 1993 r. przez księży biskupów, mówiące o tym, iż "Katolicy nie mogą wybierać takich kandydatów lub opowiadać się za takimi programami, które są wrogie dobru narodu, społeczeństwa i państwa" czy też "niezgodne z zasadami moralności chrześcijańskiej (...)". Katolicy "powinni natomiast wybierać osoby wiarygodne, kompetentne, cieszące się zaufaniem, prawością, sumiennością i gorliwością w służbie dobru wspólnemu". Paweł Pasionek -- |
|