Data: 2013-03-17 19:14:23 | |
Autor: u2 | |
Chory premier | |
.... zdrowa Polska :
http://niezalezna.pl/39520-zdrowy-premier-chora-polska Zdrowy premier, chora Polska Wiemy już, jak można być zdrowym premierem chorego kraju. Widzimy, co dla zdrowia premiera – poza jego ambicją i osobistą dyscypliną – jest niezbędne. Dwa czynniki: przekonanie, że pole manewru władzy w Polsce jest nader nieduże, oraz że w tym rzekomo tak ciasnym futerale możliwych posunięć władzy premier nieźle sobie radzi. Od swoich zazwyczaj dowiadujesz się tego, co już wiesz. Najwięcej uczysz się od przeciwników. Dlatego słucham radia TOK FM. Także piątkowych audycji Jacka Żakowskiego, w których uczestniczą redaktorzy Tomasz Lis i Tomasz Wołek oraz prof. Wiesław Władyka. W ostatni piątek, 8 marca 2013 r., w dzień głosowania wotum nieufności, gościem red. Żakowskiego był premier Donald Tusk. Twitterowcy natychmiast zwrócili uwagę na wazelinowy charakter spotkania – i faktycznie tak było. A jednak – paradoksalnie – może właśnie dzięki temu rozmowa w studiu była nader pouczająca. Było to spotkanie najbardziej wpływowego dziś w Polsce polityka z reprezentantami ważnej części establishmentu, któremu ten polityk służy. Wazeliną smarowano w obie strony. Nie powinno to dziwić – wspólnota interesów powoduje dość mocne uzależnienie stron od siebie. Bardzo zdrowy premier Po wyjściu premiera panowie w studio podzielili się ze słuchaczami swoimi wrażeniami. Żakowski mówił: „jak słuchałem Donald Tuska, to nie miałem wrażenia, jakie odnosiłem od jakiegoś czasu, że jest to człowiek zmęczony. To mnie trochę zdziwiło, pora wczesna, czas dość ciepły, a jednak w takim zderzeniu, w bezpośrednim kontakcie robi wrażenie całkiem świeżego po prawie sześciu latach sprawowania urzędu, co jest dziwne”. Tomasz Lis dorzucił: „dwa kilo plus w ciągu dziesięciu lat, to też świadczy o nadzwyczajnej dyscyplinie, a niechęć do słodyczy nawet tak smakowitych jak dzisiaj – albo chęć, to raczej powściągnięta chęć, pokazuje, że fizycznie Donald Tusk trzyma się, jest w bardzo dobrej formie”. Naoczni eksperci się wypowiedzieli – premier jest zdrowy. Czy to powinno dziwić? Spójrzmy historycznie. Czy przez tysiąclecia nie tak właśnie funkcjonowały polityczne elity władzy autorytarnej (a innej nie było) – monarchowie, książęta, wodzowie, dyktatorzy? Czy nie było tak właśnie – ubogie, schorowane, zastraszone społeczeństwa i opływające w dostatek elity? Donald Tusk wpisuje się zatem w długą historyczną tradycję – władza jest po to, by się cieszyć życiem, długo się cieszyć, a opychanie się słodyczami od samego rana wcale temu nie służy. Spokój, spokój, święty spokój! Poza rozsądnym odżywianiem się i dbaniem o ruch (haratanie w gałę) potrzebne jest jeszcze zdrowie psychiczne. Gdy ktoś nie jest psychopatą (a obecny premier chyba nim nie jest), to do pełni zdrowia potrzeba jeszcze poczucia, że jest się (w zasadzie) dobrym człowiekiem. A dobry człowiek robi to, co (w zasadzie) do niego należy. I Donald Tusk jest (w zasadzie) przekonany, że tak właśnie postępuje. Na jakiej postawie tak sądzę? Pisałem już o tym: w „Gazecie Polskiej” (wyd. z 27 lutego 2013 r.) w tekście „System Sienkiewicza” oraz w tygodniku „W Sieci” (wyd. z 4–10 marca br.) w tekście „Donald Tusk dobrym człowiekiem jest”. Wskazałem, że klucz do psychiki premiera dają nam opracowania jego doradcy, obecnego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Uwypukla on obiektywne ograniczenia polskiej polityki, nader wąskie pole manewru dla osób rządzących naszym krajem. A skąd wiemy, że premier uważa, iż w tych ciasnych ramach właściwie rządzi swoim krajem? Oto jego wypowiedzi w przyjaznym otoczeniu środowiska TOK FM: „Dużo lepiej i bezpieczniej dla państwa jest wtedy, kiedy energia zmian buzuje wśród ludzi, organizacji pozarządowych, środowisk bezpośrednio zainteresowanych, a władza jest raczej spokojna i stara się moderować”. „Nie namówicie mnie na bycie przywódcą rewolucji obyczajowej w Polsce”. „Jeżeli myślicie, że Hollande, Cameron czy Obama są inni niż ich społeczeństwa, to się mylicie – powiedział premier. – Cameron w Wielkiej Brytanii jest możliwy dlatego, że taka stała się Wielka Brytania. Ona nie stała się bardziej liberalna wobec homoseksualistów, bo Cameron tego chciał, tylko on dostosował swoje decyzje do tego, co się dzieje w Wlk. Brytanii”. „Kiedy z analiz wynikało, że ktoś musi podjąć jedną z najbardziej ryzykownych możliwych decyzji politycznych – o wydłużeniu wieku emerytalnego – to może ja jestem po to, żeby podejmować tego typu decyzje. Ponieważ one wynikają ze strategii”. „Byłem poruszony