Data: 2017-02-02 07:57:13 | |
Autor: Mark Woydak | |
5. Mit wyzwolonego z przeszłości i zbuntowanego | |
5. Mit wyzwolonego z przeszłości i zbuntowanego Kiedy w październiku 1980 r. Wałęsa pojechał w swoje rodzinne strony, był bliski wyrzucenia z siebie całej udręki, którą w sobie nosił. Być może to nagły impuls religijny, skrucha i rachunek sumienia wyznane w konfesjonale w przededniu Święta Zmarłych i odwiedzenie grobu rodziców, poprowadziły go ku zaskakującemu publicznemu wyznaniu. 1 listopada 1980 r. stanął przed tłumem ludzi we Włocławku, których dobrze znał z dawnych lipieńskich czasów, i zaczął nagle mówić, że w 1970 r. ,,kierował strajkiem" w Stoczni Gdańskiej ,,bardzo nieudolnie, bardzo źle", a później miał ,,okresy zachwiania, podłamania trochę i doszedłem do wniosku, że ja jednak nie zorganizuję tego ruchu, bo byłem za bardzo obstawiany". Mówił chaotycznie i niezrozumiale, ale na pewno o sobie i swojej agenturalności: ,,Tam myślałem - człowieku zdechniesz - wiesz, że mało tego system ten jest taki chwiejny, że nie wiesz, czy jutro ktoś nie odda twoich dokumentów i nie powie albo nie wstanie ci ten, co tobie proponował i on to powie, że tobie to proponował, bo chciał zobaczyć, czy ty będziesz człowiekiem dobrym czy złym. On to powie. Nie wierzcie tym agenciakom, oni się wszyscy wysypią. Bo oni, tamci spece, oni powiedzą, że jak on się pchał, to ja go przyjąłem, ale patrzcie co mam - to się wszystko wyda - wyda się nie teraz to później - ale się wyda i dlatego człowiek się zastanawia, gdzie trafi - najlepiej się zastanowić w kościele, bo ci stara ani dzieci nie przeszkadzają. Tam się przez godzinę uporządkujesz. Ja, jak wchodzę do kościoła, to zapominam o wszystkim - ja się tam sprawdziłem - myślałem, ile mi jeszcze zostało, może dzień, może rok - tego nie przewidzisz - i z czym ja stanę, że zdrajca, że świnia, że oszukał ludzi". Chorobliwa ambicja i pycha Wałęsy połączona z silnym kompleksem przeszłości i strachem przed komunistami prowadziły ,,Solidarność" ku katastrofie. Jego pozycja w ,,związku coraz bardziej zależała od wsparcia, jakiego udzielał mu obóz władzy w walce z wewnętrzną opozycją w ,,Solidarności". Przekazywanie Wałęsie wyprzedzających informacji na temat zamiarów jego oponentów w związku, ukierunkowanie agentury na pomoc przewodniczącemu, wreszcie przygotowanie alternatywnego wariantu na wypadek wyeliminowania Wałęsy z kierownictwa ,,Solidarności" przez ,,ekstremistów", wszystko to należało w 1981 r. do podstawowych zadań SB. Wałęsa posiadał własne nieformalne kontakty z ludźmi obozu władzy. Broniąc się w stanie wojennym przed zarzutem walki z ustrojem, przywoływał nawet swoje zasługi w walce z solidarnościową ,,ekstremą" i ujawnił zakulisowe rozmowy i ustalenia z komunistami. W rozmowie z przedstawicielami władz z listopada 1982 r. wspominał zakulisowe gry, w których uczestniczył w 1981 r.: ,,Głównie chodzi o to, żeby odsunąć ekspertów, tych, którzy wam nie odpowiadają. Ja ich odsunę. Siadamy razem z ministrem Cioskiem, czy z kimś innym i opracowujemy statut doradców. To mówiłem przed stanem wojennym Kołodziejskiemu. W tym statucie będzie, że doradca i ekspert to tylko opracowuje i nawet nie wypowiada się. Opracowuje tematy, które wcześniej są uzgodnione z Cioskiem. W ostatnim punkcie byłoby napisane, że kto na swoją rękę jeździ i się wygłupia, i tworzy, to może dostać baty, bo on nie jest Związek i nie wykonuje poleceń związkowych. Część by się zgodziła a część nie. Wtedy oni sami odpowiadają. To nie ja". W kontekście nieformalnych kontaktów z ludźmi władzy Wałęsa mówił też o decyzjach kadrowych: ,,Nie zarzuci pan mi nic, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam mógł się nie podobać. Wyczyściłem. Nie zarzuci mi pan też, że tam, gdzie miałem wpływ, to znaczy w prezydium KK [NSZZ ,,Solidarność"], które dobierałem, dobrałem jednego człowieka, który wam nie odpowiadał. Pytałem się nawet". |
|