Data: 2010-05-28 18:47:34 | |
Autor: precz z gnomem | |
Bielan wszystko wie, choć nic nie przeczytał. | |
Bielan nie czytał mojego artykułu o przekręcie we wrocławskim SKOK-u. A jeśli nawet czytał, to nie zrozumiał. Mimo to mnie obsmarowuje i broni uwikłanego w tę aferę Dubienieckiego
Rok temu grupa cwaniaków wyłudziła 12 mln zł z wrocławskiego SKOK-u. Prokuratura wszczęła śledztwo i cwaniaków posadziła. Za to, że posłużyli się sfingowanymi umowami, by wydębić z sądu nakazy zapłaty. I namówili komorników, by tymi nakazami zająć w SKOK-u te 12 milionów. Gdy szwindel wyszedł na jaw, sprawa została odkręcona i komornicy pieniądze zaczęli zwracać do SKOK-u. Tyle że na końcu tego łańcucha pojawił się Marcin Dubieniecki - adwokat, a prywatnie zięć zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który 20 lat temu jako gdański działacz "Solidarności" pomagał organizować w Polsce cały system SKOK-ów. Dubieniecki namawiał komorników, by nie zwracać pieniędzy prawowitym właścicielom, lecz przelać je m.in. na konto kwidzyńskiej kancelarii jego ojca, Marka Dubienieckiego; okrągłe 750 tys. zł. Ale komornicy Dubienieckiego pogonili, bo już huczało, że prokuratura ściga cwaniaków. Pałęta się tam jeszcze spółka-krzak, również próbująca uszczknąć coś z wyłudzonych od SKOK-u pieniędzy. Przed sądem spółkę tę reprezentowała kancelaria Dubienieckiego-ojca. Adres zaś ta spółka miała w domu znajomego Marcina Dubienieckiego, choć znajomy twierdzi, że nic o tym nie wiedział. Opisałem tę intrygę w piątkowej "Gazecie" w artykule "Egzekutor z Kwidzyna", pytając o rolę, jaką tu odgrywał Marcin Dubieniecki prowadzący wraz z ojcem kancelarię adwokacką w Kwidzynie? Odpowiedź zna - o, dziwo - Adam Bielan z PiS. W piątek w Radiu Zet powiedział: "O ile zrozumiałem, pan Marcin [Dubieniecki] po prostu bronił osób oskarżonych". I brnął dalej: że przecież adwokat ma prawo bronić ludzi podejrzanych, że "Wyborcza" się czepia, a artykuł to "wrzuta służb specjalnych". Nad tymi dywagacjami gospodyni audycji Monika Olejnik przeszła do porządku. "Wrzutę służb specjalnych" pominę przez litość, bo to metoda do reszty już wyświechtana przez polityków. Ale pytanie - co czytał Bielan? - nie daje mi spokoju. Bo Marcin Dubieniecki nie bronił żadnych oskarżonych w tej sprawie, a na pewno nie było o tym mowy w moim artykule. Dzwonię więc do Bielana: - Czytał pan artykuł? - Przejrzałem. Na tyle, ile mi pokazała pani Olejnik przed anteną. - Zrozumiał pan, co tam jest napisane? - A jakie zarzuty stawiacie panu Dubienieckiemu? - Czyli pan nie zrozumiał, bo nie czytał? - Wie pan, gdybym czytał wszystko... Nie dam rady. - To po co pan wygadywał, że czytał, skoro nie? I na dodatek pan nie zrozumiał? - Z Moniką Olejnik nie da się tak, że nie wiem. Nie da się u niej uciec od tematu, jak już drąży, trzeba coś powiedzieć. Sam pan wie przecież, jak jest. Nie wiem, panie Bielan, jak jest u pana i Moniki Olejnik. Powiem panu, jak jest u mnie: jak nie rozumiem, to się nie odzywam, by nie robić z siebie idioty. Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,7949536,Bielan_wszystko_wie__choc_nic_nie_przeczytal.html#ixzz0pF9FdyCJ Do tego artykułu dorzuciłbym tylko jedno zdanie: Bielan nie musi robic z siebie idioty, że nim jest udowodnił wiele razy. Przemysław Warzywny -- "Wygrana w wyborach Jarosława Kaczyńskiego może spowodować, że Polska spadnie do rangi Ruandy i Burundi, a rządziłby nią "człowiek, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych. Wyrok w procesie apelacyjnym w aferze gruntowej uchylony. Argumenty Mariusza Kamińskiego, b. szefa CBA, i jego zwolenników, że wszystko zgodne z prawem, upadły". |
|