i osobiście było mi przykro po lekturze wywiadu z Agnieszką Holland, bo nigdy nie miałem wrażenia, że stwarzam złudzenie obietnicy, że kiedy będę premierem, będę ciągnął rewolucję obyczajową jako jej lider”. Robię prawie wszystko Premier zatem czuje się OK, bo ma w głowie taki obraz spraw polskich, z którego wynika, że niewiele jest możliwe, a z tego, co zostaje, to on robi prawie wszystko. Donald Tusk nie ma dysonansu poznawczego, np. wynikającego z przekonania, że w kraju dzieje się źle, a on, polityk posiadający w państwie największy zakres władzy, temu nie przeciwdziała. Nie. Premier nie przeciwdziała, bo albo w ogóle nie można przeciwdziałać, albo też to nie miałoby większego sensu. A jak coś ma sens, to premier Tusk to robi. A jak nie robi, to znaczy, że nie warto tego robić. Czy to już cała tajemnica zdrowotności naszego przywódcy? Nie, jeszcze nie cała! Skąd premier wie, jakie jest społeczeństwo? Jeden z aksjomatów socjologii mówi, że świat społeczny jest współtworzony przez to, jak go sobie wyobrażamy. I dzieje się tak niezależnie od tego, w jakim stopniu nasze wyobrażenia są prawdziwe. Fałszywe wyobrażenia bywają nie mniej potężną społeczną siłą niż wyobrażenia prawdziwe. Skąd nasz premier wie, jakie jest nasze społeczeństwo? Od usłużnych mediów i zaprzyjaźnionych analityków. Dziennikarze z mediów opozycyjnych mają z premierem kontakt ograniczony. Ale jest jeszcze kolejny, głębszy wymiar tej sprawy. Kształt dzisiejszych społeczeństw w sporej – przy niektórych sytuacjach decydującej – mierze zależy od charakteru mediów. One nie tylko władcom, ale i wyborcom mówią (czasem wmawiają!), co jest lub nie jest możliwe. Premier nieźle wyczuwa nasze programowane medialnie społeczeństwo. Zwłaszcza tę jego część, którą musi wyczuwać, aby trwać na urzędzie. Co MUSI robić władca, by utrzymać się w siodle? Nie, wcale nie musi dobrze rządzić. Władca – by utrzymać się u władzy – nie musi troszczyć się o wszystkich. Wystarczy, że pamięta o tych, których poparcie wystarcza dla zachowania władzy. Tym razem to teza politologii. „Byłem poruszony i osobiście było mi przykro po lekturze wywiadu z Holland” – przytoczywszy te słowa Tuska, internauta komentuje na portalu Tokfm: „Bieda i bezrobocie w Polsce już mnie tak nie porusza i z tego powodu wcale nie jest mi przykro!!!”. Tu jest sedno sprawy. Nie wierzycie? Myślicie: to tylko jakiś tam internauta! We „Wprost” (wyd. z 25 lutego – 3 marca br.) wypowiada się życzliwy Platformie Aleksander Smolar: „Przepraszanie za słowa wulgarne i głupie szkodnika politycznego, jakim jest pan Niesiołowski, nie świadczy o jakiejś szczególnej wrażliwości moralnej premiera. Co nie znaczy, że jej nie ma. Ale przecież wielokrotnie tolerował chamstwo ze strony tego pana czy przedtem Palikota, kiedy ten był w jego własnej partii. Jeżeli teraz wystąpił w obronie Agnieszki Holland, to znaczy, że dostrzegł w tym zagrożenie dla swojego poparcia społecznego. (…) ma świadomość, że słowa Agnieszki Holland zagrażają pozycji Platformy, bo jest ona osobą znaną, rozpoznawalną, cieszącą się zaufaniem, i że mogą mieć wpływ na część wyborców. (…) A ja nie widziałem żadnej inicjatywy Tuska dążącej do poszerzenia zaplecza politycznego nie po to po prostu, żeby móc wygodnie rządzić, tylko po to, żeby móc podejmować trudne, a więc poważne decyzje”. Zatem wiemy już, jak można być zdrowym premierem chorego kraju. Widzimy, co dla zdrowia premiera – poza jego ambicją i osobistą dyscypliną – jest niezbędne. Dwa czynniki: przekonanie, że pole manewru władzy w Polsce jest nader nieduże, oraz że w tym rzekomo tak ciasnym futerale możliwych posunięć władzy premier nieźle sobie radzi. Ale, by takie przekonanie utrzymać, potrzebna jest gra, w której ważna część mediów wyrzekła się misji krytycznego prześwietlania sytuacji w kraju, a zwłaszcza posunięć władzy. Owa część mediów czyni tak w swoim dobrze pojętym bieżącym interesie – bo sama jest częścią obozu władzy. Z tym, że jego interesy często kolidują z potrzebami rozwoju Polski. Kiedy władca upada? Władca upada, gdy środowiska inne od tych, na które postawił, stają się silniejsze. Wtedy nie wystarczy przepraszanie pani reżyser. To zaś zależy od pomysłowości i nie/sprawności obozu patriotycznego. PS Proszę zerknąć na mój, zamieszczony ongiś w „Gazecie Polskiej”, tekst pt. „»Dziennikarz« instruuje polityka” dostępny w necie. Autor: Andrzej Zybertowicz Żródło: Gazeta Polska -- "Główną motywacją mojej aktywności publicznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy. Nawet na pewno..." - Donald Tusk: Gazeta Wyborcza, 15–16 października 2005 |
|